Motyw samotnego rewolwerowca przemierzającego połacie dzikiej amerykańskiej ziemi splamionej potem, łzami i krwią prawdopodobnie został już wyssany do cna.
Częstym problemem opowieści fundowanych na materiale historycznym jest swoisty paraliż twórców wynikający ze świadomości, że jakiekolwiek odstępstwa od źródeł postawią ich pracę w złym świetle.
Miłośnicy twórczości Jima Lee w końcu doczekali się zbioru prac ze wczesnego okresu jego kariery, kiedy przebojem wkroczył w świat mutantów Marvela kierowany od ponad dekady przez legendarnego Chrisa Claremonta.
Kolejny tom edycji klasycznych dzieł Moebiusa prawdziwa gratka dla rysowników oraz wszystkich, którzy podczas lektury właśnie na graficzną warstwę komiksów zwracają szczególną uwagę.
Nie od dziś wiadomo, że jeżeli jakiś agent specjalny ma uratować świat przed kolejnym kryzysem (politycznym, ekonomicznym, zbrojnym) czy też przed absolutną zagładą, to musi być to agent Jej Królewskiej Mości.
Od momentu swojego debiutu na kartach miesięcznika „The Saga of the Swamp Thing” znać było, że John Constantine to osobowość z gatunku odstręczających i zarazem fascynujących.
Drużyna Batmana doświadczyła już wielu trudnych chwil. Walki z Kolonią, Syndykatem Ofiar, Ligą Cieni, Zakonem Świętego Dumasa oraz postaciami zabłąkanymi w czasie odcisnęły na jej członkach trwałe piętno.
Akcja poprzedniego tomu Avengers rozgrywała w trakcie eventu Impas, natomiast tom trzeci został wtłoczony w kolejne wielkie, marvelowskie wydarzenie – II wojnę domową.
Ledwo się obejrzeliśmy, a polskie wydanie serii „Ultimate Spider-Man” dobiło do pięćdziesiątego odcinka, który znajduje się w drugiej połowie czwartego tomu wydania zbiorczego.
Po dość długiej przerwie doczekaliśmy się wreszcie kontynuacji kolorowej wersji jednego z najważniejszych przedsięwzięć w dotychczasowych dziejach rodzimego komiksu.