Po rewelacyjnym „Złodzieju Dusz” i znakomitej kontynuacji „Bogowie muszą być szaleni” czas na kolejny świetny tom heksalogii o wiedźmie „Zwycięzca bierze wszystko”.
Fantastyka to gatunek, na którym zjadłam zęby – nie twierdzę, że jestem alfą i omegą, ale jednak trochę już tych książek przeczytałam i pewien gust już w sobie wyrobiłam.
Po bardzo spektakularnym zakończeniu „Złodzieja dusz” czas na kolejną odsłonę przygód młodej wiedźmy oraz jej niezwykłych towarzyszy – anioła i diabła.
Po wielu miesiącach oczekiwania na księgarskie półki ponownie zawitało literackie alter ego pewnej niebieskowłosej dziewczynki, która dzięki serialowi Netflixa szturmem podbiła serca wielu osób na całym świecie.
Wśród najbardziej cenionych dokonań Philipa K. Dicka na ogół zwykło się jednym tchem wymieniać m.in. nieformalną trylogię Valis, „Człowieka z Wysokiego Zamku”, „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” i „Ubika”.
Spirala przemocy, bunt, który najczęściej destrukcyjny bywa też twórczy, wreszcie nieoczekiwane koleje losu – nowe rozdziały w życiu herosów i ich mrocznych braci.
Zawsze zastanawiał mnie pewien osobliwy trend w literaturze SF - mania tworzenia przez pisarzy odwzorowań fragmentów ziemskiej historii, przełożonych na gwiazdy.
Myślę, że każdy, a przynajmniej wielu z Was zgodzi się ze mną, że bardzo dobrze się stało, że Zimna Wojna zakończyła się, zanim cały świat poznał rezultat jej rzeczywistego wybuchu.
Pokusa opracowania autorskiego świata przedstawionego służącego za tło dla więcej niż jednej tylko fabuły to wśród twórców literackiej fantastyki zjawisko naturalne i całkowicie zrozumiałe.
W przekonaniu co poniektórych odbiorców prozatorskich dokonań Philipa Kindreda Dicka ów autor przez większą część swojej aktywności twórczej de facto kreował jeden wielki traktat, w którym rozprawiał się z trapiącymi go obsesjami.
Magia zapisana w faunie i florze – potężnych istotach, egzotycznej naturze – ale również w uczuciach, którymi powodowani są zarówno władczynie, jak i władcy.