Lucyfer, któremu uroił się status „(…) podobnego do Najwyższego” to tylko najbardziej skrajny przykład zjawiska znanego przez starożytnych Hellenów mianem hybris.
„Rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu” to kolejna znakomita antologia autorstwa Tiburce’a Ogera wspomaganego w warstwie scenariuszowej przez Herve Richeza oraz zastęp znających się na swoim fachu plastyków.
Krwawa i bezpardonowa wojna między zwolennikami Dzeusa a wcześniejszym pokoleniem nadistot zwanych tytanami wyklarowała porządek rzeczy pod nieboskłonem mitycznej rzeczywistości antycznych Hellenów.
I już po. Po tegorocznym komiksowym święcie w Łodzi a co za tym idzie, do rąk trafił kolejny AKT – 36 już zresztą – a powoli można już wypatrywać numeru hmm… świątecznego.
Krótkie, bo niespełna czterdziestoletnie życie Jacka Londona, swoją intensywnością jest w stanie zawstydzić niemal każdego, komu wydaje się, że żyje pełnią życia.
Pomimo upływu równo trzydziestu lat od startu kosmicznej sagi Luiza Eduarda De Oliveiry (szerzej znanego jako Leo) znać, że nadal ma się ona co najmniej dobrze.
Od momentu zaistnienia linii wydawniczej DC Black Label znać w niej zdecydowaną przewagę realizacji z udziałem Batmana oraz osobowości blisko z nim powiązanych (vide m.in. „Joker/Harley: Zabójczy umysł”).
Dokonania Gartha Ennisa w miesięczniku poświęconym wrednemu magowi już na etapie ich pierwszej prezentacji uznane zostały za wyjątkowe i godne polecania.
Konwencja superbohaterska to oczywiście domena twórców anglosaskich; niemniej okazjonalnie wątki i motywy dla niej charakterystyczne dają o sobie znać również w komiksowych produkcja frankofońskich.
Objęcie funkcji scenarzysty komiksowych perypetii Kapitana Ameryki przez Eda Brubakera, okazało się jednym z najbardziej fortunnych zrządzeń losu nie tylko dla wspomnianego protagonisty, ale też dla superbohaterskiej konwencji w całej jej rozciągłości.
Populacja dzieciarni wciąż nie daje się przetrzebić, nawet pomimo tego, że od kilku tomów nasza heroina, zamiast uganiać się za potworami, sama jest zwierzyną, na którą polują koledzy po fachu.
Ledwie skończyłem czytać czerwcowy numer AKT-u, a tu już przecież wkrótce „emefka” i na horyzoncie jawi się kolejny już odcinek wywodzącego się z Torunia magazynu komiksowego.
Nie da się ukryć, że realia zaistniałe w efekcie ingerencji Barry’ego Allena w strukturę czasoprzestrzeni (o czym więcej w opowieści „Flashpoint-Punkt krytyczny”) jawiły się jako obiecujący „front” dla kolejnych, osadzonych w nich fabuł.
Wraz z kolejnymi odsłonami serii „Frnck” nie tylko w prehistorii przybywa osób z przyszłości, ale także coraz bardziej zawiłe stają się kolejne zdarzenia rozgrywające się w różnych planach czasowych.