„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 12-02-2018 17:11 ()


Billboard ustawiony przy drodze zazwyczaj kojarzy nam się z reklamą lub miejscem do wykupienia na reklamę. W Ameryce jest to wręcz ich znak rozpoznawczy, trudno sobie wyobrazić tamtejszą prowincję bez gęsto ustawionych billboardów.

W nowym filmie Martina McDonagha przydrożna reklama spełnia całkowicie inną funkcję. Nadal zwraca uwagę przejezdnych, ale nienęcącą z daleka komercją, a szokującymi i bezpardonowymi napisami, jakie matka zgwałconej i zamordowanej dziewczyny postanowiła umieścić na trzech billboardach. Napisy umieszczone na takowych miejscach od razu wywołują kontrowersję. Bo czy policja nie robi wszystkiego, co w ich mocy, aby złapać sprawcę bestialskiego mordu? Czemu winien jest szeryf Willoughby, który przeprowadził śledztwo, którego wynik jest jednak niezadowalający. Po trzecie, jak to możliwe, że na zabitej dechami prowincji doszło do takiej zbrodni?

McDonagh zabiera widza w odległe, niezbyt przyjemne regiony południa Ameryki, gdzie prowincja jest mocno konserwatywna, a współczucie słabo okazywane. Co jednak istotne, „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” nie są filmem kryminalnym i w założeniu nie miały być. Zbrodnia — jakkolwiek okrutna by ona nie była, jest tylko bodźcem do nakreślenia wszelkich społecznych niepokoi tej specyficznej społeczności. Bo mimo że matka zmarłej pragnie zadośćuczynienia, pociągnięcia winnego lub winnych do odpowiedzialności, to sama również nie jest aniołkiem. Jej zachowanie mocno emocjonalne i nieracjonalne jest wyrazem zwrócenia na siebie uwagi, gdy znikąd nie może oczekiwać na wsparcie. I taką atencję zyskuje, gdy doprowadza na skraj wytrzymałości szeryfa, gdy uzmysławia jego głupkowatemu oficerowi, co najważniejsze jest w sprawie morderstwa jej córki. Czyni to jednak odbiegającymi od etyki zasadami. Jej działanie tylko pozornie przypomina walkę z wiatrakami, nikt nie powie jej tego wprost, ale każdy przejmuje się sprawą jej córki.

Perłą obrazu McDonagha jest występ Frances McDormand, która od czasów Fargo nie zagrała tak wyrazistej i przytłaczającej roli. Pod przykrywką czarnego humoru aktorka daje popis siły, stanowczości i niepohamowanego gniewu, gdy raz czy dwa nie wytrzymuje buzujących wewnątrz niej emocji i uzewnętrznia je w postaci agresywnych zachowań. Aktorka potrafiła stworzyć postać niejednoznaczną, bo mimo że jej współczujemy i widzimy ogromny żal, to nie jest to postać krystaliczne czysta, która ma wiele na sumieniu, toteż całkiem zasadnie męczą ją jego wyrzuty, bo jako matka niestety zawiodła. Siłą „Trzech billboardów za Ebbing, Missouri” są również drugoplanowe role. Woody Harrelson jako szeryf doświadczany przez los zbudował kreacje rozsądnego i empatycznego szefa policji. Na drugim biegunie znalazł się oficer Dixon, który braki w inteligencji nadrabia przemocą i rasistowskim nastawieniem. On przechodzi też największą metamorfozę. W tej roli błysnął Sam Rockwell.

McDonagh nakręcił doskonałe kino, które na długo zapadnie w pamięć. Niejednoznaczne, ze świetnymi kreacjami aktorskimi, emocjonujące, pokazujące mroczną naturę człowieka. Sytuacja głównej bohaterki mogłaby dopaść każdego z nas. Jakbyście sobie wtedy poradzili? Tłumiąc emocje, czy starając się je uwolnić i oznajmić światu, że nie wszystko zostało zrobione. „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to jeden z pewniaków do oscarowych statuetek.

Ocena: 9,5/10

Tytuł: „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”

Reżyseria: Martin McDonagh

Scenariusz: Martin McDonagh

Obsada:

  • Frances McDormand
  • Woody Harrelson
  • Sam Rockwell
  • Caleb Landry Jones
  • Kerry Condon
  • Abbie Cornish
  • Sandy Martin
  • Peter Dinklage

Muzyka: Carter Burwell

Zdjęcia: Ben Davis

Montaż: Jon Gregory

Scenografia: Merissa Lombardo

Kostiumy: Melissa Toth

Czas trwania: 115 minut 

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 

 

 


comments powered by Disqus