„Conan” tom 4: „Wolni towarzysze” - recenzja
Dodane: 25-11-2021 22:31 ()
W czasach, gdy wciąż jeszcze młody, acz nieźle już doświadczony Conan przemierzał hyberyjskie królestwa na południe od najpotężniejszej z nich Akwilonii (tj. m.in. Ofir, Koth i Korynthię) usytuowany na południowo-zachodnich stepach przy Morzu Vilayet Turan dopiero wchodził w okres swojej największej świetności. Jednak już wówczas ów wyrosły na bazie przenikania Hyrkańczyków (tj. potomków ocalałych z pochłoniętej przez ocean Lemurii) ku wspomnianym stepom twór polityczny budził uzasadniony respekt przemieszany z fascynacją.
Wszak na mnogość dóbr nagromadzonych w głównych ośrodkach Turanu łakomym wzrokiem spoglądali wszelkiej maści zbóje i rabusie, choć zarazem z lękiem wobec mocy sprawczej straszliwej jazdy króla Yildiza (tj. współczesnego Cymeryjczykowi monarchy tegoż mocarstwa). Nieuniknione zatem było, że także obieżyświat tego sortu co Conan raczej prędzej niż później odnajdzie się w turańskich granicach, by zasmakować w tamtejszych uciechach, ale też i skrzyżować oręż z zaprawionymi w bojach smagłymi wojakami. Zanim to jednak nastąpi niekoniecznie czuły Barbarzyńca (choć niewątpliwie honorowy) dopiero rozpoznaje grunt, na którym chętnie odnalazłby się w roli tzw. zaciężnego. Wielce prawdopodobne jest, że stanie się tak przy okazji rozgrywającego się obecnie konfliktu pomiędzy regularnymi wojskami Koryntii a najemnymi oddziałami w służbie królestwa Koth. Po nieprzesadnie długiej analizie decyduje się przystąpić do tych drugich, dowodzonych przez swoistego prekursora kondotierów w osobie niejakiego Amalryka.
To właśnie ów wybór determinuje dalsze losy Conana przybliżone w niniejszym, pękatym tomiszczu. A naznaczone one zostaną – jakżeby inaczej! - licznymi konfrontacjami. A przyznać trzeba, że przybysz z mroźnych wzgórz Cymerii zmuszony będzie stawić czoła doborowemu zastępowi arcygroźnych adwersarzy. Wśród nich szczególne miejsce zajmuje turański szach Amurat, z polecenia wspominanego Yildiza poszerzający strefę oddziaływania Turanu. Zanim jednak dojdzie do starcia między rzeczonymi, Conan da się poznać jako wprawny wojownik w zmaganiach z „prorokiem” bożka Seta w osobie Nathoka, złudnym urokiem spoczywającej w stygijskim grobowcu Akivashy, oraz intrygami na kothyjskim dworze w kontekście królowej Yasmeli. Nade wszystko jednak odnajdzie się w roli głównodowodzącego tzw. Kozaków grasujących w turańskich prowincjach, tytułowych wolnych towarzyszy kierujących się „paradygmatami” Conana, w myśl których: „Śmierć lub złoto! Piekło albo łup!!!”.
Pomimo bardzo udanych fabuł zawartych w trzech poprzednich zbiorach (przypomnijmy, że powstałych na bazie materiałów opublikowanych pierwotnie przez wydawnictwo Dark Horse) w przypadku tej propozycji wydawniczej mamy do czynienia ze zbiorem najbardziej udanym. I chociaż Kurt Busiek zinterpretował powierzonego mu Cymeryjczyka na miarę potrzeb czytelników XXI w. to jednak Timothy Truman, znacząco poszerzając kontekst wydarzeń ukazanych w klasycznym opowiadaniu „Czarny kolos”, dał się poznać jako wręcz urodzony kreator porywającej batalistyki. Tej bowiem jest tutaj nadspodziewanie wiele, a co najważniejsze w dobrym guście i bez znamion przytłoczenia ewentualnego czytelnika. Oczywiście nie zabrakło także uzupełnienia m.in. o koteryjne przepychanki, retrospekcje rodem z rodzinnych stron tytułowego bohatera oraz zamkniętej fabuły rozgrywającej się w przesyconej oddziaływaniem czarnej magii Stygii. A wszystko to w na tyle świeżej i efektownej formule (a do tego umiejętnie zakomponowanej), że aż trudno uwierzyć, iż baza wyjściowa dla tej opowieści zaistniała w zamierzchłych już przecież latach 30. ubiegłego wieku. Poszczególne sekwencje tętnią żywiołowością oraz trafnie ujętymi emocjami, a postaciom uczestniczącym w zebranych tu fabułach nie brak wigoru i determinacji. Krótko pisząc, otrzymaliśmy jeszcze jedną, porywającą sagę z udziałem mocarnego Cymeryjczyka. Ponadto po raz kolejny od najlepszej strony dał się poznać odpowiedzialny za tłumaczenie tego zbioru Dariusz Stańczyk. Do tego nie tylko z racji jego dogłębnego rozeznania niuansów ery hyboryjskiej, ale też umiejętnego archaizowania sformułowań wypowiadanych przez uczestników zebranych tu fabuł.
Oczywiście ów sukces nie byłby pełny gdyby nie ofiarność grona plastyków zaproszonych do udziału w tym przedsięwzięciu. Przysłowiowe pierwsze skrzypce rozgrywa tutaj wcześniej już sprawdzony Tomás Giorello. Nie da się ukryć, że jego nieregularna kreska udanie oddaje dynamikę świata kreowanego, a zarazem wpisaną weń brutalność i bezwzględność w relacjach pomiędzy zwaśnionymi królestwami ery hyboryjskiej. Rzecz jasna nie sposób także przegapić uczestnictwa w tej realizacji Joe Kuberta („Dong Xoai, Vietnam 1965”) oraz samego Timothy’ego Trumana operującego wyrazistą i detaliczną zarazem kreską.
Warto zwrócić też uwagę na uzupełniającą ów tom galerię ilustracji w wykonaniu takich autorów jak m.in. Ernie Chan („Savage Sword of Conan vol.1”), Sean Phillips („Criminal”) oraz Geoff Darrow („Big Guy i Rusty Robochłopiec”). Wraz z posłowiem do wydań zbiorczych tej serii w wykonaniu Timothy’ego Trumana i Marka Finna stanowią one dopełnienie tego niezwykle udanego tomu. Na Croma! Więcej takich!
Tytuł: „Conan” tom 4: „Wolni towarzysze”
- Tytuł oryginału: „Conan Chronicles Epic Collection: The Battle of Shamla Pass”
- Scenariusz: Timothy Truman, Benjamin Truman
- Szkic i tusz: Tomás Giorello, Joe Kubert, Paul Lee, Timothy Truman
- Kolory: Paul Lee, Tell-A-Graphic Inc., José Villarubia
- Posłowia: Timothy Truman, Mark Finn
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Dariusz Stańczyk
- Wydawca wersji oryginalnej: Dark Horse Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 14 stycznia 2020 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 19 maja 2021 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 464
- Cena: 129,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w serii „Conan the Cimmerian” nr 8-25 (luty 2009-listopad 2010).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus