„Newburn” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Redakcja

Dodane: 30-10-2025 22:41 ()


Figura antybohatera niezmiennie już od dekad fascynuje twórców popkultury i nie inaczej jest oczywiście z jej komiksową odnogą. Scenarzysta Chip Zdarsky i rysownik Jacob Phillips postanowili przyjrzeć się działaniom nowojorskiej przestępczości, jak i wymiarowi sprawiedliwości odpowiadającemu za bezpieczeństwo obywateli Wielkiego Jabłka. Rzecz jasna, jedno nie istnieje bez drugiego. Swoiste Yin i Yang tworzące panoramę fascynującej metropolii. A pośrodku znajduje się on – Easton Newburn. Były gliniarz, obecnie człowiek od czarnej roboty, a dokładnie od rozwiązywania spraw nierozwiązywalnych. To jednak fach daleki od utrwalonego w opowieściach maści wszelakiej, ponieważ tytułowy bohater zajmuje się tropieniem zbrodni wśród zbrodniarzy, tj. na zlecenie mafiosów. Dzięki czemu w mieście toczy się względny spokój. Ustalenie odpowiedzialnych za wykroczenia pozwala na uniknięcie niepotrzebnego rozlewu krwi wśród cywili. Ta zostaje upuszczona tylko winnym (czym w tym przypadku jest wina, to już oddzielna kwestia), najczęściej znajdującym się w strukturach przestępczych.

Nietrudno zauważyć, że Zdarsky romantyzuje przestępczość, w szczególności mafijne zwyczaje z przeszłości ostemplowanej dziełem Francisa Forda Coppoli, czyli ekranizacją „Ojca Chrzestnego”. O czym dobitnie świadczą flashbacki dotyczące starych, dobrych, aczkolwiek minionych lat, kiedy to interesy robiono inaczej – z kodeksem honorowym (!). Te nieliczne przebitki potrzebne są również do ukazania kontrastu między tym, co było, a tym, co jest obecnie. Zorganizowana przestępczość uległa zmianom. Inaczej się zarabia, inaczej pierze brudne pieniądze, inne potrafią być środki perswazji. Jaki świat, tacy bandyci i tacy policjanci. Newburn służy w tym schemacie za reduktor napięć. Niezbędne narzędzie do utrzymywania status quo, ale nie wszyscy są z takiego obrotu spraw zadowoleni. Niektórzy tylko czekają na jego potknięcie…

Zdarskiemu długo zajmuje budowanie portretu psychologicznego Eastona, a czyni to w sposób zdawkowy, tak jakby bał się przekroczyć pewną niewidzialną granicę. To postać bezbarwna, mało charakterna, z twarzy podobna zupełnie do nikogo. W innym dziele uznalibyśmy to za oczywistą wadę, lecz nie w przypadku tej opowieści. Scenarzysta bowiem zdaje sobie sprawę, że stąpa po kruchym lodzie. Czyni wszystko, co może, abyśmy nie związali się emocjonalnie z głównym bohaterem. Ciężar ten zostaje przesunięty na postać Emily, kobiety, która również w swoim curriculum vitae odhaczyła epizod policyjny. Wyróżniająca się inteligencją, umiejętnością obserwacji i wyciąganiem wniosków mimo woli zostaje uczennicą Newburna. Oto alternatywna wersja Dredda i Anderson. Oboje doskonale odegrają swoje role w precyzyjnie zaplanowanej, moralnie dwuznacznej fabule, choć niestety im bliżej jej końca, tym bardziej nabiera ona niedoskonałości, którymi cechuje się reżyserska twórczość Christophera Nolana.

Zdarsky bowiem również ma trudności z celnym i jednoznacznym zakończeniem. W dodatku rozwiązanie konfliktów stanowczo odbiega od ogólnego tonu opowieści, jakby amerykański scenarzysta nie umiał się zdecydować, o czym chciał opowiedzieć. O złu naszego świata czy może tylko o mniejszym złu... Zresztą już we wcześniejszych rozdziałach pada uzasadnienie i przyzwolenie na takie, a nie inne postępowanie ludzi, którzy powinni służyć społeczeństwu. Jednak notorycznie dymani przez system zaczynają romansować z półświatkiem, tłumacząc sobie to oczywiście trudnym losem i specyfiką pracy. Wszak człowiek zawsze znajdzie usprawiedliwienie dla własnych (karygodnych) czynów. Dlatego w ogólnym rozrachunku ani usprawiedliwienie Newburna dla jego działań, ani postawa Emily nie są na tyle przekonujące, aby ich poprzeć. Choć przynajmniej można spróbować ich zrozumieć. Zatem Zdarsky w wielu fragmentach idzie po prostu na łatwiznę, mamiąc odbiorców moralnymi rozterkami. Newburn będący kimś w rodzaju Supermana wśród antybohaterów jawi się tu jako totalnie nieprzekonywująca persona. I owszem, w jakimś stopniu jest to siłą scenariusza, ponieważ jak już było wspomniane, czytelnicy nie są dopuszczeni do głównego bohatera na tyle, aby zacząć z nim sympatyzować. Nie da się nawiązać z nim nici porozumienia. Mieć dla niego współczucia tak jak choćby dla Leona (zawodowego zabójcy) granego przez Jeana Reno w niezapomnianym obrazie Luca Bessona. Tam jednak w jakimś stopniu następowało odkupienie za grzechy.  U Zdarsky’ego tego nie ma. Na pierwszym planie bryluje egoizm i małostkowość poszczególnych postaci. Na tym zbudowana została rzekoma sprawiedliwość. A tak naprawdę wyrafinowana wersja prawa dżungli. Silniejsi wszakże zawsze wygrywają.

A walkę tę z kronikarską skrupulatnością przedstawił Jacob Phillips. Rysownik, który podążając śladem swojego ojca, nie sili się na fajerwerki. Prosta, wyrazista kreska oddaje w pełni charakter postaci i emocje nimi targające. Brutalność w wykonaniu młodszego Phillipsa nie jest ani przerysowana, ani nie pełni nadrzędnej funkcji w fabule, choć to opowieść miejscami okrutna. Przemoc jest po prostu częścią ludzkiego życia, do której (niestety) trzeba się przyzwyczaić. Ból egzystencjalny miesza się z bólem fizycznym, ale tylko ten drugi motywuje do działania. Jest narzędziem jak każde inne. Może zostać wykorzystany przeciwko bohaterom lub w ich służbie. Surowość stylu Phillipsa tworzy idealną harmonię z oszczędnym scenopisarstwem Zdarsky’ego. To komiks jakby milczący, spowity tajemnicą i małymi ludzkimi sekretami. Więcej niż słowa mówią nam o bohaterach ich zamglone spojrzenia. Spojrzenia pełne gniewu, chciwości, rozczarowania, zrezygnowania. Brzmi to po trosze jak kolejne dzieło Eda Brubakera i Sean Phillipsa, lecz obcując z „Newburnem” niemal od razu uwydatnia się różnica między sposobem prowadzenia narracji oraz charakterem person. Brubaker powołuje do życia straceńców, frajerów, romantyków zmierzających wprost na szafot. Bohaterowie Zdarsky’ego to osoby dążące do samokontroli nad własnym życiem. Ptaki, które potrafią wyfrunąć z klatki na wolność, a że czasem przy tym kogoś zadziobią… Kto by się tym przejmował?

 

Tytuł: Newburn

  • Scenariusz: Chip Zdarsky
     
  • Rysunki: Jacob Phillips
     
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
     
  • Liczba stron: 344
     
  • Format: 180x275 mm
     
  • Oprawa: twarda
     
  • Papier: kredowy
     
  • Druk: kolor 
     
  • ISBN 978-83-67571-42-5
     
  • Wydanie pierwsze
     
  • Cena okładkowa: 189,00 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus