Fantastyczny Festiwal Wyobraźni StarFest 2024 - relacja
Dodane: 30-10-2024 22:52 ()
W przedostatni weekend października odbyła się w Lublinie trzecia edycja Fantastycznego Festiwalu Wyobraźni StarFest 2024. Impreza po raz pierwszy była organizowana wyłącznie przez Targi Lublin, bez udziału Fundacji Po Innej Stronie Mocy, a więc bez fandomowego wsparcia organizacyjnego. Odbyła się jak zwykle w siedzibie organizatora, a więc w przestrzeniach targowych zlokalizowanych przy ul. Dworcowej 11 w Lublinie.
Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło w porównaniu z dwoma pierwszymi edycjami imprezy. Gdy jednak przyjrzeć się z bliska, różnic pojawiło się sporo.
Mniejsza hala podobnie jak w zeszłych latach stanowiła przede wszystkim przestrzeń do grania. Znalazło się tu również kilka wystaw oraz kącik dziecięcy z dmuchańcem, malowaniem twarzy i warsztatami, podobny do zeszłorocznego. Najważniejsza jednak była tu strefa dla graczy.
Organizatorzy postarali się wynająć Żywieckie Stowarzyszenie Fantastyki „Parzenica”, które przygotowało sporą przestrzeń gier wideo. Złożyły się na nią: około 40 stanowisk konsolowych oraz kilkanaście retro, gdzie można było pograć w stare kultowe gry. Poza możliwością grania przez trzy dni odbywały się turnieje, w których wygrać można było nagrody. I o ile sama strefa była dobrze zorganizowana i przyciągała sporo ludzi, to nagrody w konkursach były bardzo słabe. Zwycięzcy narzekali, że np. za pierwsze miejsce otrzymali plastikową małą figurkę (której wzór został ściągnięty z sieci i na podstawce dodano nazwę festiwalu) oraz kilka drobiazgów w stylu notesik lub długopis. Jak na dużą i aspirującą imprezę to wyjątkowo kiepsko.
Nieco dalej rozłożony został właściwy games room, a więc wypożyczalnia gier planszowych i przestrzeń do grania. Za całość odpowiadał sklep Gra na Czas, organizator m.in. imprezy planszówkowej 3K6. Całość była prowadzona rzetelnie, a wybór tytułów spory. Odbyło się tu również kilka turniejów, jak również prezentacji nowych gier. Przestrzeń cieszyła się dużą popularnością i była przez większość czasu wypełniona po brzegi. Niestety miejsca było niezbyt dużo. Organizatorzy przygotowali za mało stołów i krzeseł. Czasami chętni musieli odejść z kwitkiem, gdyż nie było miejsca na partyjkę w ulubioną planszówkę. Gdzie te czasy starych Falkonów, kiedy prawie cała hala była przeznaczona na games room?
Na końcu hali zorganizowano za ścianką niewielką przestrzeń na sesje rpg. Pomysł dobry, choć niestety i tak było tam głośno i o komfortowym graniu nie było mowy.
Nie rozumiem natomiast pomysłu umieszczenia na hali, i to w dodatku blisko jej środkowej części, mini sceny, gdzie odbywały się co pewien czas prelekcje. Twórców programu w ogóle nie było słychać, a dyskomfort mówienia do słuchaczy w hali pełnej hałasu musiał być ogromny. W konsekwencji nikt nie mógł być zadowolony z odbywających się tu punktów programu.
Na hali znajdowały się również dwie wystawy. Pierwszą z nich była prezentacja Lego. I tu znów, o ile sam pomysł należy pochwalić, gdyż duńskie klocki są niesamowite i można z nich budować cuda, to sama wystawa była mała i nieciekawa. Wielokrotnie widywałem znacznie większe i znacznie bardziej atrakcyjne. Druga wystawa natomiast przedstawiała rozmaite fantastyczne stworzenia, głównie pokemony – modele wykonane z papieru i pomalowane. Mnogość tych istot, ich ciekawy wygląd i wielość zastosowanej kolorystyki sprawiał, że eksponaty musiały podobać się chyba każdemu. Plus dla organizatorów.
