Tomasz Matera „Kulawy szermierz” - recenzja
Dodane: 06-06-2020 21:53 ()
Zazwyczaj dość nieufnie podchodzę do czegoś, czego nie znam. W tym wypadku było podobnie, w końcu „Kulawy szermierz” to debiut Tomasza Matery. Fakt jednak, że tytuł ten zaciekawił mnie już dawno, kiedy tylko gdzieś na reklamach mignęła mi ilustracja okładkowa. Wydawnictwo chyba gdzieś odczytało moje myśli, bo książka trafiła w moje ręce. Na wstępie mogę powiedzieć jedno – każdy czytelnik na pewno życzyłby sobie, by takich debiutów było więcej. Ba, niejeden chciałby tak debiutować. Czekamy na to „więcej”.
„Kulawy szermierz” od samego początku wydawał mi się specyficzny. Już tytuł powieści sugeruje coś dziwnego. Jeszcze zanim miałem książkę w rękach, to zachodziłem w głowę, jak można stworzyć bohatera notabene ułomnego i osadzić go w roli wojownika. No jak widać, można, powiem więcej, Uther Mac Flann to znakomicie wykreowana postać. Człowiek, który ma świadomość swojego problemu, jest tym rozgoryczony, ale nie poddaje się i stara się pozostać świetnym wojownikiem, mimo że dni jego świetności już przeminęły. Oddanie wobec kompanów jest u Uthera godne podziwu, chociaż nie zawsze popłaca. Charakteru dodaje bohaterowi niezłomny upór, który sprawia, że podejmie on naprawdę zaskakujące decyzje. No i jedno jest pewne – to na pewno nie jest bohater w 100% pozytywny, chociaż niewątpliwie pozostaje protagonistą.
Pozostali bohaterowie książki wcale nie są skrojeni gorzej. Siostry Agnes i Amber mają swoje charakterki, różne cele, te jawne i skrywane. Korolion jest chyba postacią, która najmniej przypadła mi do gustu, bo przez dłuższy czas brakuje mu takiej ikry, która sprawiłaby, że jego charakterystyka nabrałaby rumieńców. Zagadką jest Nergui, bo chociaż coś tam się o nim dowiemy, to nie będzie tego dużo. Victoria, Skowronek, Fingal – zarówno oni, jak i inni spotkani na kartach „Kulawego szermierza” są opisani naprawdę zręcznie, z dbałością o szczegóły. Każdym kieruje inna motywacja. Wszyscy są unikatowi.
Na drugi rzut biorę świat wykreowany przez Tomasza Materę. Oczywiście jest to jakiegoś rodzaju odbicie świata, który istniał kiedyś w przeszłości w rzeczywistości. Autorskie są nazwy i linie na mapie, jednak schemat i wizja opierają się na historii. To nie jest zarzut. Nie da się stworzyć świata fantasy, który nie będzie w jakiś sposób odbijał rzeczywistości. Grunt, żeby zrobić to dobrze. I tutaj jest już bez dwóch zdań, po prostu dobrze. Jest „dziki zachód”, jest „cywilizowany wschód”, są aspiracje, jest wojna. Klasyka, ale ładnie opisana klasyka. Wszystkie jest gdzieś spięte różnymi koncepcjami odmiennych religii, przeznaczeniem i magią. Pełnokrwiste uniwersum fantasy.
Fabuła jako taka wydaje się prosta. Na początku miałem wrażenie, że będziemy śledzić losy bohatera od zadania do zadania. Oj autor przewrotnie zweryfikował moje przypuszczenia. Od początku do końca bohater jest uwikłany w sprawy innych oraz podąża ścieżką własnej vendetty. Co ciekawe, im dalej brniemy w lekturę, tym więcej fabularnych zwrotów daje nam na tacy autor. Historię poznajemy z perspektywy kilku bohaterów i składa się ona w całość, pokazując czytelnikowi, jak różni się to, co widzą poszczególne postaci. Obrazy te zgrabnie się na siebie nakładają.
„Kulawy szermierz” jest książką napisaną przyjemnym językiem. Powiedziałbym, że jest to język prosty, chociaż znajdzie się również trochę bardziej wyszukanych opisów. Na szczęście, autor nie silił się bardzo na wprowadzanie wyszukanych żargonów. Przesytu nie ma, jest porządnie i przejrzyście. Co więcej, autor umiejętnie wplótł w fabułę motywy, które pozna każdy, kto widział klasykę filmową. Myślę nawet, że taki smaczków może być więcej, niż sam dostrzegłem, bo kinowym orłem to nie jestem. Tak czy inaczej, wywołuje to uśmiech na twarzy, kiedy zobaczy się znaną przygodę w nowym wydaniu. Udana reinterpretacja zdecydowanie podnosi wartość tego tekstu.
„Kulawy szermierz” jest bardzo ładnie wydany. Na początku ilustracja z okładki wydawała mi się lekko tandetna. Była tak do momentu dostania książki do ręki. Na żywo prezencja jest o wiele lepsza i naprawdę wykonanie jest bardzo udane. Podoba mi się także nadanie połysku postaciom i zmatowienie tła. Uzyskany kontrast jest bardzo przyjemny dla oka. Swoją drogą porównajcie sobie zdjęcie autora i podobiznę Uthera z okładki. Wydaje mi się, że gdzieś tu było jakieś wzorowanie.
Mam jeden dość poważny zarzut. Blurb zdradza za dużo. Jeśli nie chcecie sobie zepsuć książki już od początku, nawet do niego nie zaglądajcie! Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie przeczytałem go przed zakończeniem lektury i już na początku dostałem niezłego kopa od fabuły.
Powieść tę polecam gorąco i z czystym sumieniem. Lektura była przyjemna i absorbująca, a czas ten minął szybko. Cieszyło kilka mrugnięć okiem w stronę popkultury oraz zaskakujące zwroty akcji. „Kulawy szermierz” to debiut na najwyższym poziomie. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg tej historii i to, co wydarzy się za Wężowiskiem.
Tytuł: „Kulawy szermierz”
- Autor: Tomasz Matera
- Wydawnictwo: Initium
- Data wydania: 20.05.2020 r.
- Format: 125x195 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Liczba stron: 520
- ISBN-13:9788366328358
- Cena: 39,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Initium za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus