„X-Men. Wielki projekt” - recenzja
Dodane: 28-11-2021 13:28 ()
Miłość, jak to miłość, potrafi zaślepić każdego. W tym przypadku padło na Eda Piskora, którego „Wielki projekt” poświęcony mutantom Marvela, okazał się niestrawnym peanem dziecka w ciele dorosłego na część… własnego dzieciństwa! Opowiedzieć trzydziestoletnią historię X-Men (od ery Stana Lee i Jacka Kirby’ego do czasów Chrisa Claremonta i Jima Lee) na niespełna 260. stronach to wyzwanie bardziej karkołomne od urzeczywistnienia marzenia Charlesa Xaviera o pokojowej koegzystencji homo sapiens z homo superior. Podziwiam zawziętość Piskora, jego determinację w stworzeniu tego dzieła, tylko czemu ono ma służyć?
Ocaleniu dziedzictwa X-Men? Nie, bo to spuścizna tak wielka, że tylko jakaś naprawdę niewyobrażalna katastrofa, mogłaby unicestwić ten silnie zakorzeniony (pop)kulturowo twór w naszej rzeczywistości. Niby chodzi o uporządkowanie skomplikowanej historii wychowanków Instytutu dla Uzdolnionej Młodzieży. Jednak wygląda to raczej na erudycyjny lans w stylu Quentina Tarantino czy Alan Moore’a zakochanych w magii cytatów. A więc jeżeli ktoś czuje się przytłoczony alternatywnymi światami, podróżami w czasie, poplątanymi więzami rodzinnymi, ciągłymi zmianami sojuszów, zgonami bohaterów i ich nagminnym zmartwychwstawaniem, czyli nieodłącznymi elementami przygód mutantów to po lekturze „Wielkiego projektu” wcale nie poczuje, że zrozumiał ten fenomen lepiej, a co dopiero w pełni. Wręcz przeciwnie, będzie jeszcze bardziej zagubiony, a co gorsze, śmiertelnie znudzony.
Kronikarska struktura przyjęta przez Piskora działa na niekorzyść jego komiksu. Beznamiętny tekst narratora (Watchera) dubluje się z obrazem, przez co dynamika wydarzeń przypomina czytany i objaśniany na żywo przez lektora film zlepiony z pojedynczych klatek ocalałych z pożaru kina. Wygląda to tak, jakby autor starał się ratować przeszłość, ale to tylko trik potęgowany pięknym rastrem. I to właśnie ta retro oprawa utrzymana z godną podziwu pieczołowitością, jest najsilniejszą stroną omawianego dzieła. Przez rysunki przemawia ogromna nostalgia do przeszłości. Do zjawiska, które ukształtowało autora oraz jemu podobnych. Undergroundowa stylistyka, przez którą przebija się dziecięca wrażliwość w postrzeganiu świata i jego bohaterów, połączona z mainstreamowym charakterem tworzą specyficzny i nietuzinkowy efekt graficzny. Z jednej strony obcujemy z naiwnością dawnych historyjek obrazkowych, których scenarzyści popadali w grafomańskie zapędy, a rysownicy starali się przewidzieć przyszłość i wyobrazić odległe światy, z drugiej obcujemy z agresywnością, brutalnością, a nawet wulgarnością przynależną bardziej komiksowi niezależnemu niż temu reprezentowanemu przez Wielką Dwójkę. Dlatego też zadziwiające może wydać się zderzenie kadrów przedstawiających składanie ludzkiej ofiary leżącej na ołtarzu w slipkach (nagie ciało przerażało i nadal przeraża bardziej, niż flaki wylewające się z jego wnętrza) z wypatroszonymi trupami spoczywających w kałużach krwi.
Uchwycenie zmieniającego się z dekady na dekadę podejścia autorów do Comics Code nie wyszło tu zbyt czytelnie. Piskor dezorientuje czytelnika przytłaczającą ilością informacji zawartych w skondensowanej do maksimum formie. Przy tym często żartuje (trzeba przyznać, że dość udanie), przez co nie do końca wiadomo, w jaki sposób traktować „Wielki projekt”. Nie jest to komedia, a i dowcip raczej nie należy do klasycznego Marvela. Przerysowane pełne nienawiści melodramatyczne pozy i dialogi niestroniące od surowej agresji (powtarzające się słowo „mutas”) sprawiają, że całość wypada dość sztucznie, tak jakby bohaterowie byli onieśmieleni widokiem filmującej ich kamery i nie umieli powstrzymać się przed spoglądaniem w obiektyw. Nie ma tu emocji, tych prawdziwych wylewających się z trzewi. I być nie może, skoro wielkie i ważne wydarzenia zazwyczaj zostają skrócone do zaledwie kilku namiętnie wystylizowanych kadrów.
Trudno powiedzieć dla kogo jest przeznaczony ten komiks, czy też raczej kolejny gadżet (przypominający album z naklejkami) wstrzeliwujący się w modę na retro. Starym fanom nie powie niemal nic nowego. Świeżym czytelnikom jeszcze mniej, ba myślę, że może ich nawet zniechęcić do zapoznania się z przygodami mutantów tworzonymi w XX wieku. Piskor, choć kocha tych bohaterów, to nie zdołał oddać ich fenomenu, wyjątkowości i odmienności. Istnieją na tym świecie zjawiska, których nie trzeba, a wręcz nie należy porządkować, które zostały stworzone z chaosu i w nim się rozwijały, aż w końcu osiągnęły swój unikatowy kształt. Tacy są X-Men i pewnie Piskor zdaje sobie z tego sprawę, po prostu miłość często bywa ślepa. A na tę przypadłość nie pomoże nawet kwarcowy wizjer.
Tytuł: X-Men. Wielki projekt
- Scenariusz: Ed Piskor
- Rysunki: Ed Piskor
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 29.09.2021 r.
- Druk: kolor
- Oprawa: twarda
- Format: 18,0x27,5 cm
- Stron: 360
- ISBN: 9788328150072
- Cena: 149,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
comments powered by Disqus