„Król rozrywki” - recenzja

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 24-01-2018 08:50 ()


Musical nie jest gatunkiem filmowym, który cieszy się wielką popularnością wśród widzów. Może kiedyś, ale obecnie inwestowanie w ten rodzaj produkcji może okazać się ryzykowne. Brak też w repertuarze tak wyśmienitych tytułów jak Chicago czy Moulin Rouge. Chyba że ma się nośny temat i gwiazdę pierwszego formatu w składzie, która pociągnie widowisko nawet ze słabszym scenariuszem.

Taką niewątpliwie jest Hugh Jackman, który pożegnał się z rolą Wolverine'a w wyśmienitym stylu, by realizować swoje ulubione projekty. Jak widać, aktor zapałał żądzą namiętności do musicali właśnie, bo jak pamiętamy, sprawdzał się w tym gatunku w tak głośnych tytułach, jak Australia czy Nędznicy. Jak mu poszło z Królem rozrywki?

Biografia człowieka, który wymyślił show biznes — P.T. Barnuma, jest tak bogata, że można by obdzielić nią nie jeden, a dwa filmy. Mało kto jednak pamięta, że nim rzeczony zaczął parać się kuglarskim show, wcześniej próbował swych sił w polityce i ten wycinek jego życia był najobszerniejszy. Twórcy jednak całkowicie go pominęli, decydując się na ckliwą opowiastkę od poniewieranego przez los biedaka do potentata branży rozrywkowej. Film został utrzymany prawie w bajkowym anturażu, zabrakło tylko niesamowitych wydarzeń. I tak oto Barnum, przypięty do muru z powodu braku pracy, zakłada cyrk, do którego zaprasza ludzi o niesamowitych, unikalnych zdolnościach, niekiedy wybryki natury, niemogące znaleźć sobie miejsca na świecie. Widowiska są przepełnione choreograficzną maestrią, a widzowie mogą oglądać dziwy, jakich na scenie do tej pory nie uświadczono. Występy Barnuma i jego trupy nie są jednak sztuką najwyższej próby, dlatego też nie znajdują poklasku wśród prasy, a także wzbudzają rozruchy ksenofobicznej ludności. To jednak niejedyne problemy, z jakimi musi się mierzyć przedsiębiorczy król rozrywki. W szale pracy i udowodnianiu swojej wartości zapomniał bowiem o tym, co w życiu najważniejsze. O rodzinie.

Króla rozrywki trudno nazwać biografią Barnuma, gdyż twórcy wybrali sobie jeden, niewielki fragment jego bogatej działalności kulturalnej i oblekli go fabularną watą, dostarczając kolorowe, widowiskowe i familijne dzieło o bardzo prostym przesłaniu. Należy doceniać to, co się ma, zawsze być wierny swym ideałom i nie okłamywać bliskich. Gdzieś w tej pięknie oprawione dykteryjce poruszany jest też w sposób minimalny problem tolerancji i akceptacji odmienności. Za bardzo jednak stłumiony przez głośne show niż będący realnym rozprawieniem się z tym odwiecznym problemem. Aktorsko wypada przyzwoicie, chociaż poza Jackmanem pozostała część obsady albo nie ma zbyt wielkich ról do zagrania, albo jest tylko chwilowym zjawiskiem w tym musicalowo-bajkowym świecie. Na pewno na uwagę zasługuję występ Rebecci Ferguson, która ożywiła dość przewidywalną fabułę, ale też oddała z wielką gracją postać śpiewaczki operowej zwanej "Szwedzkim słowikiem".  

Produkcję Michaela Graceya trudno nazwać w pełni udaną, ale została całkiem sprawnie zrealizowana, a części taneczno-śpiewane nakręcono z fantazją. Miłośnicy musicali powinni być ukontentowani. Myślę, że jako niezobowiązujące i miłe dla oka dziełko Król rozrywki spełnia swoją funkcję, daje nam chwile wytchnienia od szaroburej rzeczywistości, zamieniając ją na nierealny i przesłodzony świat jednego z największych marzycieli w historii.  Szkoda, że daleki od rzeczywistej wizji człowieka, którego określa się mianem prekursora przemysłu rozrywkowego.

Ocena: 6/10

Tytuł: „Król rozrywki” 

Reżyseria: Michael Gracey 

Scenariusz: Jenny Bicks, Bill Condon

Obsada:

  • Hugh Jackman     
  • Michelle Williams     
  • Zac Efron     
  • Zendaya     
  • Rebecca Ferguson     
  • Austyn Johnson     
  • Cameron Seely     
  • Keala Settle     
  • Sam Humphrey

Muzyka: John Debney, Joseph Trapanese

Zdjęcia: Seamus McGarvey i

Montaż: Tom Cross

Scenografia: Debra Schutt

Kostiumy: Ellen Mirojnick

Czas trwania: 105 minuty  

 Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji. 


comments powered by Disqus