Zawsze zastanawiał mnie pewien osobliwy trend w literaturze SF - mania tworzenia przez pisarzy odwzorowań fragmentów ziemskiej historii, przełożonych na gwiazdy.
Myślę, że każdy, a przynajmniej wielu z Was zgodzi się ze mną, że bardzo dobrze się stało, że Zimna Wojna zakończyła się, zanim cały świat poznał rezultat jej rzeczywistego wybuchu.
Pokusa opracowania autorskiego świata przedstawionego służącego za tło dla więcej niż jednej tylko fabuły to wśród twórców literackiej fantastyki zjawisko naturalne i całkowicie zrozumiałe.
W przekonaniu co poniektórych odbiorców prozatorskich dokonań Philipa Kindreda Dicka ów autor przez większą część swojej aktywności twórczej de facto kreował jeden wielki traktat, w którym rozprawiał się z trapiącymi go obsesjami.
Magia zapisana w faunie i florze – potężnych istotach, egzotycznej naturze – ale również w uczuciach, którymi powodowani są zarówno władczynie, jak i władcy.
„Czas żniw”, dystopiczny, arcyciekawy – formalnie i treściowo – cykl spisany piórem Samanthy Shannon stanowił dowód, że brytyjska powieściopisarka, mimo młodego wieku, potrafi tworzyć niezwykle kunsztowne opowieści.
Bardzo łatwo jest obecnie oceniać książki przez pryzmat wtórności, trudno jest jednak napisać coś oryginalnego (nie jest to oczywiście niemożliwe, ale…), a przecież wciąż i wciąż powstają perełki, którymi ludzie się zachwycają
Naomi Novik jest amerykańską pisarką polskiego pochodzenia, która w swojej twórczości bogato czerpie ze słowiańskich baśni, mitologii, kultury i historii.
W recenzji poprzedniego tomu wyraziłem zdanie, że zakończenie, oficjalnie ostatniego tomu, było na tyle otwarte, że autorka pewnie wróci do swojego uniwersum.
„Księga zepsucia” Marcina Podlewskiego jest moim pierwszym zetknięciem z twórczością tego autora, chociaż wiem, że cieszy się on popularnością za cykl science fiction „Głębia”.
Nieraz można usłyszeć narzekanie, że dawna, dobra fantasy odeszła w zapomnienie na rzecz jej nowego modelu, w którym dominuje głównie seks, przemoc i wątpliwej jakości humor.