Cezary Zbierzchowski „Distortion” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-11-2019 21:34 ()


Pokusa opracowania autorskiego świata przedstawionego służącego za tło dla więcej niż jednej tylko fabuły to wśród twórców literackiej fantastyki zjawisko naturalne i całkowicie zrozumiałe. Nie dość na tym z perspektywy odbiorców tych utworów nierzadko korzystne, bo umożliwiające powrót do często konsekwentnie i przekonująco pomyślanych rzeczywistości w ich wzbogaconych o nowe „składniki” emanacjach. Nie inaczej sprawy mają się w przypadku twórczej aktywności Cezarego Zbierzchowskiego, który także zdecydował się na podjęcie tej taktyki twórczej. Toteż jego nowa realizacja – powieść „Distortion” – podobnie jak wcześniej m.in. opublikowane na kartach antologii „Przedmurze” opowiadanie „Dobre miasto”, została osadzona w realiach tzw. uniwersum Rammy.

Gwoli ścisłości do momentu rozpoznania wzmiankowanej chwilę temu powieści piszący te słowa nie miał niestety okazji zapoznać się z wcześniejszymi dokonaniami Zbierzchowskiego. Owszem, podczas wręczenia Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego 30 września 2016 r. (rzeczony otrzymał ją wówczas za powieść „Holocaust F”) ów autor intrygował konstatacjami z zakresu m.in. współczesnej ekonomii czy geopolityki, co tym mocniej zachęcałoby sięgnąć po przejawy jego twórczości. Jak to jednak nierzadko bywa ogrom zaległych lektur, niekiedy od lat zalegających na półkach, aż nazbyt skutecznie utrudnił urzeczywistnienie tego zamiaru. Skoro pojawiła się okazja, by zmienić ten stan rzeczy, nie wypadało z niej nie skorzystać. Uprzedzając nieco niżej zawartą refleksję, z miejsca trzeba przyznać, że zapoznanie się z tym utworem zdecydowanie nie było czasem straconym.

Akcja niniejszego utworu rozgrywa się w dużej mierze na południu Księstwa Remark, tworu politycznego trawionego niszczącą wojną domową. Przewodzący całkiem nieźle wyposażonej partyzantce samomianowany pułkownik Evan Garcia okazuje się bowiem nielichym wyzwaniem dla tzw. Międzynarodowego Korpusu Bezpieczeństwa złożonego m.in. z jednostek Sił Stabilizacyjnych Armii Republiki Rammy (SSARR). W jej zaś składzie odnajdujemy liczącą około stu żołnierzy Czwartą Kompanię. To właśnie we wspomnianej jednostce służbę odbywa centralna osobowość tego utworu w osobie starszego kaprala Marcusa Trenta (notabene „obecnego” w jednym z wcześniejszych utworów Zbierzchowskiego). Z jego zatem perspektywy następuje prezentacja realiów kreowanych. Odbywa się to zresztą dwojako: za pośrednictwem refleksji zawartych przezeń w listach do syna (z założeniem, że ów zapozna się z ich treścią już jako osobnik dojrzały) oraz bezpośredniej percepcji rzeczonego. Mamy zatem do czynienia z zapisem codzienności niewielkiego garnizonu tytułowej bazy Distortion. Doglądanie umocnień polowych, udział w patrolach, interakcje z mieszkańcami pobliskich wiosek, szkolenie mniej doświadczonych rekrutów – to tylko ważniejsze spośród stałych punktów harmonogramu dnia głównego bohatera. Dodajmy, że w atmosferze permanentnego napięcia, bardzo bliskiemu stanom emocjonalnym załogi U-Bota z kart głośnej powieści Lothara-Günthera Buchheima „Okręt”.

Przez znaczne partie tej historii zdawać by się mogło, że mamy do czynienia z jeszcze jednym dramatem wojennym, tyle że osadzonym w nieco zmodyfikowanej względem naszej rzeczywistości. Wszak opisane tu plenery jako żywo wzbudzają skojarzenia z typowymi wyobrażeniami o pustynnych przestrzeniach Bliskiego Wschodu, od kilkudziesięciu lat pola zmagań między imperium amerykańskim i ekspozyturą żydowskich wpływów w regionie w postaci państwa Izrael a kolejnymi pretendentami do osłabienia znaczenia aktualnego hegemona światowego. „Misja stabilizacyjna” wdrażana przez oddziały Republiki Rammy również zdaje się podejrzenie bliska konfliktom asymetrycznym, określanym przez tzw. jastrzębi z Pentagonu mianem „operacji pokojowych”. Pomimo skłonności ku realizmowi (w posłowiu autor nie krył, że w zamiarze oddania realiów wzbudzających skojarzenia z bliskowschodnimi konfliktami w Syrii tudzież Iraku przygotował się należycie) względnie prędko w rzeczywistość ogólną wdziera się jakość stricte fantastyczna. Nie tylko poprzez odmienną od znanej nam toponomastykę czy wzmianki o kulcie wyrosłym na podłożu hellenistycznego politeizmu (ośrodki kultowe m.in. Afrodyty i Aresa), ale nade wszystko przez zagadkowe anomalie, do których dochodzi na terenie bazy (a incydentalnie także ponad nią) Distortion. Do tego wykraczające poza znane nam (czy może raczej: mieszkańcom uniwersum Rammy) prawidła fizyki. I właśnie na tym motywie opiera Zbierzchowski zasadniczą część swojej powieści. Przyznać trzeba, że czyni to z dużą sprawnością w generowaniu zapewne w pełni zamierzonej nastrojowości. Nie wyjawiając więcej szczegółów, wypada jedynie nadmienić, że przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa najbardziej szokująca scena tego utworu (tj. rozgrywająca się w jaskini pod tytułową placówką) prawdopodobnie na długo pozostanie w pamięci tych czytelników, którzy zdecydują się na lekturę niniejszej propozycji wydawniczej.

Co do warstwy językowej autor zaproponował klarowny, przejrzysty styl, choć równocześnie nie wahał się korzystać ze zdecydowanie mniej obiegowej terminologii tam, gdzie było to stosowne (zwłaszcza w zakresie fizyki kwantowej). Nie nadużywał przy tym wulgaryzmów, czego nie ustrzegł się niejeden amator pióra próbujący swoich sił w fabułach wojennych. Można natomiast zadać sobie pytanie (nie tylko zresztą w kontekście tej właśnie powieści) czy aby na pewno rozpiętość tego tekstu (blisko pięćset stron) jest uzasadniona i czy przypadkiem nie mamy do czynienia ze zdiagnozowanym przez Rafała Ziemkiewicza „syndromem laptopa” (według rzeczonego polegającym na przesadnym w jego mniemaniu rozpisaniu współczesnych twórców od momentu wprowadzenia tego urządzenia do w miarę powszechnego użytku). Wszak klasycy tego sortu co chociażby Ursula K. Le Guin byli władni powoływać do „istnienia” spójne uniwersa na ledwie 150 stronach (bo tak się sprawy miały w przypadku „Czarnoksiężnika z archipelagu”). Wgłębienie się w niuanse powieści Zbierzchowskiego wyklucza jednak ten wariant, bo podobnie jak przywoływany chwilę temu Lothar-Günther Buchheim czy nieprzypadkowo cytowany przez autora „Distortionu” Erich Maria Remarque, także i on stopniowo, scena po scenie, „lepi” na bazie „alchemii słowa” sedno absurdu wojny, osobliwego „żywiołu” egzystującego swoim własnym quasi-życiem, bardzo trudnym do powstrzymania, a przy tym bezlitośnie odzierającym z człowieczeństwa wszystkich tych, którzy mieli nieszczęście być ciśniętymi w jego „tryby”. Toteż w składającym się na ten utwór konglomeracie scen i refleksji nie ma przypadkowości, lecz konsekwentnie kształtowana wizja zjawiska swego czasu podejmowanego m.in. przez Andrzeja Sapkowskiego (opowiadanie „Mniejsze zło” w zbiorze „Ostatnie życzenie”).

Wielbiciele licznych scen konfrontacyjnych w typie cyklu „Krucjata” Jerry’ego Aherna, mimo ich nie tak wielkiej ilości, także z niemałym prawdopodobieństwem nie będą rozczarowani. Rozpisano je bowiem sugestywnie, a zarazem realistycznie, bez egzaltowanej galopady typowej dla opowieści wojennych, którymi swego czasu raczyły amerykańskich czytelników groszowe czasopisma w typie „Our Army at War” czy „War Stories”. Nie zabrakło natomiast poczucia pogubienia uczestników dramatu; do tego nie tylko na tle huśtawki emocjonalnej charakterystycznej dla osób egzystujących w stanie permanentnego stresu. Także bowiem tajemnicze zjawiska, do których dochodzi w tytułowej bazie, sprawiają, że nie tylko skoszarowani w niej żołnierze długo nie umieją pojąć, z czym mają do czynienia, ale także (czy może trafniej: przede wszystkim) czytelnik śledzący rozwój wypadków.

Na marginesie warto nadmienić, że przy okazji kolejnych odsłon uniwersum Rammy można byłoby rozważyć możliwość uzupełnienia słowniczka pojęć i skrótów (bo dla takowego też znalazło się tu miejsce) o terminy bardziej ogólne – chociażby Republika Ramma czy Sojusz Ameryki Północnej. Niewykluczone, że tego typu dopełnienie (podobnie jak czynili to wcześniej m.in. redaktorzy koordynujący cykl Franka Herberta osadzony w tzw. uniwersum Diuny) sprecyzowałby nieco ramy pochodnej wyobraźni i talentu autora tej powieści. 

Tak jak to wyżej zasygnalizowano, piszący te słowa nie miał dotąd sposobności, by zapoznać się z wcześniejszym realizacjami Cezarego Zbierzchowskiego. Lektura powieści „Distortion” sprawiła, że owa luka w znajomości współczesnej, polskiej fantastyki zostanie niezwłocznie uzupełniona. Tytuł zdecydowanie wart polecenia.

 

Tytuł: „Distortion”

  • Autor: Cezary Zbierzchowski 
  • Ilustracja na okładce i wklejka: Rafał Kosik
  • Wydawca: Powergraph 
  • Data publikacji: 20 września 2019 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 14,5 x 21,1 cm
  • Druk: czarno-biały
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 512
  • Cena: 45 zł

 Dziękujemy Wydawnictwu Powergraph za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus