Robert J. Szmidt „Zgasić słońce. Szpony smoka” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 31-01-2020 21:20 ()


Zdarza mi się czytać różne książki. Słabe, dobre. Często nie ma reguły i nie przypada mi do gustu coś, co jest szalenie utytułowane i poważane. Tak po prostu jest. Są jednak autorzy, co do których jestem pewien, że jeśli dostanę ich książkę do ręki, to się nie zawiodę. Robert J. Szmidt jest zdecydowanie w tej drugiej grupie. Biorę w ciemno i wiem, że mnie nie zawiedzie.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zapowiedź najnowszej powieści pt. „Zgasić słońce. Szpony smoka” byłem lekko zaskoczony. Szmidt i orient? Mariaż dość niezwykły. Dopiero gdy doczytałem, z czym będę miał do czynienia, wszystko stało się jasne – historia alternatywna. Mogę zacytować tylko panią z pewnej reklamy: „Ja to kupuję…”.

Młody kadet carskiej floty, Andrzej Horodyński, leci wraz z tysiącami marynarzy nad Japonię, by zniszczyć Tokio, które jest sercem imperium chcącego podporządkować sobie cały świat. Atak jest zainicjowany przez największe światowe mocarstwa, które posyłają do walki praktycznie wszystko, co posiadają w hangarach. Co takiego tak bardzo przeraziło wszystkie nacje, że postanowiły się zjednoczyć w walce ze wspólnym wrogiem? Odpowiedź jest prosta – istoty z sennych koszmarów lub mitycznych legend – smoki. Jak potoczy się bitwa, musicie sprawdzić sami, ale o Horodyńskim trzeba powiedzieć jedno – to Polak żyjący pod jarzmem zaboru rosyjskiego. Czy to ma znaczenie? Tak sądzi Józef Piłsudski, który wiąże z chłopakiem nadzieję na korzystny dla Polski układ z Japonią.

O tak, ta opowieść jest pokręcona w realiach. Na frontach wielkiej wojny walczą potężne mechy, a krążowniki, pancerniki i inne okręty wojenne latają po niebie, zamiast pływać po morzach i oceanach. Niby 1905 rok, a świat jakby stanął na głowie. Taką wizję trzeba przedstawić po mistrzowsku. Na szczęście powieść wyszła spod ręki mistrza, więc bez obaw, jest wyśmienicie. Robert J. Szmidt zbudował niesamowitą fabułę, wsparł ją plastycznymi opisami i postaciami z krwi i kości. Czego chcieć więcej? Kapka humoru, nawet czarnego, dopełniłaby całości. Coś tam się pojawiło pod koniec to prawda (ta scena z rybą), więc w sumie wszystko odhaczone.

Najbardziej na plus tej książki działają według mnie postaci. Pomijam Piłsudskiego, który jest tu pokazany jako wytrawny kombinator konsekwentnie dążący do celu. Główny bohater – Horodyński, jest świetnie zbudowaną postacią. Ma on swoje obawy i charakter, chociaż widać jak na dłoni wszystkie jego słabości wynikające z młodego wieku i braku doświadczenia. Prosta naiwność doprowadza go również tam, gdzie znajdzie się finalnie. Japończycy są wisienką na torcie. Z jednej strony mamy pokazany ich fanatyzm, z drugiej zaś daleko idące poczucie honoru, które dla Europejczyków będzie się z tym fanatyzmem mieszać. Co ciekawe, są też ci „trzeźwo” myślący, jednak zakładam, że i oni mają swoje ukryte motywacje. Mimo że po niebie latają smoki walczące z okrętami wojennymi, to jest w tej powieści ogromny realizm. Każdy bohater ma własną motywację i tak naprawdę nikt nie jest do końca otwarty wobec pozostałych. To trzeba docenić. Po krótkiej konsultacji zrobiłem mały internetowy rekonesans i niezwykłe jest to, że w pewnym sensie część opisanych wydarzeń miała miejsce. Autorowi trzeba oddać jedno - żeby postać była realistyczną trzeba ją dobrze napisać i to już mamy. Natomiast warto zwrócić uwagę, ilu spośród książkowych bohaterów zaistniało na kartach tej naszej historii. Autor też wykonał nie lada kwerendę. Wszystko to złożyło się w całość, która czytelnik po prostu pochłania.

Grafika okładkowa jest ładna, szczegółowa. Jak widać, nie trzeba na ilustrację wrzucać postaci, by efekt był zadowalający. Pierwszy plan, czyli miecz i okalający rękojeść smok, są naprawdę ślicznie wykonane. W tle mamy za to bezpośrednie nawiązanie do wydarzeń z książki. Gra to ze sobą bardzo dobrze. Redakcja sprawiła się zadowalająco, chociaż na początkowych stronach mignął mi zlepek znaków, gdzie zabrakło spacji, ale błędów nie popełnia ten, co nic nie robi.

Gdyby na siłę szukać czegoś problematycznego, to momentami trudno się połapać we wszelkich opisach miar, które są na modłę rosyjską, na szczęście na końcu książki mamy przelicznik na „nasze”. No i druga rzecz – brak grafik wewnątrz książki. Szkoda, że Jakub Różalski nie dorzucił coś od siebie albo nie stworzono jakichś rysunków nawiązujących do jego dzieł. No ale, nie można mieć wszystkiego.

Podsumowując, trzeba powiedzieć, że jest to znakomita powieść i wizja, jakiej jeszcze nie spotkałem w rodzimej fantastyce. Oczywiście czekam na rozwój sytuacji i ciąg dalszy tej historii, bo nawet przez chwilę nie dopuszczam do siebie myśli, że takowej nie będzie. Zanim jednak się doczekam, to trzeba zaopatrzyć się w księgę „Inne światy” i poznać pierwszą historię, która wydarzyła się w uniwersum stworzonym przez Roberta J. Szmidta.

Krótko – polecam.

 

Tytuł: Zgasić Słońce. Szpony Smoka

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: SQN
  • Data wydania: 29 stycznia 2020 r.
  • Format: 135 x 210 mm
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 448
  • ISBN: 9788381295901
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus