„Criminal” tom 5: „Okrutne lato”- recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 02-10-2021 22:54 ()


Teeg Lawless to przestępca gotowy bez mrugnięcia okiem nacisnąć na spust i zabić człowieka z zimną krwią, jak gdyby wyrzucał peta na chodnik. To również typ ojca ciągnący własną rodzinę na dno. Czyni to raczej nieświadomie. Po prostu nie myśli o swoich synach, o ich przyszłości, a przynajmniej nie tej dalszej, gdzie być może mogliby się ustatkować, złapać dobrą robotę i uciec z rynsztoku, w którym brodzą. Prawda jest taka, że Teeg skupiony jest tylko na sobie. Brnie przez życie od szemranej roboty do szemranej roboty. Od jednej więziennej celi do drugiej więziennej celi. Przy tym ma łeb na karku, do tego stopnia, że przedstawiciele prawa nie są mu w stanie udowodnić cięższych zarzutów i skazać na dożywocie czy karę śmierci. Jednak, co się odwlecze, to nie uciecze.

I nie jest to żadne spoiler, ponieważ Ed Brubaker w „Okrutnym lecie” postanowił na początku fabuły zdradzić jeden istotny szczegół z zakończenia  tej opowieści. To ruch ryzykowny, ale wielu artystom podobne zagranie się udało i opłaciło. Brubakerowi też wyszło całkiem nieźle, bo przez większość historii udaje mu się utrzymać tabloidową ciekawość czytelnika, który z rozpędu chce poznać wszystkie elementy tej sensacyjnej układanki. Gorzej zaś sprawa przedstawia się pod względem budowania napięcia i wiarygodności samego scenariusza. Tutaj amerykański pisarz padł ofiarą swojej buty, wyrażonej głosem wszechwiedzącego narratora, który nie potrafi się przymknąć, tylko wypluwa z siebie kolejne i kolejne irytujące kwestie. I tak Brubaker rozciągnął tę historię do granic możliwości, pogrążając ją pod ciężarem wielu nieudanych dialogów, niedopracowanych wątków i postaci pozbawionych ikry.

Nie ma w „Okrutnym lecie” chemii między bohaterami, a w tym przypadku jest to grzech najcięższy, bo przecież komiks opowiada o wielkiej miłości Teega do pięknej i tajemniczej blondynki – Jane. Odziana w czerwoną kurtkę kobieta zostaje źródłem niewyobrażalnego szczęścia i jeszcze większego nieszczęścia, jak na femme fatale przystało. Mimo dramaturgicznej roli damy w czerwieni brakuje tu emocji i mięsa! Wszystko jest skąpane za gęstą zasłoną dymu papierosowego, a Teeg, jego syn Ricky, Jane i prywatny detektyw – Dan Farraday snują się od strony do strony, od kadru do kadru jakby występowali w „Nieustających wakacjach” Jima Jarmuscha. Trudno mi uwierzyć w wielkie i namiętne uczucie pary kochanków, choć przecież… Jane jest zawodową oszustką, a Teeg bandytą… Być może mroczny świat uczuć, wykastrowany przez trudne życie wśród podobnych sobie, rządzi się własnymi prawami. Wystarczy dobry numerek, kieliszek czegoś mocniejszego i wspólnie zapalony papieros, aby pokochać się na zabój…

Jane pragnie od życia więcej i więcej, podobnie Teeg i pozostali aktorzy tego spektaklu o noirowskim rodowodzie. Jednak Brubaker miota się między namiętnym romansem a rodzinną waśnią, nie rozwijając żadnego z tych motywów dostatecznie. Wątek każdej z głównych postaci zostaje potraktowany po macoszemu. Tu wszystko przychodzi zbyt łatwo, a zbiegi okoliczności są tak duże i częste, że aż niewiarygodne. Scenarzysta „Zabij albo zgiń” stara się ratować sytuację poprzez pogłębianie portretów psychologicznych bohaterów, dopisując im do życiorysów tragiczne wydarzenia, które ich ukształtowały. Jednak te typowo amerykańskie traumy i obsesje – wojna w Wietnamie i strach przed atomową zagładą – są po prostu tanim epatowaniem kiczem. A z pewnością nie o taki wymiar historii chodziło Brubakerowi i Phillipsowi.

Odpowiedzialny za warstwę graficzną Phillips również nie jest w formie. Popadł tu w pułapkę monotonii. Można odnieść wrażenie, że niemal wszystkie kadry ukazujące bohaterów są jedną i tą samą sceną zapalania papierosa lub zaciągania się nim. Rozumiem, że konwencja, którą przyjęli autorzy, wymaga ogromnych nakładów nikotyny, ale wydaje się, że Phillips przesadził z eksponowaniem tego ikonicznego ujęcia reprezentowanego przez straceńcze jednostki dążące po trupach do celu. Ponadto prace artysty tym razem pełne są niestaranności i niedokładności. Szczególnie w momentach, gdy bohaterowie rysowani są w planie pełnym lub amerykańskim. Za to z całą pewnością nie można zarzucić mu braku umiejętności budowania gęstej atmosfery, tak potrzebnej do wiarygodnego opowiedzenia historii kryminalnej. Choć ogromna w tym zasługa także Jacoba Phillipsa i jego stonowanej palety barw, w której fiolety i róże subtelnie oświetlają bohaterów dążących do autodestrukcji.

„Okrutne lato” miało ogromny potencjał na wnikliwą historię o przemijającym świecie ludzi wolnych inaczej i pragnących goręcej od innych. Wymykających się systemowi duchów, niemających ochoty dawać, tylko brać i brać od życia ile się da. Jednak pomysł Brubakera wyraźnie nie dojrzał do realizacji albo po prostu zbyt długo kłębił się w umyśle scenarzysty, zatracając swoją pierwotną strukturę. Obaj autorzy wyraźnie zmęczyli się pracą nad „Criminal”, czego przykładem jest niniejszy tom. Niby podnieca i relaksuje, ale ostatecznie ma smak wypalonego na szybko fajka przed wejściem do knajpy, w której obowiązuje całkowity zakaz palenia.

 

Tytuł: Criminal: Okrutne lato
 
  • Scenariusz: Ed Brubaker
  • Ilustracje: Sean Phillips
  • Kolory: Jacob Phillips
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Premiera: 31 sierpnia 2021 r.
  • Liczba stron: 288
  • Format: 180 mm x 275 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-66589-50-6
  • Cena okładkowa: 119,00 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus