Gdyby wybrać jeden jedyny, a dokładniej mówiąc dwa jedyne komiksy duetu Ed Brubaker/Sean Phillips, z którymi powinien zapoznać się każdy czytelnik przed śmiercią, bez wątpienia wybór padłby na „Umarłych i umierających” oraz „Fatalną noc”.
Pomimo druzgocącej katastrofy, którą dla Stanów Zjednoczonych niedalekiej przyszłości okazały się perturbacje społeczne na wielką skalę (zob. „Noc drapieżców”),h
Bez wątpienia Jacques Lamontagne mógłby narysować adaptację „Dyliżansu” Johna Forda i jestem święcie przekonany, że ów komiksowe dzieło pod względem wizualnym przyćmiłoby filmową materię.
Filmowa kontynuacja losów Deckarda odniosła całkiem przyzwoity sukces, nie dziwi więc, że doczekaliśmy się powstania pewnego „expanded universe” w postaci komiksowej serii.
Po pamiętnych wyczynach Briana Michaela Bendisa i Eda Brubakera podjęcie funkcji scenarzysty perypetii Daredevila zdawać się mogło ryzykiem porównywalnym z joggingiem na polu minowym.
Na czwarte spotkanie z Ćmą (a przy okazji skrywającym się pod „jej” maską Cyprianem Leopoldem Różewiczem) przyszło nam czekać nieco dłużej niż na poprzednie.
Uwielbiam komiksy science fiction, więc jak tylko mój redaktor wspomniał coś o nowej pozycji w tym typie, powiedziałem: „Chętnie wezmę”, zanim skończył pisać.
Od momentu swojego debiutu w przełomowym czwartym numerze magazynu „Showcase vol.1” (5 lipca 1956 r.) Barry Allen nie narzekał na brak zajęć i obowiązków.
Twórcy serii takich jak „Durango”, „Blueberry” i „Jonah Hex” wielokrotnie (a do tego skutecznie!) przekonywali odbiorców tych produkcji, że dla ich bohaterów nie ma rzeczy niemożliwych.
Mniej więcej dwie dekady temu Mike Carey należał do najbardziej zapracowanych, a przy tym najbardziej cenionych scenarzystów aktywnych w „barwach” DC Comics.
Niniejszy tom zbierający „superbohaterskie” historie napisane przez Neila Gaimana w ciągu wielu lat dla DC to typowa dla twórczości Brytyjczyka mieszanina oniryzmu, tajemnicy i ludzkich pragnień.