„Batman”: „Przeklęty” - recenzja
Dodane: 31-12-2019 23:51 ()
Wydawać się mogło, że po takich realizacjach jak „Zabójczy żart”, „Śmierć rodziny” oraz „Powrót Mrocznego Rycerza” na temat relacji na „linii” Batman-Joker napisano już dosłownie wszystko. Magia konwencji superbohaterskiej najwyraźniej jednak raz za razem okazuje się na tyle inspirująca, że aktywni w jej rozwijaniu twórcy chętnie dopowiadają co nieco od siebie także w tym, co tu kryć, nad wyraz intrygującym zagadnieniu. Dość wspomnieć opublikowane we wrześniu wydanie zbiorcze opowieści pt. „Biały Rycerz”, na której kartach Sean Murphy („Chrononauci”, „Przebudzenie”) zgrabnie i pomysłowo reorientował ową relację.
Swoich sił na tym polu zdecydowali się spróbować dwaj dobrze znani polskim czytelnikom autorzy w osobach Briana Azzarello („Księżycówka”) i Lee Bermejo („Lex Luthor: Człowiek ze stali”). Nie pierwszy już zresztą raz, jako że obaj panowie mieli okazję wzbogacić listę bestselerów DC Comics o opublikowany również u nas album „Joker”. Na potrzeby tego przedsięwzięcia opracowano alternatywne względem głównego nurtu „batmanicznych” opowieści mini-uniwersum, co już samo w sobie wytworzyło poczucie obcowania z odmiennym od standardowego ujęciem tematu. Gangsterski rys nadany znanym z kart m.in. miesięcznika „Detective Comics vol.1” osobowościom został przez ogół czytelników zaakceptowany i tym samym powrót do „ram” wyznaczonych przez autorski duet zdawał się już tylko kwestią czasu. I faktycznie decydenci wspomnianego wydawnictwa ani myśleli przegapiać okazji do wygenerowania kolejnych zysków; zwłaszcza że zarówno Azzarello, jak i Bormejo chętnie przystąpili do nowego projektu.
Jak to nierzadko bywa, założenie wyjściowe względnie prędko uległo zasadniczym modyfikacjom. Także ze względu na decyzje wydawnicze, w których efekcie linia Vertigo uległa likwidacji, a osobowości takie jak m.in. John Constantine, Potwór z Bagien czy nieco bliżsi głównemu nurtowi uniwersum DC Comics Spectre i Demon Etrigan, odnaleźli się w składzie Mrocznej Ligi Sprawiedliwości. To właśnie za sprawą tej okoliczności (tak jak miało to miejsce w czasach gdy tytuły takie, jak „Hellblazer” i „Sandman” po części rozgrywały się na obrzeżach wspomnianego głównego nurtu) wytworzyła się możliwość „skrzyżowania” szlaków rzeczonych w Mrocznym Rycerzem i rozpoznania głębokich „pokładów” jego podświadomości. A wszystko to na tle śmierci Jokera, której okoliczności pozostają w sferze domniemywań. Wiadomo tylko, że zwłoki „Księcia Zbrodni” wydobyto z rzeki ze skręconym karkiem. Czyżby po latach niekończącej się konfrontacji Batman zdecydował się radykalnie i raz na zawsze zakończyć ów dotkliwy dla mieszkańców Gotham konflikt? Są takowe przesłanki. Kłopot w tym, że sam dziedzic fortuny Wayne’ów nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pamięć bowiem mu szwankuje, a świadomość zapełniają wizje, których wymowa przyprawia o konsternacje i zgrozę nawet tak twardego psychicznie osobnika, jak Mroczny Rycerz.
To właśnie w owej osobliwej grze, dla której „polem” jest świadomość Zamaskowanego Krzyżowca, tkwi sedno tej opowieści. Trzeba przyznać, że współtwórca uznanych „100 naboi” nie mało ryzykował, decydując się na ten wariant, tym bardziej że nie trudno przy takich okazjach popaść w banał, a on sam miał już niestety takową okazję (vide rozpisana przezeń miniseria przybliżająca postać Rorschacha). Tym razem jednak wszystko zagrało; w tym zwłaszcza ujęcie poczucia pogubienia tytułowego protagonisty, który zdaje się „dryfować” wprost ku otchłani szaleństwa. Owo poczucie pogłębia obecność wzmiankowanych wyżej przedstawicieli Mrocznej Ligi Sprawiedliwości. Dotyczy to zwłaszcza tradycyjnie paradującego w wymiętolonym prochowcu Johna Constantine’a, znowuż odnajdującego się (podobnie jak miało to miejsce na kartach jego debiutu w serii „Saga o Potworze z Bagien”) w roli przewodnika ku kolejnemu etapowi quasi-duchowej inicjacji. Notabene w tym kontekście brawa dla scenarzysty także za trafne ujęcie „szorstkiej” relacji pomiędzy Batmanem a brytyjskim czarownikiem.
Nie certoląc się przesadnie z eufemizmami, wprost przyznać trzeba, że w swojej części zadania Lee Bermejo spełnił się wręcz na medal. Przez te kilka lat, które minęły od realizacji „Jokera”, wysublimował on swój i tak wyróżniający się styl co przejawia się większą swobodą w nakreślaniu form oraz nastrojowym nakładaniem barw. Zwiększony format albumu sprzyja tworzeniu kadrów o szerszej perspektywie i tym samym zapewnia więcej „oddechu” zawartości poszczególnych kadrów. Dopracowane szczegóły (w tym także w kontekście wizerunków „uczestników” tej fabuły) współgrają z dosyconą mrokiem aurą tajemniczości i pogubienia.
Tytułem podsumowania chciałoby się rzec: „Umarł król, niech żyje król!”, bo na „gruzach” Vertigo wyrasta nam bardzo interesująca inicjatywa. Co prawda na ten moment trudno kompleksowo ocenić linię Black Labal, jako że nowych tytułów opublikowanych pod jej szyldem wciąż jest niewiele. Na podstawie jednak obu opublikowanych u nas realizacji – „Białego Rycerza” i właśnie „Przeklętego” – można pokusić się o zdecydowanie więcej niż tylko ostrożny optymizm.
Tytuł: Batman: Przeklęty
- Tytuł oryginału: „Batman: Damned”
- Scenariusz i posłowie: Brian Azzarello
- Rysunki i kolory: Lee Bermejo
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wydania oryginalnego: 10 września 2019 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 20 listopada 2019 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 22,3 x 28,2 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 176
- Cena: 69,99 zł
Zawartość niniejszego albumu opublikowano pierwotnie w mini-serii „Batman: Damned” nr 1-3 (listopad 2018-sierpień 2019).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus