„DCEased”: „Wojna Nieumarłych Bogów” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 24-06-2025 21:40 ()


Niektórzy już tracili nadzieję, ale oto jest. Po trzech latach oczekiwania dostaliśmy finał sagi "DCEased". Pochylmy się nad "Wojną Nieumarłych Bogów" by przekonać się, jak Tom Taylor domknął swoje trykociarskie postapo i czy nie zabrakło w nim tak charakterystycznego dla tego autora serducha.
 
Efekt jest o wiele bardziej satysfakcjonujący, niż sądziłem. Minęło pięć lat od feralnego dnia, gdy techno-organiczny wirus antyżycia zaczął dziesiątkować populację. Nasi bohaterowie stracili wielu bliskich i żyją obecnie na Ziemi-2. Z poprzedniej odsłony trylogii wiemy, że udało się stworzyć lekarstwo na wirusa, co pozwoliło po latach zjednoczyć rodziny i przyjaciół. Przyniosło to także ból straty spowodowanym tym, ilu zainfekowanych zabito, nie wiedząc, że proces zombifikacji jest odwracalny. Narratorem "Wojny Nieumarłych Bogów" jest Alfred Pennyworth, który przechodzi w tym tomie interesującą drogę, a już na początku scena z jego udziałem jest pierwszym z wielu emocjonalnych ciosów, jakimi obrywa czytelnik. Alfred dosłownie na pierwszej stronie (gdy w tle poznajemy historię Supergirl z tego świata) mówi o poświęceniu rodzica dla swoich dzieci, o tym, jak ich szczęście stało się celem jego życia... Fani komiksów doskonale wiedzą, jak integralną częścią i filarem bat-rodziny jest Alfred. Gdy ten starszy mężczyzna, ze łzami w oczach nie potrafi pogodzić się z faktem, że zabił trzech swoich synów, czytelnik czuje ten ból i wie, że nic nie przyniesie mu ukojenia. Nawet patrzenie, jakim wspaniałym mężczyzną stał się Damian Wayne (a nowy Batman obok swojego przyszywanego dziadka to druga najważniejsza postać w tym woluminie) to tylko chwilowa osłoda.
 
Kolejnym momentem, który zostaje w pamięci, jest uleczenie przebywającego od pół dekady w słońcu Supermana, czy też nieożywiony Darkseid zdobywający moc pierścienia strachu. Potem akcja nie zwalnia już tempa i wprowadza postacie, wcześniej nieobecne w historii. Prócz wspomnianej już Dziewczyny ze Stali występują również Brainiac, Spectre, chochlik z Piątego Wymiaru, Ostatni Czarnian i Ares. Zaskakujące wolty fabularne, niespodziewane sojusze, chwytliwe one-linery, poświęcenia i nawet szczypta Taylorowego humoru. Wszystko jest na swoim miejscu i niby zmierza ku dobremu, ale okazuje się, że światu znowu grozi apokalipsa w postaci czegoś gorszego niż opętani wirusem Nowi Bogowie. I to właściwie mój jedyny zarzut, to uosobienie ciemności, zagrożenie jeszcze większe niż poprzednie podbija stawkę, ale ja jej nie czuję. Może, gdyby było to coś wyciągnięte z annałów historii uniwersum DC, a nie nowy dodatek, to zrobiłoby to na mnie wrażenie.
 
„DCEased” zasługuje na lepszego rysownika niż Trevor Hairsine. Artysta ten ma duże braki dotyczące mimiki. Niektóre postaci przy oddaniu silniejszych emocji wyglądają nieintencjonalnie komicznie. A przy drugim czy trzecim planie Hairsine nawet nie udaje, że się stara. Anatomia, walki, ogólnie akcja wychodzi mu nieźle, ale tych twarzy zdzierżyć nie mogę.
 
Z przyjemnością donoszę, że ostatni tom jest lepszy od „Martwej planety". Pomimo takiego sobie wielkiego złego cała reszta jest na tyle mocna, że całościowo seria „DCEased" wypada naprawdę solidnie. Może nie stanie się ponadczasowym klasykiem DC, ale myślę, że zasługuje na miejsce wśród wartych uwagi alternatywnych historii z peleryniarzami.
 
 
Tytuł: DCeased. Wojna Nieumarłych Bogów
  • Scenariusz: Tom Taylor
  • Rysunki: Trevor Hairsine, Neil Edwards, Lucas Meyer
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 18.06.25 r.
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: twarda
  • Format: 170x260 mm
  • Stron: 332
  • ISBN: 9788328165120
  • Cena: 109,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus