„Koszmar minionego lata” (2025) - recenzja
Dodane: 18-07-2025 15:21 ()
Nostalgia w kinie grozy jest główną siłą napędową fabuł, które nie należą do skomplikowanych ani przełomowych. Liczy się możliwość podziwiania powrotu kultowych, acz zapomnianych gwiazd, a także – wiadomo – kolejne niewyjaśnione zbrodnie mające wspólny mianownik. Człowieka ubranego w sztormiak, kapelusz rybacki i dzierżącego w ręce hak.
Oryginalny Koszmar minionego lata królował w kinach dwadzieścia osiem lat temu i dość szybko, bo rok później doczekał się sequela, Koszmaru następnego lata. Powstała również część trzecia - Koszmar kolejnego lata, ale już bez głównych bohaterów i z pominięciem dystrybucji kinowej. Dwa pierwsze Koszmary pojawiły się na fali wielkiej popularności Krzyku, ale nie zrobiły tak wielkiej furory jak film Wesa Cravena. Mimo to wpisały się na stałe w repertuar kina z dreszczykiem i w niektórych kręgach uchodzą za tytuły kultowe. Z pewnością były odskocznią w karierze dla głównych aktorek widowiska, czyli Jennifer Love Hewitt i Sary Michelle Gellar (notabene czas się jej nie ima). Wracając do oryginału oglądanego po latach, można odnieść wrażenie, że nie zestarzał się za dobrze. Rażą mankamenty fabularne, przeciętne dialogi, ale nie można odmówić mu napięcia i aury tajemnicy, dawkowanych w odpowiednim stopniu, co pozwoliło utrzymać atencję widza. Jak w przypadku wielu thrillerów, tak samo Koszmar minionego lata jest typowym straszakiem kinowym. To właśnie w ciemnej sali z projektorem najlepiej odbiera się sceny i zabiegi twórców mające nas wystraszyć. Biorąc pod uwagę fakt, że największe maszkary dużego ekranu pokroju Freddy’ego Kruegera, Jasona Voorheesa, Skórzanogębego czy Ghostface’a są nieśmiertelne i wracają w swoich współczesnych inkarnacjach, wiadomo było, że i grupa nastolatków przeżywająca koszmar 4 lipca znów będzie musiała zmierzyć się z naśladowcą Fishermana.
Gdyby rozłączyć nostalgię od przygód współczesnych bohaterów Koszmaru minionego lata niewiele zostałoby z niego pozytywnych elementów. Punkt wyjściowy jest dosyć podobny, zmieniają się tylko szczegóły. Wypadek wygląda inaczej, świadkami zajścia jest piątka przyjaciół, a nie czwórka. Pewne rozwiązania fabularne i niespecjalne trafne dodatki wynikające z relacji łączących poszczególne postaci wypadają niestety na minus. Nadbudowa emocjonalna, która ma przybliżyć nam bohaterów, jest niewystarczająca, a w wielu momentach mdła i przerysowana. Prawdopodobnie dzieje się to dlatego, że aktorzy wybrani do głównych ról, poza jednym wyjątkiem kluczowym w finale, są mocno papierowi, nijacy i przede wszystkim nie umieją przekuć swoich atutów, aby zwiększyć atrakcyjność obrazu. Niestety, żadna z głównych aktorek nie ma w sobie takiej charyzmy jak niegdyś Jennifer. Pierwsza godzina nowego Koszmaru… jest koszmarna.
Dużo więcej dzieje się w drugiej połowie, gdzie na ekranie pojawiają się aktorzy z poprzednich części, a wraz z nimi zaskoczenia, wreszcie zadowalające rozwiązania fabularne. I mimo że finałowy twist jest przewidywalny, to jego złożoność w niewielkim wymiarze rekompensuje wyżej wymieniony minusy i nie spisuje całkowicie seansu na straty. Miło jest bowiem popatrzeć, jak starzy wyjadacze pokazują młodym ich miejsce w szeregu, a kultowa scena z Jennifer Love Hewitt powtórzona tu w odmiennej sytuacji wybrzmiewa jakże potrzebnymi emocjami i napięciem. Trudno więc również nazwać najnowszą odsłonę remakiem. To tylko gra twórców z widzami, gdy zmieniają się zasady, możemy mówić o kontynuacji po latach. Southport jest niemym świadkiem kolejnego rozdziału tej opowieści.
Z pewnością wielbiciele dwóch oryginalnych filmów wyjdą z kina przynajmniej w części usatysfakcjonowani. A nowi widzowi? No cóż, im producenci zaserwowali to, co w dzisiejszym świecie jest najbardziej niestrawne, ale to materiał na całkiem inną dyskusję. Jeśli ktoś ma sentyment do tego straszaka, to nową odsłonę obejrzy, aby porównać z poprzednią. Parę razy podskoczy na fotelu i przekona się, że to jeszcze nie koniec, bo ktoś wciąż wie, co się wydarzyło poprzedniego lata i nie zamierza odwieszać haka na kołku.
Ocena: 4/10
Tytuł: Koszmar minionego lata (2025)
Reżyseria: Jennifer Kaytin Robinson
Scenariusz: Jennifer Kaytin Robinson, Sam Lansky
Obsada:
- Freddy Prinze Jr.
- Jennifer Love Hewitt
- Madelyn Cline
- Chase Sui Wonders
- Jonah Hauer-King
- Tyriq Withers
- Sarah Pidgeon
- Billy Campbell
Muzyka: Chanda Dancy
Zdjęcia: Elisha Christian
Montaż: Saira Haider
Scenografia: Julia Altschul, Lisa Brennan, Kelly Fallon
Kostiumy: Mari-An Ceo
Czas trwania: 111 minut
comments powered by Disqus