„Bastion” tom 4: „Wyrzutki” - recenzja
Dodane: 12-08-2025 21:50 ()
Środkowy akt komiksowej adaptacji „Bastionu” Stephena Kinga to nie tylko konfrontacja dwóch obozów ocalałych po apokalipsie. Roberto Aguirre-Sacasa i Mike Perkins portretują proces gnicia – zarówno w totalitarnej, neonowej Las Vegas, jak i w demokratycznym, ale już pękającym Boulder. To opowieść o tym, że po katastrofie ludzie nie odbudowują raju – oni tylko wybierają, w jakim piekle chcą mieszkać.
„Bastion” Stephena Kinga, po raz pierwszy wydany w 1978 roku, a w wersji rozszerzonej w 1990 roku, to powieść, która wrosła w kanon amerykańskiej popkultury jako „opowieść ostatnich dni”. Łączy w sobie elementy biblijnej apokaliptyki, thrillera politycznego i psychologicznego studium społeczności w kryzysie. Jej świat po pandemii „Captain Tripps” nie jest pustkowiem rodem z Mad Maxa, lecz złożonym ekosystemem ludzkich ambicji, wiary i lęków – odbudowywanym przez ocalałych w duchu demokracji bądź totalitarnego terroru.
Adaptacja komiksowa, publikowana przez Marvel Comics w latach 2008–2012, to projekt ambitny i rzadki w swojej skali – wierne, rozpisane na kilkadziesiąt zeszytów przełożenie monumentalnej prozy na język sekwencyjny. Za scenariusz odpowiada Roberto Aguirre-Sacasa, dramaturg i scenarzysta znany z adaptacji „Carrie” czy serialu „Riverdale”, który potrafi kondensować epickie narracje bez utraty ich kluczowych napięć. Warstwę wizualną tworzy Mike Perkins, rysownik o realistycznym, niemal dokumentalnym stylu („Captain America”, „Swamp Thing”), co nadaje historii ciężar i wiarygodność.
Czwarty tom serii jest punktem zwrotnym całej opowieści. To moment, w którym opowieść o przetrwaniu ustępuje miejsca historii o konsolidacji władzy – zarówno w demokratycznym Boulder, jak i w autorytarnym Las Vegas pod rządami Randalla Flagga. Tu dobro i zło nie funkcjonują już jako czyste przeciwieństwa, lecz jako odmienne projekty polityczne, oba naznaczone ludzkimi słabościami. W tym sensie „Bastion” staje się laboratorium społecznym – pytaniem o to, czy po globalnej katastrofie człowiek naprawdę potrafi stworzyć lepszy świat, czy tylko odtwarza znane wzory dominacji.
„Wyrzutki” rozgrywają się w momencie, gdy linia frontu w wojnie dobra ze złem jeszcze nie została narysowana, ale oba obozy zdążyły się już uformować w pełnoprawne mikrospołeczności. W Boulder, znanym jako Free Zone, garstka ocalałych próbuje zbudować zalążek nowego rządu – na wzór przedpandemicznych Stanów Zjednoczonych. Powstaje komitet, ustala się pierwsze prawa, organizuje odbudowę infrastruktury, usuwa ciała z ulic i przygotowuje na nadchodzącą zimę. Jednak pod powierzchnią idealistycznych haseł narastają napięcia: Harold Lauder, odrzucony i zgorzkniały, w tajemnicy spisuje w notesie plan zemsty, a Nadine Cross coraz wyraźniej dystansuje się od Matki Abagail, szukając przewodnictwa u Randalla Flagga.
Tymczasem w Las Vegas Flagg tworzy swoją wersję „porządku” – bez debat, głosowań i procedur. Władza opiera się na strachu i widowiskowej przemocy: na Stripie stoją krzyże z ciałami zdrajców, a każdy akt brutalności jest publicznym spektaklem. Do miasta zmierza Trashcan Man, pyromaniak powołany przez Flagga, by podpalić świat na nowo, ale po drodze wpada w sidła The Kida – psychopatycznego twardziela, którego obecność służy ukazaniu, że w hierarchii zła zawsze jest ktoś bardziej nieobliczalny.
Obie przestrzenie – Boulder i Vegas – rozwijają się synchronicznie, niczym dwa modele ustrojowe testowane w ekstremalnych warunkach. W Boulder demokracja wymaga czasu, kompromisów i zaufania, w Vegas – posłuszeństwa i gotowości do przemocy. W tym tomie Kingowskie „dobro” nie jest jednak rajem, a „zło” nie jest jedynie piekłem: oba światy stają się odbiciami ludzkiej natury, w których łatwiej niż o czyste wartości mówić o strategiach przetrwania. Ten lustrzany układ fabuły sprawia, że czytelnik przestaje postrzegać nadchodzący konflikt jako prostą walkę światła z ciemnością, a zaczyna jako nieuchronne zderzenie dwóch odmiennych, ale równie kruchych cywilizacji.
Roberto Aguirre-Sacasa staje w „Wyrzutkach” przed wyzwaniem, które pogrzebało wiele adaptacji powieściowych – jak oddać monumentalność oryginału, nie wpadając w pułapkę dłużyzn i przegadania. W tym tomie szczególnie wyraźnie widać jego umiejętność operowania równoległymi wątkami i cięciami montażowymi, które pozwalają prowadzić opowieść dwutorowo, bez nadmiernego rozciągania czasu akcji. Zamiast rozdziałów pełnych dialogów politycznych, jak w prozie Kinga, dostajemy krótkie, treściwe sekwencje, w których kadry przenoszą ciężar narracyjny na obrazy – twarze postaci, gesty, symboliczne rekwizyty.
Boulder i Vegas istnieją w opowieści jednocześnie, a Aguirre-Sacasa umiejętnie stosuje cross-cutting, by kontrastować oba światy: decyzje komitetu w Boulder zestawione są z brutalnymi egzekucjami w Vegas; uśmiech Flagga nad trupem buntownika odbija się w zmęczonych, nieufnych spojrzeniach członków rady Free Zone. Dzięki temu rytm opowieści nie jest linearny, lecz pulsuje, co pozwala utrzymać napięcie nawet w scenach pozornie statycznych.
Scenarzysta zachowuje też elementy psychologicznej głębi Kinga, choć w formie skróconej i wizualnej. Harold Lauder, którego gorycz i narastająca mania w powieści rozpisane są na długie akapity, tutaj funkcjonuje przez leitmotif czarnego notesu – każdy kolejny kadr z tym przedmiotem potęguje poczucie, że jego zdrada jest tylko kwestią czasu. Podobnie Nadine Cross – jej dystans i wewnętrzne rozdarcie oddane są poprzez subtelne zmiany mimiki, wprowadzenie kontrastów świetlnych i izolowanie w kompozycji planszy od reszty grupy.
Aguirre-Sacasa świadomie rezygnuje z części opisów tła, które w książce pełnią funkcję budowania atmosfery, zastępując je pojedynczymi sugestywnymi kadrami – jak widok krzyży na Stripie w Vegas czy pustych ulic Boulder o zmierzchu. Dzięki temu adaptacja nie traci na gęstości znaczeń, ale zyskuje rytm odpowiadający medium komiksowemu. Ten rodzaj kompresji sprawia, że „Wyrzutki” pozostają wierni duchowi „Bastionu”, jednocześnie unikając narracyjnego balastu, który w powieści potrafił spowalniać lekturę.
Mike Perkins w „Wyrzutkach” kontynuuje konsekwentnie styl, który od pierwszego tomu stał się jednym z filarów adaptacji „Bastionu”. Jego realistyczny, szczegółowy rysunek ma charakter niemal dokumentalny – tak, jakby artysta pełnił rolę fotoreportera, który relacjonuje życie dwóch miast odradzających się po globalnej katastrofie. Ta „świadkowa” estetyka jest szczególnie widoczna w kadrach przedstawiających Boulder: architektura, wnętrza sal obrad, detale ulic – wszystko jest zakorzenione w realnych przestrzeniach, a Perkins, posiłkując się fotografiami miasta, osiąga efekt wierności geograficznej, rzadko spotykany w komiksach adaptujących prozę.
Kontrast pomiędzy Boulder a Vegas jest podkreślony nie tylko przez projekt postaci, ale i przez paletę barw Laury Martin. Boulder utrzymane jest w przygaszonych, ziemistych tonach – brązach, zieleniach, szarościach – które sugerują trud odbudowy i ciężar codziennego wysiłku. Vegas natomiast płonie w neonach i głębokich czerniach, co sprawia, że sceny przemocy mają aurę spektaklu, a nie surowego aktu egzekucji. To wizualne rozróżnienie wzmacnia metaforyczny wymiar obu „państw”: jedno stawia na przetrwanie w cieniu ruin, drugie na olśniewający, ale złowrogi blask tyranii.
Perkins potrafi też zaskakiwać kompozycją. Kadry egzekucji na Stripie – krzyże ustawione niczym element scenografii w groteskowym teatrze – są chłodne i precyzyjne, co potęguje ich okrucieństwo. Z kolei ujęcia Flagga w postaci wilka to przykład, jak realistyczny styl może płynnie przechodzić w symboliczne przedstawienie grozy. Brak przesadnej dosłowności w scenach przemocy działa na korzyść narracji: widz nie dostaje pornografii cierpienia, ale obrazy, które uruchamiają wyobraźnię i emocje.
Warto też zwrócić uwagę na sposób, w jaki Perkins izoluje niektóre postacie w kadrze. Harold, Nadine czy Trashcan Man często pojawiają się w półcieniach, z pustą przestrzenią wokół, co wizualnie podkreśla ich obcość w danej społeczności. To rozwiązanie nie tylko estetyczne, ale i psychologiczne – wzmacnia przekaz o alienacji, zdradzie czy szaleństwie. Dzięki temu warstwa wizualna „Wyrzutków” nie jest jedynie ilustracją do scenariusza, lecz pełnoprawnym nośnikiem znaczeń, który nadaje opowieści dodatkową głębię i dokumentalny ciężar.
Jednym z największych atutów komiksu jest sposób, w jaki Aguirre-Sacasa i Perkins rozkładają akcenty psychologiczne, pokazując, że zło nie zawsze manifestuje się przez mroczne miny i ciężkie chmury nad głową. W obozie Flagga w Las Vegas panuje atmosfera groteskowej euforii – jego poplecznicy śmieją się, żartują, bawią w cieniu krzyży na Stripie. Ta radość jest skażona, ale przez to bardziej niepokojąca: przypomina, że totalitaryzm potrafi oferować swoim wyznawcom poczucie przynależności i prostych zasad, których brak odczuwają mieszkańcy demokratycznego, lecz powolnego Boulder.
Trashcan Man to przykład postaci, której psychika jest zarazem tragiczna i funkcjonalna dla systemu zła. Jego obsesja ognia staje się czymś więcej niż impulsem – jest prywatną religią, której kulminacją ma być podpalenie świata dla chwały Flagga. Z kolei The Kid, choć w historii pojawia się epizodycznie, pełni rolę katalizatora – ucieleśnia czysty chaos i przemoc dla samej przemocy. W relacji z Trashcan Manem widzimy mechanizm dominacji, w którym nawet wśród wykolejeńców obowiązuje hierarchia opartej na strachu władzy.
Lloyd Henreid, prawa ręka Flagga, to inny typ psychologii zła – pragmatyczny egzekutor, pozbawiony maniakalnych fiksacji, ale w pełni lojalny wobec tyrana. Jego obecność w opowieści przypomina, że nie każdy sojusznik mroku jest potworem z potrzeby serca; czasem wystarczy oportunizm i chęć przetrwania w systemie, który nagradza brutalność.
W Boulder tymczasem dojrzewa zdrada od środka. Harold Lauder, naznaczony odrzuceniem i poczuciem niższości, stopniowo przesuwa lojalność z Matki Abagail na Flagga, widząc w nim kogoś, kto „docenia” jego wartość. Nadine Cross, targana wewnętrznym konfliktem, jest uwięziona między obowiązkiem wobec wspólnoty a fatalistycznym przyciąganiem ciemnej charyzmy Flagga. Te postacie dowodzą, że granica między dobrem a złem jest płynna, a rekrutacja do obozu tyrana odbywa się nie tylko poprzez terror, ale też przez zaspokajanie emocjonalnych braków i oferowanie jasnych ról w chaotycznym świecie.
Ten portret postaci – jednych uśmiechniętych, innych złamanych – sprawia, że konflikt w „Bastionie” nabiera wymiaru antropologicznego. Nie chodzi już o magiczne starcie archetypów, lecz o pokazanie, jak różne typy osobowości odnajdują swoje miejsce w strukturach zbudowanych na strachu, potrzebie przynależności i iluzji porządku.
„Wyrzutki” są tomem, w którym „Bastion” ujawnia się najmocniej jako przypowieść polityczna. Boulder Free Zone funkcjonuje tu jak studium liberalnej demokracji w warunkach ekstremalnego kryzysu: komitet, procedury, głosowania, kompromisy. Widać, jak proces decyzyjny staje się powolny i obciążony sporami o priorytety, co z jednej strony świadczy o pluralizmie, z drugiej – wystawia wspólnotę na ryzyko paraliżu. To obraz demokracji, która chce być sprawiedliwa, ale w sytuacji zagrożenia zewnętrznego traci przewagę nad systemem, gdzie wola lidera jest prawem.
Las Vegas Randalla Flagga jest przeciwieństwem Boulder – to model autorytarny, oparty na prostych regułach i natychmiastowej egzekucji „sprawiedliwości”. Publiczne egzekucje, wojskowa hierarchia, absolutna lojalność wobec wodza tworzą iluzję porządku, który działa szybciej, skuteczniej – choć w istocie jest kruchy, bo uzależniony od jednego człowieka i kultu jego siły. Aguirre-Sacasa i Perkins pokazują, że oba modele opierają się na przemocy: w Boulder jest ona zrytualizowana i ukryta w aparacie decyzyjnym, w Vegas – widowiskowa i jawna.
Religia odgrywa tu rolę spoiwa i narzędzia legitymizacji. Matka Abagail reprezentuje eschatologiczny wymiar nadziei – wiarę w boski plan i moralne prowadzenie wspólnoty. Flagg natomiast jest antyprorokiem, którego „kazania” są podszyte nihilizmem, ale jednocześnie obiecują prostą drogę do siły i dominacji. Ich starcie – zwłaszcza scena spotkania Matki Abagail z Flaggem w postaci wilka – to nie tylko pojedynek duchowych autorytetów, lecz również symboliczny konflikt dwóch narracji o sensie istnienia po katastrofie.
W warstwie antropologicznej tom dotyka fundamentalnej tezy Kinga: pandemia nie zmienia ludzkiej natury, lecz resetuje układ sił. To, co uchodziło za patologię w starym świecie, w nowym może stać się fundamentem porządku. Przemoc – fizyczna, psychologiczna, instytucjonalna – jest tu przedstawiona nie jako aberracja, lecz jako stały element organizacji społecznej. W ten sposób „Wykolejeńcy” przestają być prostym rozdziałem w historii o walce dobra ze złem i stają się studium tego, jak cywilizacje, nawet zbudowane od zera, nieuchronnie powielają dawne wzory władzy i podporządkowania.
„Wyrzutki” to tom, w którym ambicja adaptacyjna Aguirre-Sacasy i Perkinsa ujawnia zarówno swoje atuty, jak i ograniczenia. Z jednej strony jest to przykład udanego przeniesienia literackiego „środka” opowieści – fazy o mniejszej dynamice, ale kluczowej dla ustawienia finału – na język komiksu. Scenarzysta unika najczęstszej w adaptacjach pułapki: nie wypełnia stron nadmiarem ekspozycji, lecz szuka obrazowych skrótów, które kondensują treści rozbudowanych rozdziałów Kinga. Dzięki temu fragmenty powieści, które dla wielu czytelników oryginału były nużące (jak polityczne dyskusje w Boulder), w komiksowej wersji nabierają rytmu i klarowności.
Mocną stroną jest także spójność tonu – narracja zachowuje balans między dramatem społecznym a grozą, a równoległe prowadzenie wątków Boulder i Vegas pozwala na utrzymanie napięcia nawet bez kulminacyjnych scen akcji. Perkins wzmacnia ten efekt, nadając obu przestrzeniom odrębne, rozpoznawalne tożsamości wizualne. W rezultacie czytelnik porusza się między nimi niemal jak w dwóch odmiennych gatunkowo opowieściach – westernie o odbudowie wspólnoty i kryminalnym thrillerze o państwie mafijnym.
Słabszym punktem pozostaje jednak konstrukcja Trashcan Mana jako centralnej figury wykolejeńców. Postać ta, już w prozie Kinga niejednoznacznie odbierana, w komiksu zyskuje sporo czasu ekranowego kosztem innych bohaterów, co może nużyć odbiorców nastawionych na rozwój głównego konfliktu. Podobnie The Kid, choć ciekawy jako „szalony test” lojalności, bywa epizodem oderwanym od głównego nurtu akcji.
Na tle adaptacji innych dzieł Kinga – szczególnie „Mrocznej Wieży” – „Bastion” wyróżnia się większą dyscypliną narracyjną i lepszym wyczuciem proporcji między wiernością a potrzebami medium. „Wyrzutki” nie są więc tomem, który ma zachwycać tempem czy dramatyzmem – ich rola polega na zbudowaniu podglebia dla ostatecznej konfrontacji, przy jednoczesnym zgłębieniu psychologii postaci i struktur obu obozów. W tym sensie, choć nie jest to najbardziej efektowny fragment serii, jest jednym z najważniejszych dla zrozumienia całego projektu.
„Wyrzutki” pełnią w komiksowym „Bastionie” funkcję strategiczną – to etap, w którym akcja wyraźnie ustępuje miejsca diagnozie społecznej i psychologicznej. Aguirre-Sacasa i Perkins pokazują, że finałowe starcie dobra i zła nie jest nagłym wybuchem woli bohaterów, lecz konsekwencją powolnych procesów: konsolidacji władzy, erozji zaufania, przyciągania jednostek sfrustrowanych i odrzuconych przez silniejszy, bardziej zdecydowany obóz.
Ten tom jest lustrem finału – w nim odbija się cała dynamika konfliktu, ale bez fajerwerków i łatwego katharsis. Boulder i Vegas funkcjonują jak dwa modele tego samego mechanizmu: oba obozy budują wspólnotę, oba też wprowadzają przemoc jako narzędzie porządku. Różnica tkwi w skali jawności i w retoryce, a nie w samym fakcie stosowania przemocy.
„Wyrzutki” potwierdzają, że adaptacja „Bastionu” jest przedsięwzięciem nie tylko wiernym literackiemu pierwowzorowi, ale też świadomym medium, w którym powstała. To nie tom dla tych, którzy szukają wyłącznie akcji – to rozdział dla czytelników, którzy chcą zrozumieć, dlaczego nadchodząca konfrontacja jest nieuchronna i dlaczego po apokalipsie świat nie staje się moralnie czystszy.
Tytuł: Bastion tom 4: Wyrzutki
- Scenariusz: Roberto Aguirre-Sacasa, King Stephen
- Rysunki: Mike Perkins
- Kolor: Laura Martin
- Wydawnictwo: Albatros
- Data wydania: 13.08.2025 r.
- Seria: Bastion
- Tłumaczenie: Grzegorz Tupikowski
- Druk: kolorowy
- Oprawa: twarda
- Format: 170x260 mm
- Stron: 144
- ISBN: 978-83-8361-617-9
- Cena: 64,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Albatros za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus