„Nowe wieki ciemne”: tom 1 „Kolonia” - recenzja
Dodane: 29-09-2025 21:00 ()
Nowe wieki ciemne: tom 1 Kolonia to pełna nazwa monumentalnej powieści Maxa Kidruka wydanej przez Wydawnictwo Insignis. Uwielbiam tematykę podróży na Marsa i ogólnie kolonizacja kosmosu rozpala moją wyobraźnię, dlatego jak tylko zobaczyłem tę książkę, to byłem pewien, że w jakiś sposób wpadnie one w moje ręce. Tak też się stało, więc mogę przejść do tej merytorycznej części tekstu.
W odmętach Internetu widziałem, że „Kolonia” jest porównywana do różnych dział SF. Pojawia się w tym kontekście choćby „Marsjanin”. No tyle wspólnego mają te powieści, że akcja obu częściowo toczy się na Marsie. Nawiązania do „Diuny”? A jakże są, jednak tutaj to już chyba tylko piasek jest łącznikiem. Już znacznie lepiej sprawdza się wzmianka o serii „Expanse”, bo w obu przypadkach obserwujemy różne niepokoje społeczne, chociaż jest to duże uproszczenie. Tak naprawdę „Kolonia” czerpie z wielu powieści science fiction, nie tylko powiązanych z kosmiczną tematyką. Pytanie tylko co w wielkiej objętości faktycznie zostało zaoferowane czytelnikom.
Fabuła tej powieści jest bardzo złożona i wielowątkowa, bo chociaż punkty wyjściowe są jasne i klarowne to z czasem robi się bardziej gęsto od problemów, jakim muszą stawić czoła bohaterowie. W książce obserwujemy przyszłość. Na osi czasu jest niemal połowa XXII wieku. Mars został skolonizowany, jednak wciąż pozostaje zależny od wpływów z Ziemi. Sama planeta-matka ma własne kłopoty. Zaczyna się zatem geopolityczny, społeczny i naukowy festiwal motywów i wątków. Bohaterowie z Ziemi muszą zmierzyć się z zagrożeniami natury medycznej, i to tak groźnej, że stawką może być życie ludzkości. Mieszkańcy Marsa mają szansę zawalczyć o swoją niezależność, a w tym przypadku ważą się losy całej kolonii. Stawka jest, więc niezwykle wysoka, a autor stara się, żeby nie były to sprawy proste do rozwikłania, podrzucając co raz nowe problemy i katastrofy, które mogą zniweczyć działania ludzi. Autor wplótł wątki, które mają wiele wspólnego z obecną sytuacją geopolityczną na świecie, dało to spore pole do refleksji nad ideą wojen, kryzysów i zagrożeń nieobcych nam w XXI wieku.
Z postaciami w tej książce mam pewien kłopot. Jest ich po prostu zbyt wielu. Crowder, Zoe, Goran, Nera, Feliks, Ronna i wiele, wiele innych. Jedni odgrywają przewodnie role i wokół nich koncentrują się wątki, inni uzupełniają fabułę mniejszymi wstawkami lub zwyczajnie robią za statystów. Tak czy owak, bohaterów jest bardzo wielu. Ta liczba jest na tyle spora, że na samym początku znajduje się słowniczek postaci z krótką notką o roli, jaką ktoś odgrywa. Jest to miły akcent, jednak absolutnie nie rozwiewa problemu w połapaniu się, kto z kim i dlaczego. Konstrukcja postaci jest ciekawa. Widać, że autor przyłożył się do procesu tworzenia, co przy takiej liczbie jest rzeczą imponującą. W relacjach i sytuacjach, jakie bohaterów spotykają, jest wiele emocji i dramaturgii. Nie jest to zadziwiające, bo fabularnie daleko tej powieści do przedstawienia utopii, chociaż, jak w większości historii z trudną polityką w tle, tak i tutaj przedstawiony system świetnie próbuje udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Napisanie dobrej powieści SF to nie jest łatwe zadanie. Dużo motywów można już uznać za mocno oklepane, przez co lektura będzie dawała poczucie wtórności i nudy. Kolonizacja Marsa to jeden z takich wątków, bo po książkach Robinsona, Weira, Bradbury’ego, czy Dicka trudno liczyć, że kolejny tytuł o takiej tematyce zawojuje serca czytelników. Tu wychodzi Kidruk, cały na czerwono. „Kolonia” jest po prostu jednym z najświeższych z dzieł tego typu, a co za tym idzie, chociaż osadzone w przyszłości, startuje z innego pułapu wiedzy niż starsze tytuły. I autor z tej wiedzy korzysta, oj, bardzo korzysta. W powieści znajduje się całe mnóstwo różnych objaśnień naukowych i technicznych, niektóre potrafią rozciągać się na dłuższe wywody, co znacząco wpływa na tempo akcji. Nie wszystkie takie wtrącenia występują bezpośrednio w tekście. Część jest w formie przypisów na dole danej strony. No nie każdemu przypadnie do gustu, ale jest to dość optymalne rozwiązanie. Wiele prostych scen opisanych na kartach „Kolonii” jest bardzo rozbudowanych o szczegóły tak precyzyjne, że niemal zbędne dla poczucia radości z czytania, bo czy potrzebuję wiedzieć, jaką dawkę leku przyjmuje bohater? Zgodnie z kontekstem nic nie jest pozostawione bez jakiegoś sensu, ale czy na pewno zawsze czytelnik chce wiedzieć, co pływa w talerzu? Niestety to czyni tę książkę momentami ociężałą i nie mam tu na myśli wagi.
Autor ma ciekawy styl. Umie zaciekawić historią i wpleść mnóstwo specjalistycznych informacji w fabułę. Bywa to odchyleniem tak na plus, jak i na minus, zależnie od oczekiwań. Część ciekawostek poza fabularnych można było ściąć w redakcji i tym samym odchudzić tomiszcze. Zresztą kwestię tę przywołuję w recenzji kilkukrotnie. Zastanawiam się, czy książka nie była napisana konkretnie pod scenariusz serialu dla jakiejś platformy streamingowej. Naprowadzają mnie na taki trop wstawki pauzujące akcję i przerzucające ją w inne miejsce już przesuwające w czasie.
W obecnej formie „Kolonia” to 1100 stron. Imponujący rozmiar, jak na encyklopedię. A nie… przecież to beletrystyka. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość książce. Nie wszystkie strony zajmuje zwarty tekst. Po pierwsze w środku znajdziemy dużo ilustracji. Większość jest czarno-biała i jest utrzymana w kreskówkowym stylu. Jest też wstawka dzieląca tom na pół. Tam znajduje się kilka stron zadrukowanych w kolorze, z grafikami renderowanymi w 3D. Wyglądają one jak zaczerpnięte z gry komputerowej sprzed dekady, ale mają też swoją funkcję – to w zasadzie mapy pomagające w orientacji przestrzennej w marsjańskiej kolonii. Jakby tego było mało, to tekst powieści jest uzupełniony o całe mnóstwo tabelek, wykresów oraz wiadomości wymienianych między bohaterami. Jak dla mnie zwiększa, to całkiem dobrze efekt wczuwania się w świat wykreowany. Jakby komuś było mało naukowych wtrąceń i dodatków, to na końcu tomu znajduje się garść konkretów dotyczących astronomii. Jest też zestawienie w tabeli prostej chronologii rozwoju marsjańskiej kolonii. No i wisienką na torcie jest bibliografia złożona z kilkudziesięciu pozycji.
Książka jest wydana bardzo solidnie. Całe szczęście, bo liczy sobie ona naprawdę imponującą liczbę stron. Wydanie takiego tomu w miękkiej oprawie byłoby strzałem kolano. Na szczęście nie mamy do czynienia z amatorami. Wydawnictwo Insignis dowiozło wydanie w eleganckiej formie. Twarda okładka z porządnym szyciem i klejeniem stron, to coś, co zagwarantuje przetrwanie „Kolonii”. Brakuje mi tylko tasiemki, która służyłaby za intuicyjną zakładkę. W moim egzemplarzu znalazła się jednak klasyczna okładka dedykowana do książki. Zawsze coś.
Jak wskazuje pełny tytuł, jest to tom pierwszy, a zatem czeka nas kontynuacja skomplikowanych losów mieszkańców Ziemi i Marsa. Wszystko wskazuje, że nie będzie nudy w kontynuacji. „Kolonia” z kolei wypada według mnie dobrze, ale ma swoje momenty, gdzie nuży niemiłosiernie. Optymalną objętością byłoby dla tej książki jakieś 800-900 stron, odchudzone z części monotonnych opisów techniczno-naukowych. Rozumiem zamysł autora. Max Kidruk chciał najwyraźniej dać czytelnikom książkę kompleksową, w której wyjaśni każdy niuans. Na dłuższą metę jest to jedna droga zgubna. O ile doceniam precyzyjną pracę konsultacyjną oraz badawczą, to zazgrzytam zębami o tempo akcji. Książkę tę bez pudła można polecić oddanym czytelnikom science fiction. Jeśli komuś w obecnie publikowanych tytułach brakowało tej części „science” to tutaj wszystko się wyrówna. Ktoś, kto nie jest należycie zdeterminowany, odbije się od tej lektury. Przerażać może zarówno jest objętość, jak i właśnie duża dawka surowej wiedzy, która ma znaczenie dla fabuły, ale może jednak nużyć. Nie jest to historia na dwa dorywcze wieczory. Trzeba tej książce poświęcić sporo czasu i dużo uwagi podczas lektury.
Max Kidruk ze swoją „Kolonią” może trafić do kanonu powieści, gdzie Mars odgrywa znaczącą rolę. Zadecyduje o tym popularność tej książki na rynkach anglojęzycznych, bo jednak tam wyznaczają się trendy ekranizacji i ponadczasowych bestsellerów. Życzę sukcesu, bo „Nowe wieki ciemne” mają potencjał, by stać się takim dziełem.
Tytuł: Nowe wieki ciemne: tom 1 Kolonia
- Tłumaczenie: Iwona Czapla
- Oprawa: twarda
- Wymiary: 143x215 mm
- Liczba stron: 1096
- ISBN: 978-83-68352-36-8
- Data wydania: 18.06.2025 r.
- Cena: 99,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus