„Frank Cappa” – recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 11-08-2025 21:34 ()


Wygląda na to, że wydawnictwo Lost in Time zaczyna specjalizować się w komiksach o reporterach wojennych. Po świetnej serii Hectora Oesterhelda oraz Hugo Pratta opowiadającej o losach Erniego Pike’a, otrzymujemy tom zbiorczy obejmujący komplet przygód Franka Cappy. Komiks utrzymany jest w podobnym tonie, choć Franka Cappę od Erniego Pike różni niemal wszystko. Wszystko, poza skłonnością do pogłębionych refleksji na temat bezmiernej głupoty, jaką jest wojna.

Album zawiera wszystkie opowieści o korespondencie wojennym, pierwotnie publikowane od roku 1981 na łamach hiszpańskiego magazynu „Cimoc” a następnie w albumach zbiorczych. Najpierw odwiedzamy Afrykę targaną krwawymi konfliktami, a Frank Cappa, jak na rasowego korespondenta wojennego przystało, uświadamia nam tragizm tej wojny. „Ostatni Afrykanin” – opowieść otwierająca album – wysuwa na pierwszy plan temat odgórnego charakteru konfliktu, sterowanego zewnętrznymi siłami, dla których rodowici mieszkańcy kontynentu są tylko nic nieznaczącymi pionkami. Walczące o wpływy i naturalne bogactwa strony, wciągają siłą w krwawe starcia przedstawicieli plemion, które nie mają żadnych powodów, by ze sobą walczyć. Cappa towarzyszy jednemu z takich żołnierzy, w jego ostatniej, poruszającej wyprawie do źródeł własnej kultury i tradycji. „Nie traćmy głowy” opowiada o konflikcie tytułowego bohatera z jednym z oficerów. Część afrykańską zamyka chyba najbardziej poruszająca w całym tomie historia „Ofiary i bohaterowie”. Tu chyba najwyraźniej widać, jak wojna łamie i niszczy życie młodych ludzi, którzy szukają w niej emocji. Bez wątpienia jest to spektakularne otwarcie komiksu. Surowe, czarno-białe rysunki wzmacniają wymowę tych wstrząsających historii.

Z Afryki przenosimy się do Ameryki Południowej. Najbardziej rzucającą się w oczy różnicę robią rysunki. Tym razem Sommer decyduje się na akwarelowe kolory, które doskonale współgrają z nieco magicznym charakterem historii. Część brazylijską otwiera utrzymana w właśnie w takiej atmosferze – przywołującej pewne skojarzenia z przygodami Corto Maltese – historia zatytułowana „Jangada”. Cappa towarzyszy w niej sędziwemu rybakowi w morskiej wyprawie. „Karnawał” opowiada z kolei o pełnej emocji znajomości, jaką tytułowy bohater zawarł z kobietą, którą wcześniej… odwiódł od popełnienia samobójstwa. Dopiero w trzecim epizodzie brazylijskim pojawiają się wątki wojenne. Jest to jednak wojna ukazana z jednostkowej perspektywy. Pewne mechanizmy społeczne zostają tu sprowadzone do sytuacji ludzi, których historia usytuowała po dwóch stronach barykady. W tej historii role zwierzyny i łowcy zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Trzecia część komiksu rozpoczyna się od dwóch historii ukazujących konsekwencje powrotu tytułowego bohatera w rodzinne strony. „Welcome” to opowieść o tym, jak Frank Cappa wraca do rodzinnego domu, by spędzić ostatnie chwile z umierającą matka. Po jej śmierci, po raz pierwszy słyszy z ust swojego ojca opowieść o własnych przodkach. „Goddbye” z kolei przedstawia spotkanie Franka Cappy z przyjaciółmi z dzieciństwa. Nie znajdziemy tu jednak żadnej nostalgii za minionymi czasami. Spotkanie zamienia się w koszmar podany z domieszką wątków kryminalnych. Tę część uzupełniają trzy historie, w których bohater wraca do swojego zawodu. W „Mieście tysiąca rozkoszy” prowadzi dziennikarskie śledztwo w sprawie dziecięcej prostytucji w Hong Kongu, natomiast w „Somozie i Gomorze” oraz „Rekinie słodkowodnym” – obie te historie należy rozpatrywać jako całość – relacjonuje konflikt w Nikaragui.

Album zamyka „Viet-Song”, czyli zbiór historii, w których śledzimy między innymi początki kariery Cappy („Co ja tu do cholery robię?”) oraz dramatyczny pobyt w wietnamskiej niewoli („Szpieg i zdrajca”). W tej części, wbrew jej tytułowi znajdują się również epizody, które nie rozgrywają się w Wietnamie. „Żółty kraj” opowiada o dramatycznej historii, osadzonej w Afganistanie. Na końcu zaś mam okazję zapoznać się z zaskakującą wizją przyszłości osadzoną w Barcelonie. Całość albumu uzupełniają teksty o autorze komiksu oraz historii jego komiksowej serii. Komiks zamykają dwa artykuły. Najpierw mamy możliwość przeczytania tekstu samego Manfreda Sommera z roku 1980, w którym autor dzieli się swoimi inspiracjami, następnie zaś dostajemy krótką notkę córki Sommera.

Jeśli ktoś zachwycił się wcześniej przygodami Erniego Pike’a, bez wątpienia spodobają mu się perypetia Franka Cappy. Refleksje na temat natury człowieka oraz destrukcyjnego wpływu, jaki wywiera na niego wojna są tu podane w wyjątkowo intrygującej formie. Frank Cappa jest typem korespondenta wojennego, który ma świadomość własnego uwikłania w relacjonowane zdarzenia. Nie unika, gdy jest to konieczne, opowiedzenia się po jednej czy drugiej stronie konfliktu, zawsz kieruje się jednak wartościami, które sam uważa za uniwersalne. Sommer potrafi o jego przygodach w sposób wolny od moralizatorstwa. Nie można także pominąć graficznej warstwy komiksu. Choć trudno doszukiwać tu spójności, bo poszczególne części tworzone są w różnych stylistykach, to nad wszystkim unosi się żywioł nieskrępowanej narracji. Na pierwszym planie jest tu historia, do której Sommer próbuje dopasować odpowiednie środki wyrazu. Bez względu na to, czy w ruch idzie tylko tusz nakładany na papier piórkiem i pędzlem, czy też na planszach pojawiają się żywe akwarelowe barwy, za każdym razem rysunki oczarowują czytelnika swą naturalnością. Ten żywioł tworzenia jest również bardzo wyraźny w licznych szkicach i projektach plansz umieszczonych w albumie. Krótko mówiąc, lekturą „Franka Cappy” można sprawić sobie naprawdę satysfakcjonującą komiksową ucztę. 

 

Tytuł: Frank Cappa

  • Tytuł oryginału: „Frank Cappa”
  • Scenariusz i rysunki: Manfred Sommer
  • Tłumaczenie: Jakub Jankowski
  • Wydawca: Lost In Time
  • Data polskiego wydania: 2025
  • Objętość: 368 stron
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 166 zł

Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus