„Bastion” tom 3: „Ocalałe dusze” - recenzja
Dodane: 12-07-2025 21:52 ()
Bastion: Ocalałe dusze to kolejny etap w ambitnym przedsięwzięciu przeniesienia literackiego kolosa na język graficzny. Powieść The Stand Stephena Kinga, uznawana za jego opus magnum, to tekst totalny – mieszający biblijne obrazy z mitologią Dzikiego Zachodu, paranoją zimnowojenną i egzystencjalnym dramatem jednostki. Scenarzysta Roberto Aguirre-Sacasa podejmuje próbę zredukowania tej narracyjnej masy do formatu komiksowego bez utraty jej duchowego ciężaru. „Ocalałe dusze” nie tylko rozwijają fabułę, ale też wprowadzają wyraźne struktury symboliczne: ruch, zbiorowość, oczyszczenie. To tom przejścia – z chaosu w stronę porządku, ze śmierci ku wspólnocie. Jako adaptacja, komiks ten działa nie przez dosłowność, ale przez trafne skróty i zachowanie rdzenia pierwotnej wizji Kinga. W tym sensie apokalipsa nie oznacza tu końca, lecz próbę: dla postaci, dla języka medium, i dla samego czytelnika.
„Ocalałe dusze” nie są tomem akcji, lecz tomem drogi – i to w sensie głęboko symbolicznym. Bohaterowie rozproszeni po postpandemicznej Ameryce zmierzają ku duchowym biegunom: Mother Abigail, wcieleniu łagodnej wiary, i Randallowi Flaggowi – demonicznemu demiurgowi chaosu. Komiks splata ich ścieżki, pokazując nie tyle podróż w przestrzeni, co proces wewnętrznej przemiany. Spotkania – Nicka i Toma, Larry’ego i Nadine, Stua, Frannie i Harolda – stają się momentami inicjacyjnymi. To nie tylko dramaty interpersonalne, ale miniaturowe przypowieści o ufności, lęku i przebaczeniu. W ten sposób Bastion zyskuje wymiar archetypiczny: to opowieść o rozpadzie starego porządku i mozolnym tworzeniu nowego. Nie ma tu heroizmu w stylu superbohaterskim – jest za to duchowa konwergencja, w której każdy krok zbliża nie tylko do celu, ale do prawdy o samym sobie.
Jednym z największych atutów trzeciego tomu Bastionu jest umiejętność ukazania postaci nie jako symboli czy funkcji fabularnych, lecz jako pełnokrwistych ludzi, rozdartych między potrzebą bliskości a ciężarem przetrwania. Szczególnie poruszająca jest relacja Nicka Androsa i Toma Cullena – mężczyzn odrzuconych przez społeczeństwo jeszcze przed katastrofą, którzy w nowym świecie budują zaskakująco głęboką więź. Ich zmagania, wzajemna nieufność, a potem troska, ukazują, że to nie siła fizyczna, lecz empatia staje się nowym fundamentem wspólnoty. Z kolei napięcia między Haroldem, Frannie i Stuem to studium ambiwalencji – z jednej strony romantyczne napięcie, z drugiej niepokój i wrogość podsycane przez niedopowiedzenia. Komiks nie moralizuje, nie upraszcza. Właśnie w tych codziennych, emocjonalnych konfliktach kryje się prawdziwa stawka – nie wojna o świat, lecz walka o ludzką godność.
Warstwa graficzna tomu balansuje między narracyjną skutecznością a wyraźną nierównością wykonania. Mike Perkins, znany z realistycznej kreski, potrafi oddać napięcie sytuacji i zbudować nastrój zagrożenia – jednak w tym tomie wyraźnie widać pewne znużenie lub pośpiech. Mimika postaci bywa przeszarżowana, a niektóre kadry – szczególnie w scenach statycznych – cierpią na brak głębi lub kompozycyjnej spójności. Zdarzają się ujęcia, w których przestrzeń wydaje się nienaturalnie spłaszczona, a dynamika zanika. Ratunkiem bywa kolorystyka Laury Martin – stonowana, chłodna, budująca nastrój izolacji i niepokoju. Choć niektóre plansze – zwłaszcza nocne sekwencje snów i omamów – potrafią zachwycić, całość sprawia wrażenie mniej dopracowanej niż poprzednie tomy. Komiks wciąż „czyta się oczami” sprawnie, ale brakuje mu plastycznej intensywności, która mogłaby w pełni oddać duchowy ciężar i emocjonalną złożoność fabuły.
„Ocalałe dusze” eksplorują przemoc nie jako tani chwyt narracyjny, lecz jako lustro moralnych wyborów i punkt graniczny człowieczeństwa. Brutalna scena starcia z bandą przestępców przy drodze – gwałcicieli i morderców – jest nie tylko momentem kulminacyjnym napięcia, ale też sprawdzianem etycznym dla bohaterów. Stu, Frannie i Harold nie tylko bronią się przed zagrożeniem, ale konfrontują się z pytaniem: kim się stajesz, kiedy nie ma już struktur, które sankcjonują dobro i zło? Przemoc w tym tomie nie jest estetyzowana. Wręcz przeciwnie – przedstawiona jest z surowością, która nie pozostawia złudzeń co do ceny przetrwania. Komiks ukazuje, że apokalipsa nie tylko niszczy miasta, ale też zdziera warstwy cywilizacyjnej powłoki, odsłaniając rdzeń ludzki – podatny zarówno na świętość, jak i zepsucie. To właśnie balansowanie na tej granicy czyni Bastion historią nie o końcu świata, ale o końcu złudzeń i początku odpowiedzialności.
Trzeci tom Bastionu pełni funkcję narracyjnego łącznika – to moment zawieszenia między chaosem początku a konfrontacją, która dopiero nadejdzie. Brakuje tu wielkich zwrotów akcji, ale nie brak gęstniejącego napięcia i psychologicznego pogłębienia. „Ocalałe dusze” przygotowują grunt pod finalne starcie – nie tyle przez ekspozycję fabularną, co przez emocjonalne i duchowe osadzenie postaci. Z perspektywy całości cyklu tom ten jawi się jako konieczna pauza – oddech, który pozwala zrozumieć, po co w ogóle walczyć. Choć mniej efektowny niż jego poprzednicy, niesie ze sobą cenną treść: nadzieję. Nie naiwną czy sentymentalną, lecz wypracowaną w bólu, przez dramaty codziennych spotkań. Jeśli kolejne tomy utrzymają ten poziom wierności Kingowi i pogłębionej refleksji nad losem postapokaliptycznego człowieka, Bastion jako całość może uchodzić za wzorcową adaptację literatury totalnej w medium komiksowym – nie tylko ilustracją, lecz interpretacją.
Tytuł: Bastion tom 3: Ocalałe dusze
- Scenariusz: Roberto Aguirre-Sacasa, King Stephen
- Rysunki: Mike Perkins
- Kolor: Laura Martin
- Wydawnictwo: Albatros
- Data wydania: 02.07.2025 r.
- Seria: Bastion
- Tłumaczenie: Grzegorz Tupikowski
- Druk: kolorowy
- Oprawa: twarda
- Format: 170x260 mm
- Stron: 144
- ISBN: 978-83-8361-616-2
- Cena: 64,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Albatros za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus