„Czerwona jaskółka” - recenzja
Dodane: 04-03-2018 15:48 ()
W jednej z pierwszych scen Czerwonej jaskółki główna bohaterka tańczy w balecie. Jej występy ściągają na widownię największych dygnitarzy w Rosji. W tym, co robi, nie ma żadnej presji, jest pasja. W balecie, tak jak w życiu szpiega, wymagana jest precyzja każdego ruchu. Zawahanie się czy chwila nieuwagi mogą dużo kosztować. Czasem nie chodzi tylko o karierę, ale też o życie.
W thrillerze Francisa Lawrence’a utalentowana balerina zostaje wprowadzona przez swojego wujka w tryby szpiegowskiej machiny. Postawiona pod ścianą może wybierać między niechybną śmiercią a programem, który uczyni z niej bezwzględnego szpiega. Na swój debiut nie musi czekać długo, gdyż wywiadowcza komórka rosyjska zmaga się właśnie z kretem w swoich szeregach. Jedynym śladem do zdrajcy jest agent CIA, którego Dominika ma uwieść i wyciągnąć z niego wszelkie potrzebne informacje. Na papierze typowa akcja szpiegowska, w życiu jednak oznacza wiele komplikacji i zmian frontów.
Czerwona jaskółka mami widza chwytliwym zwiastunem, w którym wmawia, że zobaczymy na ekranie emocjonującą grę szpiegowską połączoną z kilkoma odważnymi scenami. Punkt wyjściowy wydaje się ciekawy, intryga zarysowana jest wyraziście, a grana przez Lawrence bohaterka przechodzi intensywne szkolenie pod okiem wymagającej instruktorki. Ten element psychologicznej gry, będącej treningiem w manipulacji, kłamaniu i skrywaniu jakichkolwiek emocji najbardziej zapada w pamięć i szkoda, że w powoli rozwijającej się fabule nie pokuszono się o jego pogłębienie. Przemiana bohaterki z utalentowanej baletnicy w oschłą i wyrachowaną agentkę jest wiarygodna. Niestety problem pojawia się na dalszym etapie rozwoju historii, która jest nudna i stereotypowa. Rozgrywka między dwoma agenturami – a w tym wypadku Dominiką a Nashem wypada dość sztucznie, jakby wszystko było z góry ukartowane. Nie ma w tym za grosz emocji, bo napięcie, jeśli nawet pojawia się przez moment, to zostaje zalane stosem zbytecznych dialogów. Nie ma chyba nic gorszego niż thriller, który przynudza.
Mimo plejady gwiazd zatrudnionych do filmu to głównie oko kamery skupia się na Jennifer Lawrence. Może i dobrze, bo pozostali aktorzy nie mają wiele do zagrania. Joel Edgerton gra agenta CIA od niechcenia, z kolei wysoko postawieni rosyjscy dygnitarze to zwyczajne gadające głowy, strojący groźne miny i wypalający ogrom tytoniu. Na uwagę zasługuje epizod Mary-Louise Parker zagrany z należytym temperamentem i zdradzający, że aktorka miała pomysł na swoją epizodyczną rolę. Co się zaś tyczy głównej bohaterki, to Lawrence potrafi wcielić się w chłodną i wyrachowaną postać, niewzruszenie kłamać i manipulować, wyprowadzając w pole konkurencję. Nadal jednak nie potrafi zagrać scen wymagających emocjonalnego zaangażowania bez przerysowanych i sztucznych wylewów uczuciowości, podkreślanych piskliwym głosem niepokoju. Tak było w przypadku Igrzysk śmierci, i tak jest nadal. Niemniej to ona pozostaje najjaśniejszym punktem filmu, który powinien przypaść do gustu niewymagającego widza.
Czerwona jaskółka zapowiadała się na całkiem udane kino szpiegowskie, jednak czasy zmieniły się na tyle, że trudno teraz o film z iście zimnowojennym klimatem, który mroziłby emocje kreacjami aktorskimi i utrzymywał napięcie na wysokim poziomie. Film Lawrence’a przy klasykach gatunku wypada blado, letnie kino szpiegowskie, gdzie dwójka agentów romansuje sobie z dala od swoich mocodawców, gdzieś w tle mając jakąś misję do wykonania. Koneserzy gatunku mogą się poczuć rozczarowani.
Ocena: 5/10
Tytuł: „Czerwona jaskółka”
Reżyseria: Francis Lawrence
Scenariusz: Justin Haythe
Na podstawie powieści Jasona Matthewsa
Obsada:
- Jennifer Lawrence
- Joel Edgerton
- Matthias Schoenaerts
- Charlotte Rampling
- Mary-Louise Parker
- Ciarán Hinds
- Joely Richardson
- Bill Camp
- Jeremy Irons
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Jo Willems
Montaż: Alan Edward Bell
Scenografia: Adam Berces
Kostiumy: Trish Summerville
Czas trwania: 140 minut
comments powered by Disqus