„24 godziny po śmierci" - recenzja
Dodane: 13-12-2017 12:27 ()
24 godziny po śmierci to kolejny z przeciętniaków serwowany przez rodzimych dystrybutorów w nadziei, że kiepski tytuł i niezły aktor na plakacie są w stanie przyciągnąć do kin kilka tysięcy widzów. Szansa się jednak zwiększa, gdy taka produkcja debiutuje w weekend nazwany hucznie świętem kina, czyli podczas promocyjnych cen biletów.
Travis Conrad pracował dla dużej korporacji w charakterze cyngla do wynajęcia. Gdy trzeba było wykonać mokrą robotę, był do dyspozycji swoich przełożonych. Z czasem jednak postanowił zająć się zaniedbywaną przez lata rodziną. Nie dana była mu jednak sielanka. Poznajemy go w chwili, gdy rozpamiętuje swoich bliskich i żegna się z nimi, wysypując do oceanu prochy żony i syna. Dla niego nastał czas żałoby. Jednak bezduszna firma pragnie posłać go na kolejne zadanie. Płatne podwójnie i jak zwykle niebezpieczne. Travis daje się złamać, a jak się niebawem okazuje, jego ręka nie jest już taka pewna, a serce wyraźnie zmiękło. Jeden błąd prowadzi go do śmierci. W tym miejscu można się zastanowić co dalej? Z pomocą przychodzą nowoczesne zdobycze medycyny, dzięki którym bohater ożywa. Pechowo tylko na dobę. A gdy przestanie być użyteczny dla swoich mocodawców, czeka go ponowna śmierć.
Gdyby tak z grubsza przyjrzeć się fabule filmu to nie znajdziemy w niej nic odkrywczego. Bardzo średnik akcyjniak, w którym schemat goni schemat, a twisty czuć na kilometr. Jednak w tym bagnie kalek i topornych dialogów można znaleźć niewielkie perełki, które choćby na moment wyrywają nas z marazmu przeciętności i udają, że coś jednak może zaskoczyć. Za mało to jednak, aby nazwać 24 godziny po śmierci udaną produkcją.
Niewątpliwe takim plusikiem jest kreacja Ethana Hawke’a, który nie gra typowego twardziela, mięśniaka, dla którego jedynym dialogiem jest obijanie mord przeciwników. Równie nieźle wypada Qing Xu jako agentka Interpolu, wprowadzając odrobinę orientu do filmu. Zawodzi z kolei szwarccharakter ścigający bohatera. Za dużo w jego grze nadęcia i nonszalancji z gatunku postroję trochę groźnych min do mojej nudnej kreacji. Tematyka pozostaje dość bezpieczna i aktualna. Ogromny koncern stara się uciszyć niewygodnego dla siebie świadka, którego zeznania mogą przynieść wielomiliardowe straty. W drapieżnym świecie biznesu, gdzie zachłanność i pieniądze są na pierwszym miejscu, takie machlojki i nieczyste rozgrywki wydają się normą.
Obrazowi daleko do najlepszych przedstawicieli gatunku, ale nie zmienia to faktu, że gwarantuje przyzwoitą rozrywkę na półtorej godziny. Szkoda, że nie wszystkie wątki zostały należycie rozwinięte i poprowadzone, ale jeśli ktoś nastawia się na dynamiczną akcję, trochę strzelaniny i lubi aktorskie wyczyny Ethana Hawke’a z kina powinien wyjść zadowolony. Jeżeli kino spod znaku łubudubu nigdy do was nie przemawiało i nie przepadacie za fabułami prostymi jak budowa cepa, to nie jest wymarzona pozycja dla was. Produkcji można poświęcić czas w kinie, ale myślę, że warto poczekać na wersję DVD.
Ocena: 4/10
Tytuł: „24 godziny po śmierci"
Reżyseria: Brian Smrz
Scenariusz: Zach Dean, Jim McClain, Ron Mita
Obsada:
- Ethan Hawke
- Qing Xu
- Rutger Hauer
- Nathalie Boltt
- Liam Cunningham
- Tanya van Graan
- Paul Anderson
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Ben Nott
Montaż: Elliot Greenberg
Scenografia: Fred Du Preez
Kostiumy: Kate Carin
Czas trwania: 93 minuty
comments powered by Disqus