Druga, większa hala była zorganizowana podobnie jak w zeszłych latach. Większość zajmowały długie rzędy wystawców, na końcu zaś umiejscowiono arenę oraz scenę, a także wystawę Star Wars.
Stoisk naliczyłem około 150, z czego około 100 handlowych. Wybór więc był duży i każdy miłośnik fantastyki mógł znaleźć coś dla siebie. Szczególnie amatorzy oryginalnej biżuterii nawiązującej do fantastyki oraz przeróżnych gadżetów mogli być zadowoleni, mogąc przebierać w proponowanym asortymencie. Na szczęście tylko część oferty pochodziła z Aliexpressu czy Temu.
Gorzej było z ofertą gier. Naliczyłem tylko kilka stoisk z grami planszowymi, chyba ze dwa z bitewniakami, erpegami i karciankami. Przy czym żadnych wydawców czy dystrybutorów i mało nowości. Jeśli jakiś gracz liczył na szeroką ofertę i dobre rabaty, to się przeliczył. Chyba jeszcze gorzej było z ofertą dla czytelników. Festiwal skłonił do wystawienia się głównie samowydawców, których oferta jest niewielka. Pojawiło się jeszcze nieduże wydawnictwo Planeta Czytelnika z Łodzi oraz lokalna księgarnia Tak.Czytam, posiadająca w swoim asortymencie tanie książki – końcówki nakładów, które nie sprzedały się lata temu i wydawcy próbują je upłynnić za niewielkie kwoty. Żadnych nowości. Czytelnicy musieli być rozczarowani taką ofertą.
Dużo za to było gastronomii, nikt nie mógł raczej narzekać, że nie ma co zjeść. Oferta obejmowała zarówno popularne fast foody, jak i dania restauracyjne. Można było też skosztować kuchni azjatyckiej, a nawet chałwy i innych przysmaków z Bliskiego Wschodu. Gorzej było z cenami, bardzo wysokimi, np. 25 zł za zapiekankę to jest gruba przesada.
Mankamentem było rozłożenie wystawców. Brakowało wertykalnych korytarzy, co powodowało, że wiele stoisk można było ominąć, nie zdając sobie sprawy z ich istnienia. Najgorsze jednak było ułożenie niektórych ciągów wystawców w taki sposób, że zwiedzający oglądali ich plecy i zaplecza. Zamiast ustawiać stoiska w dwóch rzędach, plecami do siebie, organizatorzy wiele z nich ustawili tak, że ktoś łatwo mógłby podwędzić jakieś cenne rzeczy. Ponadto wyglądało to nieestetycznie i nieprofesjonalnie. Dziwię się, gdyż organizator regularnie organizuje targi, gdzie ma do czynienia z setkami stoisk, a tu taka wtopa.
Niedaleko sceny organizatorzy umieścili arenę. Na niej odbywały się walki tzw. bezpieczną bronią. Potyczki cieszyły się sporą popularnością. Brakowało jednak jakiegoś show, turniejów, publiczności. W efekcie otrzymaliśmy fajną atrakcję, której potencjał nie został wykorzystany.
Z kolei pochwalić należy Targi Lublin za stworzenie dodatkowej strefy konsolowej Nintendo w hali wystawców. Znajdowało się tu kilkanaście konsol, na których można było pograć w hitowe tytuły japońskiego giganta. Właściwie cały czas uczestnicy tłumnie odwiedzali tę przestrzeń i cieszyli się, mogąc oddać się rozrywce.
Najmocniejszym chyba punktem tegorocznego StarFestu była wystawa modeli Star Wars. Kilkadziesiąt eksponatów, głównie pojazdów i postaci z jednej z najpopularniejszych serii fantastycznych robiło wielkie wrażenie. Pięknie wykonane, dużych rozmiarów, budziły podziw. Była to co prawda ta sama wystawa, którą można było oglądać w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie na jesieni 2021 roku, niemniej kto nie widział, niech żałuje. Warto było mieć możliwość jej obejrzenia.
Na koniec tej części trzeba omówić kwestię sceny. Umieszczono ją w lewym rogu, na końcu hali, mniej więcej pod kątem 45 stopni. Scena prezentowała się godnie, dobrym pomysłem było umieszczenie tła z logo StarFestu. Jednak jej położenie sprawiało, że dźwięk niósł się po hali, skutecznie zagłuszając wiele rozmów. Dla wystawców był prawdziwą udręką. Kiedy milkł jakiś koncert, od razu ludzie odczuwali ulgę. Po prostu nagłośnienie było fatalne.
Na scenie zaplanowano wiele atrakcji. Miał miejsce m.in. pokaz iluzji Pan Buźki, spotkanie z Napromieniowanymi czy Maciejem Kaweckim, występ Vincenta von Grotesque oraz kilka innych koncertów utrzymanych w klimatach rockowych, folkowych i metalowych. Odbył się również występ Furusato Idols, a więc także dla fanów kultury japońskiej znalazło się coś fajnego. Pozornie program sceny wydawał się dość atrakcyjny. Może nie było tu wielkich gwiazd, a część gości powtarzała się z poprzednią edycją, to generalnie oferowali oni atrakcje na wysokim poziomie.
Jednak czy z powodu nagłośnienia, czy mniejszej liczby uczestników, a może umiejscowienia sceny na samym końcu – atrakcje na scenie cieszyły się niewielkim zainteresowaniem. Niemal na każdej siedziała garstka osób przed sceną, oraz nieco dalej – w strefie relaksu, gdzie na wykładzinie i leżakach koczowały grupki ludzi (choć nie wiem, jak można odpoczywać w takim hałasie). Aż patrzyłem z pewnym zażenowaniem, jak na scenie występuje jakiś artysta czy prelegent, opowiada ciekawe rzeczy, za których organizatorzy pewnie niemało zapłacili, a słucha go może 20, może 30 osób. Ewidentnie coś tutaj nie zagrało.
Wyjątkiem okazał się cosplay, jedna z najbardziej wyczekiwanych atrakcji festiwalu. Stał na niezłym poziomie, a mi osobiście najbardziej podobał się oczywiście Wiedźmin. Pula nagród była przyzwoita – 1500 zł – choć werdykty w poszczególnych kategoriach wzbudzały kontrowersje. Niemniej należy uznać tę część za dość udaną.
Poza halami można było wziąć udział w części prelekcyjnej, a więc w tym, co jest sercem konwentu. Jak dotąd targi miały niewiele przestrzeni konferencyjnej, głównie dwie sale. To się zmieniło w tym roku. Znajdującą się na pierwszym piętrze antresolę zabudowano salami prelekcyjnymi, nowocześnie wyposażonymi i wyciszonymi. Wreszcie prelegenci mogli występować w świetnych warunkach przy dobrej akustyce. Organizatorzy w tych przestrzeniach zaplanowali pięć całodziennych bloków prelekcyjnych. Może nie jest to dużo na kilkutysięczną imprezę, ale bez wątpienia to spory postęp.
Niestety, tu czekało uczestników chyba największe rozczarowanie. Program prelekcyjny był zwyczajnie słaby. Niewiele prelekcji przyciągało uwagę. Widać, że tu szczególnie zabrakło współpracy z fandomem. Okazało się, że budowanie dobrego programu jest wielką słabością Targów Lublin. Prelekcje stały na zróżnicowanym poziomie – od dobrych, poprzez średnie, aż po słabe. Widać było, że organizatorzy w dużym stopniu ograniczyli się do przyjęcia zgłoszeń przez formularz, nie rozumiejąc, że to uzupełnienie programu, a nie jego rdzeń. Nie dokonali weryfikacji nadesłanych zgłoszeń, a być może po prostu było ich niewystarczająco. Wydawać by się mogło, że właściwie każdy, kto zgłosił jakąkolwiek atrakcję, jeśli nie generowała kosztów – był przyjmowany do programu. To musiało sprawić, że program prelekcyjny okaże się słaby, i taki niestety był.
Mocnym punktem są zawsze znani, cenieni i lubiani twórcy. Tworzą oni ciekawe prelekcje, uczestniczą w panelach dyskusyjnych, przyciągają miłośników swojej twórczości. Na StarFeście 2024 było pod tym względem bardzo słabo. Twórczy line-up wydawał się już przed startem imprezy dosyć ubogi. Kiedy jednak okazało się, że dwie gwiazdy – Andrzej Pilipiuk i Jarosław Grzędowicz nie dojadą – wybór twórców stał się bardzo słaby. Chyba najbardziej znaną pisarką była lubelska autorka Agnieszka Hałas, która świetnie pisze i jest laureatką m.in. nagrody im. Janusza A. Zajdla, ale wciąż jest mało rozpoznawalna.
Właściwie te same uwagi odnoszą się do braku przedstawicieli środowiska naukowego w programie. Osoby uczone mają zwykle wiele interesujących treści do przekazania i gwarantują wysoką jakość wystąpień. Często chętnie występują na festiwalach. Dziwne, że niemal nie pojawili się w programie StarFestu.
Nie przewidziano chyba w ogóle paneli dyskusyjnych. Dyskusje cieszą się na imprezach fantastycznych niesłabnącą popularnością. Przyciągają wielu fanów, którzy chętnie wdają się w debaty, zadają pytania i żywo reagują. Do panelu potrzeba jednak trochę przygotować: trzeba wymyślić temat, znaleźć kilku dysputantów oraz moderatora, który pokieruje dyskusją. Okazało się, że organizatorzy nie mają takich zasobów.
Podobnie zawiodły konkursy. Było ich mało, a nagrody wołały o pomstę do nieba. Organizatorzy tu w ogóle się nie postarali.
Dopisała za to atmosfera. Po konwencie przechadzało się mnóstwo osób poprzebieranych za najróżniejsze postaci. To jest to, co tak przyciąga fanów na kolejne eventy fantastyczne: atmosfera i ludzie podzielający jedną pasję, mający podobne zainteresowania. To dla nich przede wszystkim warto było pojawić się w Lublinie na StarFeście 2024.
Albowiem organizacyjnie festiwal wypadł dosyć blado. Organizatorzy nie udźwignęli programu prelekcyjnego. Nie udało się im też pozyskać większej liczby ciekawych czy znanych postaci – czy to związanych z fantastyką, czy ogólnie z popkulturą. Mieli też trochę większych lub mniejszych wtop, które należy uznać za kompromitujące, szczególnie dla organizatora z tak dużym doświadczeniem. Aby nie być gołosłownym, wymienię kilka. Organizatorzy zaplanowali na 15.00 w piątek początek imprezy. A tej porze ruszał cały program i hala wystawców. Problem polegał na tym, że także o 15.00 dopiero postanowiono wpuszczać uczestników. Skończyło się na tym, że pierwszy kwadrans czy dwa zaczął się od gigantycznych kolejek do szatni i tłoku przy wejściach. Twórcy programu zaczynali swoje atrakcje, mając przed sobą po kilka osób, gdyż pozostali nie zdołali jeszcze dotrzeć. Pojawił się stres i wkurzenie na nieporadność organizatorów.
Drugim mankamentem była informacja o programie, a właściwie jej brak. StarFestu nie było w aplikacji Konwencik. A przy wejściu nie przewidziano rozdawania papierowych programów. Jedynym miejscem, gdzie można było zapoznać się z programem, była strona festiwalu. Było to jednak rozwiązanie niewygodne, gdyż niełatwo było nawigować po niej, a wyszukiwanie poszczególnych punktów programu trwało wieki.
Organizatorzy nie informowali też, jeśli jakaś atrakcja wypadła z programu. Na przykład o nieobecności Andrzeja Pilipiuka wiedzieli już w czwartek, ale tego nie ogłosili. O nieobecności Jarosława Grzędowicza poinformowali dopiero na początku jego spotkania. Niczym też jej nie zastąpili. Co ciekawe, występujący przed nią człowiek z kanału Napromieniowani, został ponaglony, aby skończyć o równej godzinie swoje wystąpienie.
Nikomu nie przyszło do głowy, aby, skoro autora Pana Lodowego Ogrodu nie będzie, poprosić prelegenta o przeciągnięcie prelekcji o kolejne minuty. Tym bardziej że widać było, że gość się rozwijał i z przyjemnością dalej by opowiadał. Skandalem było też potraktowanie zespołu Bergamasca, któremu nie zapewniono odpowiedniego nagłośnienia. To spowodowało, że muzycy odwołali swój występ. Przeprosiny otrzymali dopiero, jak na Facebooku wypomnieli organizatorom, że nawet tego nie otrzymali. Ogólnie problemem było to, że nie przewidziano żadnych rezerwowych punktów programu. Kiedy jakaś atrakcja wypadała, organizatorzy nie mieli niczego w zanadrzu, by ją zastąpić. Dziwne, że tak doświadczonemu podmiotowi coś takiego się przydarzyło.
Trudno jest ocenić StarFest 2024 jednoznacznie. Myślę, że dla młodszych osób to był jeden z wielu fajnych eventów, na którym spędzili czas, świetnie się bawiąc. Zachwyciły ich stroje, oferta stoisk, rozmach obiektu, dużo gier i wystaw. Wszystko było kolorowe, dużo przebranych ludzi snujących się w te i we wte, wspaniała atmosfera fantastycznego święta. Starsza młodzież i dorośli byli raczej zniechęceni i rozczarowani. Oczywiście ich też pociągnęła atmosfera, spotkanie wielu ludzi, nierzadko dawno niewidzianych znajomych itp. Samym programem i poziomem organizacji musieli być jednak zawiedzeni.
I do tego te ceny. 140 zł za trzy dni i 110 zł za samą sobotę to jak na lubelskie standardy drogo, szczególnie za to, co oferował festiwal. Te ceny powinny być niższe o 1/3. Mało więc było rodzin z dziećmi, skoro na taki rodzinny wypad trzeba było wyłożyć naprawdę dużo kasy. Mniej było też uczestników, co było widać na halach. Frekwencja musiała być niższa niż w poprzednich edycjach StarFestu. Co prawda organizatorzy podali liczbę uczestników na ponad sześć tysięcy, ale można tę informację włożyć między bajki, chyba że uczestników liczyli za każdy dzień oddzielnie. Na moje oko wieloletniego bywalca StarFestów, Falkonów, Pyrkonów i innych mniejszych i większych imprez StarFest 2024 mógł mieć około czterech tysięcy uczestników. Widzieli to też choćby wystawcy, którzy ogólnie bardzo narzekali na niską sprzedaż, przyznając, że ludzi jest wyraźnie mniej niż w zeszłym roku.
Tegoroczny StarFest uważam za straconą szansę. Festiwal zanotował wyraźny regres – trochę pod względem organizacyjnym, przede wszystkim pod względem programowym. Wielu uczestników mówiło mi, że niewiele mogą znaleźć w programie dla siebie. Miałem podobne zdanie. Słaby program i wysoka wejściówka przełożyły się na niższą frekwencję. Miejmy nadzieję, że za rok będzie lepiej. Czy się wybiorę? Pewnie tak, bo mam niedaleko, a w okolicy niewiele podobnych wydarzeń. Czy mogę polecić tę imprezę innym? Na pewno nie za tę cenę.
A teraz czekam na odpowiedź Falkonu. Ciekaw jestem, czy po problemach z miejscem na ostatniej edycji, uda się pokazać lepszą jakość. StarFest nie zawiesił wysoko poprzeczki, więc wszystko w rękach Falkonu.
Ocena:
- dla dzieci i młodszej młodzieży – 7/10
- dla starszej młodzieży i dorosłych – 3/10
comments powered by Disqus