„Exit 8” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 02-10-2025 20:42 ()


Japońskie „Exit 8” to jedna z najciekawszych prób ekranizacji gry wideo ostatnich lat. Genki Kawamura przenosi minimalistyczne The Exit 8 na język kina, zamykając bohatera w sterylnym, powracającym korytarzu metra, w którym przetrwanie zależy od wykrywania „anomalii”. Film wszedł do obiegu z impetem i wyrósł na lokalny hit box office’u (najmocniejsze trzydniowe otwarcie japońskiego live action 2025; przychody liczone w miliardach jenów), a prawa do dystrybucji w Ameryce Płn. przejął NEON. W zamian za spektakl jump-scare’ów dostajemy chłodne, percepcyjne kino procedury: jedna przeoczona drobnostka – i cały sens resetuje się do „Exit 0”.

„Exit 8” wyrasta z mikrobudżetowego fenomenu gry The Exit 8 studia Kotake Create: jednego korytarza, czterech prostych reguł i dziesiątek „anomalii”, które zamieniają spacer w pętlę uwagi. Minimalizm mechaniki – powtarzalna trasa, mikrozmiany faktur, ikonografia metra – okazał się idealnym materiałem do translacji na język kina: repetycja staje się tu silnikiem dramaturgii, a nie oszczędnością środków. Producent i reżyser Genki Kawamura dostrzegł, że to nie „lore”, lecz procedura percepcji jest bohaterem tej opowieści. Stąd ruch dużego gracza – Toho – by przenieść „indyczka” do głównego nurtu: zamknąć widza w korytarzu, w którym każde niedopatrzenie resetuje narrację do punktu „Exit 0”.

Bohater – „Lost Man” – porusza się wzdłuż jednego, pozornie identycznego korytarza metra. Każde przejście to test czterech reguł: zauważ anomalie, zawróć gdy „coś nie gra”, idź prosto, gdy wszystko wygląda tak samo, wyjdź przy „Exit 8”. Mechanika jest banalna, lecz dramaturgia rośnie wykładniczo: mikro-różnice w świetle, fakturze płytek, zachowaniu przechodnia lub kamer uruchamiają pętlę decyzji. Gdy detal umyka – następuje „Exit 0”, emocjonalny i narracyjny wstrząs. Film modulując tempo resetów, buduje rytm nagrody i kary; każdy sukces intensyfikuje lęk przed kolejną pomyłką. Ambiwalencja stawki – czy „wyjście 8” jest celem realnym, czy konstruktem psyche – podsyca paranoję, a repetycja zamienia się w bezlitosny metronom napięcia.

Obraz działa jak laboratorium: powracające, symetryczne osie korytarza „prostują” perspektywę, by najmniejsza odchyłka biła po oczach. Jarzeniówki o chłodnej temperaturze barwowej wypłaszczają kolory, czyniąc mikro-różnice (plamka, nierówna fuga, migot diody) jedynym „krzykiem” w martwej materii. Kamera utrzymuje niską amplitudę ruchu (gimbal, rzadkie najazdy), przez co każdy drobny jitter odczuwamy jak alarm. Częste średnie plany i płytka głębia ostrości wycinają człowieka z tła znaków: piktogram, taśma ostrzegawcza, czarne oko kamery dominują kadr. Powtarzalne ujęcia z rekadrowaniem o kilka centymetrów tresują wzrok; montaż wydobywa „różnice w podobieństwach”, a scenografia – klinicznie czysta – staje się narzędziem stresu, nie dekoracją.

Ścieżka dźwiękowa operuje repetycją i minimalistycznym brudem: długie, chłodne ambiency, krótkie trzaski jarzeniówek, pojedyncze piknięcia kamer. Cisza bywa najgłośniejsza — tuż przed mikrozmianą, która wymusza odwrót. Rytmika jest metronomiczna: basowe pulsa nakładają się na kroki bohatera, kalibrując tempo percepcji. Gdy pojawia się „anomalia”, brzmienie nie eksploduje, lecz odkształca się o kilka herców, co wprowadza somatyczny niepokój. Muzyka nie ilustruje strachu — ona tresuje uwagę.

„Exit 8” działa jak trening z psychologii uwagi. Rdzeniem doświadczenia jest ślepota na zmiany: mózg, ufny w stabilność schematu, nadpisuje mikro-odchyłki „normalnością”. Film wmontowuje widza w model detekcji sygnału (trafienia–pomyłki): rozpoznanie anomalii nagradza progresem, przeoczenie skutkuje karą – resetem do „Exit 0”. To czysty behawioryzm: repetycja + wzmocnienie ujemne kondycjonują czujność. Równocześnie działa predykcyjne kodowanie – oczekiwanie różnicy samo wytwarza niepokój, który zjada zasoby uwagi (paradoks: im bardziej czuwasz, tym szybciej się mylisz). Dialektyka komfortu i paranoi rodzi się z habituacji: korytarz oswaja, więc podstępne detale umykają. Kamera i montaż wcielają zasadę „patrz warstwowo”: od znaku po fakturę. W efekcie film staje się procedurą widzenia – uczy patrzeć nie po to, by zachwycić, lecz by przetrwać.

Korytarz metra to model nowoczesnej dyscypliny: ruch wyznaczają strzałki, kamery i piktogramy, a „reguły” internalizujemy jak procedury BHP – autonadzór zastępuje przymus. Bohater funkcjonuje jak pracownik w trybie ciągłej kontroli jakości: wykryj błąd albo wróć na start, bez prawa do negocjacji. To alegoria późnego kapitalizmu, gdzie efektywność i „ciągłość procesu” mają pierwszeństwo przed sensem drogi. „Anomalie” są pęknięciami w rutynie – ujawniają kruchość porządku i lęk przed potknięciem. Podskórny wątek pamięci/rodziny odsłania koszt: systemowe reguły wchodzą do wnętrza, a życie prywatne staje się kolejnym korytarzem do przejścia. Ogólnie rzecz ujmując mamy tutaj cały wachlarz lęków japońskiego społeczeństwa, nękanego kryzysem finansowym i demograficznym. Czy w szczurzym pędzie o powodzenie materialne nie zapominamy o spełnieniu wynikającego z rodzicielstwa? Czy antynatalizm jest produktywny?

Pętla korytarza ma topologię Eschera: przestrzeń niby prosta, a jednak „wije się” w percepcji, każąc szukać wyjścia w tym samym planie. Dramaturgia działa jak „Bolero” Ravela — repetycja motywu, mikrododania instrumentów (detali), crescendo nie z głośności, lecz z obsesji. Kadry przywołują Kubricka: symetria, perspektywa tunelowa, „podwójności” ludzi i znaków, gdzie bliźniaczość przestaje być neutralna. A estetyka Backrooms dopisuje „liminalny” chłód: korporacyjne beże, jarzeniówki, brzęk wentylacji. Film wpisuje się w genealogie „pętli” i „pokoi zagadek”, ale filtruje ją przez współczesny, sieciowy lęk przed nieskończoną, bezosobową przestrzenią.

„Exit 8” to precyzyjne laboratorium percepcji: kino, które zamiast epatować grozą, tresuje uwagę i odsłania nasze ślepe plamki. Repetycja staje się dramaturgią, dźwięk – batem, a korytarz – metaforą życia w trybie kontroli jakości. Adaptacja gry wygrywa ekonomią środków i konsekwencją formy; przegrywa nieco utratą sprawczości odbiorcy i ryzykiem zmęczenia.

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus