„Dylan Dog: Alfa & Omega” - recenzja
Dodane: 01-12-2021 23:52 ()
Piękne i ciche angielskie odludzie. Gwiazdy rozświetlają twarze, całujących się namiętnie młodych kochanków. Gra wstępna na miękkich przednich siedzeniach kabrioletu niespodziewanie przeradza się w walkę o życie, kiedy blachy samochodu zaczynają odpadać i unosić się ku nieboskłonowi. Za chwilę będą mieć tu miejsce jeszcze dziwniejsze wydarzenia. Czy to meteoryt zarył o ziemie, a może UFO? Cokolwiek by to nie było, na zawsze odmieni życie Amy i Daniela. Po wstrząsających przeżyciach wystraszona dziewczyna udaje się do Dylana Doga, prosząc go o pomoc w odnalezieniu jej zaginionego chłopaka. Sprawa gmatwa się bardziej, gdy okazuje się, że Daniel jest cały i zdrowy, a ponadto sam szukał Amy. Co spotkało parę i czy mówią całą prawdę?
Tiziano Sclavi w „Alfie & Omedze” umiejętnie wodzi czytelnika za nos, obiecując mu przeżycie klasycznej przygody grozy, utrzymanej w onirycznej atmosferze pełnej zjaw, dziwów i rzeczy tak niewyobrażalnych, że wszelkie dotychczasowe spotkania z zombie, duchami i upiorami wydają się przy tym dzieciną błahostką. Bo o ile można w na swój sposób racjonalnie wyjaśnić pełne tajemnic potyczki Dylana z niesamowitymi stworami, pochodzącymi z najgorszych ludzkich koszmarów i fantazji, o tyle stanięcie twarzą w twarz z dinozaurem jest szokiem nie tylko dla detektywa mroku. Sclavi bawi się motywami, myli tropy, buduje napięcie i ostatecznie rozpisuje zakończenie, którego raczej nikt się nie spodziewał.
Odważnie filtruje z Kinem Nowej Nadziei, szczególnie z jego bezpretensjonalną i naiwną stroną, ale jeszcze mocniej sięga do klasyki filmowego science fiction. To tu Stanley Kubrick wchodzi w pasjonujący dialog z Ridleyem Scottem, przy którym Sclavi ociera się o banał, jednak jak przystało na wielkiego scenarzystę, w pułapkę banału nie wpada. Wręcz przeciwnie, tworzy chyba najbardziej przejmujący w wymowie album. Sięga gwiazd i tego, co znajduje się za nimi. Pyta, szuka, pewnie i błądzi, ale ma do tego pełne prawo. W końcu jest tylko człowiekiem. Istotą kochającą i krzywdzącą innych. Mściwą i zdolną do zaadaptowania we wszelkich warunkach. O czym przekonujemy się z każdą kolejną odsłoną „Dylan Doga”. Żaden gatunek nie jest Sclaviemu obcy.
Melancholijna i metafizyczna pogoń za prawdą nabiera ostatecznego kształtu dzięki fantastycznym rysunkom Corrado Roia. Jego delikatna kreska doskonale oddaje chwile pełne uniesienia, buzujące w postaciach emocje i somnambuliczność tej opowieści. Fantastycznie operuje on kontrastem i błyskawicznie potrafi zmienić styl tak, aby nadać poszczególnym fragmentom historii odpowiednio ciężkiej atmosfery. Przytłoczyć ciemnością, przerazić pejzażem i zastraszyć bezduszną brutalnością. Dzięki niemu strach przybiera najróżniejsze formy, jest hipnotyczny i uwodzicielski. Włoski rysownik wpływa na naszą wyobraźnię, wabi nas na pokuszenie, niczym diabelski tryl, ale bez nuty fałszu, grając ze Sclavim najwspanialszą sonatę na cześć detektywa mroku.
Lepszego „Dylan Doga” nie czytałem.
Tytuł: Dylan Dog: Alfa & Omega
- Scenariusz: Tiziano Sclavi
- Rysunki: Corrado Roi
- Przekład: Jakub Łagoda
- Wydawca: Tore
- Data publikacji: 05.10.2021 r.
- Okładka: miękka
- Papier: offset
- Druk: cz-b,
- Format: 190x260 mm
- Liczba stron: 96
- ISBN-13: 9788395804083
- Cena: 24 zł
Dziękujemy wydawnictwu Tore za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus