„Star Wars. Wielka Republika: Bitwa o Moc” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 02-10-2024 21:08 ()


Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie wśród twórców gwiezdnowojennych serii komiksowych szerzy się nowa moda – na mozolne i niemiłosiernie rozciągnięte budowanie historii w pierwszym komiksie, zakończonym klasycznym cliffhangerem, by w kolejnym zasypać nas fajerwerkami. W recenzji poprzedniego tomu „Wielkiej Republiki” – „Równowagi Mocy” – narzekałem, że scenarzysta zdecydowanie za dużo czasu poświęca rozpędzeniu się do właściwej prędkości. To teraz szala się przechyliła całkiem w drugą stronę i w „Bitwie o Moc” akcja gna na załamanie karku. Ale czy to na pewno dobrze?

Bitwa o Jedhę zaczęła się na dobre. Nasi bohaterowie z „Równowagi Mocy”, Vildar, Tey i Matty, jak przystało na Jedi (i eksstrażnika Whillsów) dwoją się i troją, by ratować cywilów i walczyć ze złolami. Kto się jednak spodziewał epickich scen bitwy, ten od komiksu odejdzie rozczarowany. Owszem, dzieje się dużo, ale historia jest wręcz kameralna. Z drugiej strony, inaczej niż w tomie pierwszym, „Bitwa o Moc” jest silniej powiązana z resztą drugiej fazy „Wielkiej Republiki” – docenią to szczególnie fani Yany Ro i Niwelatorów, ale nieznajomość drugiej fazy raczej nie powinna wpłynąć na wrażenia z lektury.

To jaki jest ten komiks? Oprócz tego, że po brzegi wypełniają go wybuchy, strzelaniny i bijatyki, jest zaskakująco intymny w kwestii kreacji bohaterów. Tak jak w poprzednim tomie Vildar nie sprawiał wrażenia zbyt dobrego wrażenia – novum dla „Wielkiej Republiki”, przynajmniej z mojej perspektywy – tak tutaj stał się intrygującym i niejednoznacznym bohaterem. Matty, gadatliwa i niepewna siebie padawanka, nabrała odwagi, charakteru i koloru, i świetnie wpasowuje się jako pośredniczka między małomównym Vildarem a tryskającym humorem Teyem. Ogólnie postaci zasługują na duży plus, i prezentują się lepiej niż w pierwszym tomie.

Wprawdzie starcie Jedi z Niwelatorem stało się nieco ogranym motywem, niebudzącym już takiego przerażenia, jak w fazie pierwszej, niemniej twórcy cyklu wciąż potrafią z tego wyciągnąć dużą dawkę emocji – tak jak w „Bitwie o Moc”. Jedne z najlepszych scen o te, gdy z pozoru wszechmocnych Jedi muszą ratować ci, którzy Mocy nie czują wcale. To znaczy, oprócz ostatniej, rozczulającej sceny, ale oczywiście o tym nie uszczknę ani słówka. W obu przypadkach jednak fani Teya będą niezwykle usatysfakcjonowani.

A czy fani Star Wars będą usatysfakcjonowani niniejszym komiksem? I tak, i nie. Tak, bo to solidne obrazkowe dzieło, z niezłą fabułą, dobrze rozwiniętymi postaciami i niemałą dawką akcji, w większości dobrze narysowane. Z drugiej zaś nie, bo brakuje w nim pewnej epickości, jaką jawiła się w słuchowisku bitwa o Jedhę i nie, bo… to już wszystko. Dwa komiksy, łącznie dziesięć zeszytów, i żegnamy się z drugą fazą „Wielkiej Republiki”. Mimo bardzo średniego pierwszego tomu chciałby się więcej, zdecydowanie więcej!

 

Tytuł: Star Wars. Wielka Republika: Bitwa o Moc

  • Scenariusz: Cavan Scott
  • Rysunki: Ario Anindito, Andrea Broccardo, Marika Cresta, David Messina
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Katarzyna Nowakowska
  • Data publikacji 31.07.2024 r.
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Format: 16,7x25,5 cm
  • Stron: 120
  • ISBN: 9788328164567
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji

 


comments powered by Disqus