„Bezcenny pakunek” - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 04-04-2025 21:58 ()


„Bezcenny pakunek” – film jako puste naczynie pamięci?

W Bezcennym pakunku Michel Hazanavicius próbuje opowiedzieć o Zagładzie przez pryzmat animowanego obrazu. To wybór zarówno ryzykowny, jak i potencjalnie przełomowy. Ryzykowny – bo każda forma wizualna w kontekście Shoah obarczona jest pytaniem: czy wolno to pokazywać i jak to robić? Przełomowy – bo animacja, jeśli wykorzystana z filozoficzną i formalną świadomością, może ujawniać to, czego oko kamery nie może uchwycić: wyparte, symboliczne, traumatyczne.

Niestety, Bezcenny pakunek nie korzysta z tej możliwości. Pozostaje filmem grzecznym, zbyt estetycznym i zbyt pewnym siebie, by wywołać konieczny egzystencjalny dyskomfort, który powinien towarzyszyć spotkaniu z tym tematem.

Formuła bajki w kontekście traumy zbiorowej

Adaptując książkę Jeana-Claude’a Grumberga, Hazanavicius sięga po strukturę bajkową: prostą, archetypiczną, skondensowaną. Wprowadzenie „pakunku” – dziecka uratowanego z pociągu do Auschwitz – jako centralnego toposu narracyjnego, tworzy oś klasycznego dramatu moralnego: „czy zwykły człowiek jest gotów ryzykować życie dla obcego?”.

Jednak wykorzystanie konwencji baśniowej w kontekście ludobójstwa niesie ze sobą fundamentalne napięcie etyczne. Z jednej strony ułatwia dystans emocjonalny, pozwalając widzowi wejść w historię bez natychmiastowego odrzutu. Z drugiej – wypłaszcza złożoność realiów historycznych i zagłusza głosy, które w podobnych sytuacjach milczały nie z tchórzostwa, lecz z bezsilności.

Film nie potrafi przeskoczyć tej sprzeczności. W efekcie nie jest ani moralitetem, ani realistycznym dramatem, ani symboliczną medytacją. Zamiast rezonować – ilustruje.

Pamięć jako „postpamięć” – i co się nie wydarzyło

„Bezcenny pakunek” funkcjonuje jako projekt pamięci zastępczej – postmemory, w rozumieniu Marianne Hirsch. Reżyser (i autor książki) nie byli świadkami Zagłady, lecz dziedzicami jej kulturowego obrazu. Ten film jest więc próbą upamiętnienia tego, co już zostało opowiedziane, przetrawione, oswojone.

Ale problem pojawia się właśnie tutaj: film nie wnosi nic nowego do pola kultury pamięci. Nie zadaje trudnych pytań. Nie próbuje pęknięć, nie szuka strefy ciszy. Gdyby przyjąć perspektywę Aleidy Assmann, która rozróżnia pamięć „kanoniczną” i „traumatyczną”, Bezcenny pakunek wpisuje się w tę pierwszą: poprawną, edukacyjną, pozbawioną ryzyka.

Frankl: sens i banalizacja logoterapii

Odwołania do filozofii Viktora E. Frankla – zwłaszcza jego słynnego Człowieka w poszukiwaniu sensu – są obecne na poziomie konstrukcyjnym. Decyzja drwala o ocaleniu dziecka może być odczytana jako „akt sensu”, wolność zachowana w warunkach skrajnego zagrożenia. Frankl pisał, że to nie cierpienie niszczy człowieka, lecz poczucie jego bezsensowności.

Ale w filmie ten sens zostaje zbanalizowany. Decyzje bohaterów są zbyt wygodne, zbyt dobrze podprowadzone narracyjnie. Nie ma tu egzystencjalnego pęknięcia – ani wewnętrznej walki, ani rozpaczy. Franklowskie „dlaczego” nie pojawia się w żadnym dialogu – jest tylko fabularnym pretekstem. A to zbyt mało, by unieść dziedzictwo logoterapii.

Animacja jako forma pamięci?

Zrealizowana techniką tradycyjną animacja przywodzi na myśl estetykę Walca z Baszirem. Szczególnie sekwencje zimowe – z rozmytymi konturami i fragmentarycznym ruchem – mają coś z oniryzmu izraelskiego filmu. Ale o ile Folman wykorzystał animację jako narzędzie eksploracji pamięci, Bezcenny pakunek traktuje ją jako ilustrację. Kamera nie schodzi do poziomu świadomości – nie zagląda w halucynacje, nie dekonstruuje wspomnień.

Nie ma tu dyskursu obrazu – jest tylko jego powierzchnia. A w kinie traktującym o Zagładzie to grzech ciężki: bo obraz nie powinien uspokajać – powinien prowokować.

Pustka symbolu

Największy zarzut wobec filmu: jego symbole są martwe. „Pakunek” nie staje się figurą dla niczego więcej poza tym, co reprezentuje literalnie: żydowskiego noworodka. Nie otwiera pola interpretacji. Nie pęka pod ciężarem znaczeń.

Tymczasem symbol, jak pisał Paul Ricoeur, jest tym, co „wskazuje poza siebie” – wymaga od widza współtworzenia sensu. Bezcenny pakunek nie prosi widza o nic. A to w kinie o Zagładzie – kinie, które musi być relacją etyczną, nie tylko estetyczną – oznacza klęskę.

Film o pamięci bez pamiętania

W Bezcennym pakunku jest wiele dobrych chęci, lecz brakuje odwagi. To film estetyczny, ale nie etyczny. Symboliczny, ale nie semantyczny. Emocjonalny, ale nie refleksyjny.

Nie angażuje – ani intelektualnie, ani afektywnie. A w tematyce tak obciążonej jak Zagłada – to grzech niewybaczalny.

Film, który chciałby być kamieniem pamięci, a jest tylko ozdobnym kamykiem w strumieniu już istniejących opowieści.

Ocena: 5/10

 


comments powered by Disqus