Wydawać by się mogło, że po druzgocącej destrukcji, którą mieszkańcy naszej planety zgotowali sobie sami na tzw. własne życzenie, ocalałym nie pozostanie nic innego, jak tylko zapewniać sobie podstawy dalszej i na ogół nieprzesadnie wystawnej egzystencji.
„Więzień gwiazd” to drugi na polskim rynku album science fiction hiszpańskiego rysownika i scenarzysty – Alfonso Fonta – po „Opowieściach o niedoskonałej przyszłości”, które ukazały się w 2018 r.
Znów wszystko zaczyna się od początku. Kolejny pierwszy tom serii „Avengers”, od wcześniejszych „początków” różni się tylko tym, że na okładce mam nowe logo – „Marvel Fresh”.
Po niemal roku przerwy wracamy do świata artystycznej bohemy XXI wieku za sprawą drugiego tomu Faithless - dzieła duetu Briana Azzarello (scenariusz)/Maria Llovet (rysunki).
„Opowieści z Zi” planowane są na łącznie około sześciu odsłon, na które składać się mają trzy osobne – aczkolwiek toczące się w jednym uniwersum – historie, a każda z nich ma mieć dwa lub trzy tomy.
Chciałoby się rzec: „To nie można było tak od razu?!” A to z tego względu, że „puszczona” od początku seria przybliżająca przypadki Johna Constantine’a prezentuje się nadspodziewanie udanie.
Rick Remender zaprosił czytelników do swojego pokoju, w którym znajdują się sportowe fury, wielkie ciężarówkami i plastikowe figurki barwnych łotrów oraz mniej charyzmatycznych protagonistów na czele z niezmiennie bezpłciową Glory.
Co najmniej od albumów wchodzących w skład cyklu „Rycerze Łaski” znać było, że przeszłość wyspiarskiej krainy Eruin Dulea sięga zamierzchłych, spowitym mrokiem pogaństwa czasów.
Gdyby na okładce „Toni” nie widniało nazwisko Joe Hilla, to byłbym święcie przekonany, że komiks ten stworzył Mark Millar, lecz w żadnym wypadku nie jest to pochwała dla twórcy „Kosza pełnego głów”, wręcz przeciwnie.
Co by o incydentalnych znamionach twórczego pogubienia Scotta Snydera nie sądzić (vide „Batman: Ostatni Rycerz na Ziemi”) równocześnie trudno odmówić temu twórcy władności do generowania pełnych rozmachu opowieści.
Połączenie egzotyki - pod postacią Kraju Wschodzącego Słońca - ze slumsami Londynu, w które to połączenie wkomponowano jeszcze tajne stowarzyszenia czy walkę o dominację na świecie i różnego rodzaju zdrady, było od początku ryzykowne, ale i fascynujące.
Świetnie się złożyło, że w kontekście obchodzenia jubileuszu dwudziestolecia istnienia Kultury Gniewu, wydawca zdecydował się na wznowienie dwóch tytułów popularnego w Polsce australijskiego artysty Shauna Tana – „Przybysza” i omawianej „Zguby”.
Jeśli nie dość Wam historii o zamaskowanych mścicielach, którzy stawiają czoła wszelakiej maści złu, ale niekoniecznie zależy Wam na tym, by na planszach komiksu pojawiał się znany heros w rozpoznawalnym trykocie i charakterystycznym logo.
Roderick Burgess, Magus tajemniczej Loży działającej w Anglii na początku XX wieku postanawia przywołać i uwięzić samą Śmierć, lecz ku jemu zdziwieniu i zawodowi w zastawioną pułapkę schwytał władcę Krainy Snów.
Wznowienie „Przybysza” Shauna Tana, jednego z najbardziej cenionych ze względu na walory artystyczne komiksów, jakie ukazały się w Polsce – pozycji z katalogu Kultury Gniewu, okazało się także sukcesem sprzedażowym.
Takiego nagromadzenia żartów i dowcipów jak w serii „Kapitan Szpic” autorstwa duetu Daniel Koziarski i Artur Ruducha nie powstydziłby się żaden, nawet najlepszy kabaret.
Czy macie czasem wrażenie, że Wasz kot jest kocionautą pochodzącym z obcej planety, na której prym wiedzie moda wykreowana przez Kotochanel, a kociopunkturzyści leczą swoich pobratymców z wszelkich problemów zdrowotnych w Kociwood
Na wysokości trzeciego cyklu komiksowej serii „Światy Aldebarana” – „Antares”, mogę z czystym sumieniem przyznać, że ta kosmiczna epopeja to moje guilty pleasure.
Po niezbyt udanej lekturze „Catwoman: W blasku księżyca” i „Raven” trudno było oczekiwać od dwóch kolejnych tytułów wydawanych w ramach linii „DC13+” wyższego poziomu.
W dobrze znanym fanom przygód Smerfów albumie (tj. „Smerfetce”) jedyna żeńska przedstawicielka tej społeczności okazała się idealnym wręcz „pryzmatem” do ujęcia w bajkowej formule niuansów natury płci pięknej.
Choć pomysł nie jest ani nowy, ani oryginalny, ani tym bardziej świeży (wbrew nowemu logo na okładkach marvelowskich komiksów), to opowieść Gerry’ego Duggana nie wypada najgorzej.