Przed sześciu laty animacja Tedi i poszukiwacze zaginionego miasta została przychylnie przyjęta przez widzów, a także całkiem nieźle poradziła sobie w box office, więc można było się spodziewać kontynuacji.
Jeśli koszt produkcji podrzędnego horroru zwraca się po jednym dniu wyświetlania w kinach, to nawet najgorsza seria filmowa będzie kontynuowana, dopóki widzowie całkowicie się od niej nie odwrócą.
Mówi się, że najlepsze scenariusze pisze życie, a historia na faktach posiada na tyle duży ładunek emocjonalny, że zazwyczaj produkcje bazujące na autentycznych wydarzeniach to typowe samograje.
24 godziny po śmierci to kolejny z przeciętniaków serwowany przez rodzimych dystrybutorów w nadziei, że kiepski tytuł i niezły aktor na plakacie są w stanie przyciągnąć do kin kilka tysięcy widzów.
Kenneth Branagh znany jest przede wszystkim jako twórca chętnie sięgający po dzieła Szekspira, ale w jego repertuarze nie brak też wysokobudżetowych produkcji, których przykładem jest choćby Thor.
W historii tenisa można znaleźć wiele zaciętych rywalizacji, ale z pewnością jednym z najbardziej elektryzujących pojedynków na kortach były starcia szwedzkiego mistrza Björna Borga z amerykańskimi graczami - Jimmym Connorsem i Johnem McEnroe.
Z dotychczasowych produkcji Marvel Studios przygody syna Odyna odstawały od reszty może nie tyle jakością wykonania, ile materiałem na wciągającą opowieść.
Jak co roku w okolicach końca października Hollywood szczerze obdarza nas rozmaitymi ekranowymi thrillerami i inszymi straszakami, licząc na to, że ponura atmosfera nadciągającego święta umarłych napędzi widzów do kin.
Zaskakujący sukces obrazu Matthew Vaughna zaowocował kontynuacją przygód brytyjskich tajnych agentów zrzeszonych pod egidą organizacji zwanej Kingsman.
Stephen King nie może narzekać na brak zainteresowania Fabryki Snów jego dziełami, których wiele doczekało się już ekranizacji, a kilka czeka nadal w kolejce.