„Złoty Berlin” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 05-12-2019 22:47 ()


Mamy do czynienia z kryminałem, więc na początek, jak przystało na kryminał, rekonstrukcja zdarzeń. W 2008 roku Volker Kutscher wydaje „Śliską sprawę”, pierwszy tom cyklu powieściowego, którego głównym bohaterem jest komisarz Gereon Rath. Książka odnosi sukces. W 2017 roku stacje telewizyjne Sky 1 i HBO emitują pierwszy odcinek najdroższego serialu w historii telewizji niemieckiej, czyli „Babylon Berlin”, produkcji opartej na wątkach cyklu powieściowego Kutschera. Serial zbiera równie dobre recenzje.

W okolicach roku 2013 reżyser filmowy, grafik i storyboardzista, Arne Jysch, coraz poważniej przymierza się do komiksowej adaptacji „Śliskiej sprawy”, bo krąży wokół tematu już od 2008 roku. Trzyma za niego kciuki sam Volker Kutscher, konsultując z autorem przyszłej, komiksowej adaptacji różne warianty rozwiązań fabularnych. W 2017 roku „Złoty Berlin” powieść graficzna Arnego Jyscha ukazuje się na rynku wydawniczym i również staje się ogromnym sukcesem.

Jak widać z powyższej „rekonstrukcji zdarzeń”, każdy, kto bierze na warsztat źródłowy tekst Kutschera, może liczyć się z przychylnością odbiorców. Skąd to przypuszczenie? Rzecz jasna z lektury wydanego przez Marginesy komiksu Jyscha, którego lektura sprawiła mi kupę frajdy.

Szukając szybkich porównań i źródła fenomenu prozy Kutschera, cykl przygód komisarza Ratha wydaje mi się odpowiednikiem tego, co w Polsce proponuje Marek Krajewski, czyli kryminału osadzonego w bardzo konkretnych realiach geograficznych i historycznych, gdzie otoczenie i moment dziejowy jest równorzędnym bohaterem literackim. W przypadku prozy Krajewskiego takim bohaterem jest Wrocław. W przypadku kryminałów Kutschera główne skrzypce gra Berlin w schyłkowym stadium świetności Republiki Weimarskiej, gdzie ludzie jeszcze się bawią na całego w nocnych klubach, choć lada moment będą lecieć szyby w witrynach żydowskich sklepów, a policja zacznie pacyfikować komunistyczne manifestacje. W tym znaczącym momencie przesilenia historycznego i politycznego poznajemy Gereona Ratha, policjanta z Kolonii, który dzięki ojcowskiej protekcji ma szansę zacząć w Berlinie wszystko od nowa, zostawiając za sobą przeszłość, na której położył się cieniem smrodek związany z niejasnymi okolicznościami zabójstwa w obronie własnej.

Gereon Rath przyjeżdża do Berlina w marcu 1929 roku, wynajmuje pokój u wdowy Elizabeth Benthe i już pierwszej nocy musi stoczyć pięściarski pojedynek z pewnym Rosjaninem, który myli go z poprzednim lokatorem - innym Rosjaninem. Komisarz Rath zaintrygowany omyłkowym zajściem trochę z nudów, trochę z ciekawości rozpoczyna prywatne śledztwo, próbując namierzyć podejrzanych Rosjan i tak zaczynają się jego kłopoty.

Trzeba przyznać, że w przypadku „Złotego Berlina” fabularnie mamy do czynienia z robotą wysokich lotów, która jest wypadową kilku sprawdzonych konwencji. Jysch w wywiadzie dołączonym do albumu powołuje się w swoich inspiracjach na tak kanoniczne wzorce, jak filmy Hitchcocka, klasyki kina noir czy nawet filmy o Bondzie. Pomimo tego, wydawałoby się gatunkowego nadmiaru, fabuła komiksu jest zwarta i solidna, a co najważniejsze, wiarygodna. Czytając wspomniany wywiad, widać też, jak bardzo wiarygodnym autorem jest sam Arne Jysch. Lista kulturowych inspiracji, którą przywołuje w wywiadzie, ma dokładną, czytelną realizację w komiksie. Przecież przytoczony przeze mnie opis sceny otwierającej komiks to klasyczny suspens w rozumieniu Hitchcocka: mamy trzęsienie ziemi, a później napięcie już tylko rośnie. W środkowych partiach „Złotego Berlina” przygody komisarza Ratha to klasyczny, gęsty kryminał policyjny w wersji noir, a partie wieńczące komiks mogłyby się znaleźć przed napisami końcowymi którejś części przygód Jamesa Bonda. Naprawdę trudno nie czuć satysfakcji, będąc tak wszechstronnie obsłużonym przez Jyscha scenarzystę.

Podobny zestaw komplementów można wystosować pod adresem Jyscha rysownika. Tak samo, jak w przypadku scenariusza, dobór środków i strategii artystycznych był wynikiem długoletniego namysłu i konsekwentnej realizacji. Arne Jysch mówi w wywiadzie, że świadomie uprościł kreskę, by bardziej skupić się na ruchach i dynamice bohaterów. Dzięki temu zabiegowi kadry komiksu nie epatują detalem, a bardziej tym, co aktualnie dzieje się między bohaterami. Pozwala to również uwypuklić i akcentować charakterystyczne cechy ubiorów, fryzur, faktur materiałów noszonych przez bohaterów. Innym świadomym zabiegiem artystycznym Jynscha była decyzja o rezygnacji z koloru na rzecz plansz czarno-białych, gdzie rysunek tuszem pokrywany akwarelowymi szarościami miał nawiązywać do tejże metody, bardzo popularnej w ilustracji z początku XX wieku. Naprawdę trzeba docenić ten wysiłek, bo dzięki tym wszystkim zabiegom stylistycznym „Złoty Berlin” daje czytelnikowi szansę satysfakcjonującego uczestnictwa w świecie nocnych klubów, szemranych interesów, politycznych napięć, kobiet fatalnych i nie do końca krystalicznych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.

Zamykając listę pochwał, dorzucę jeszcze tylko, że Jysch równie sprawnie operuje planami ogólnymi, jak scenami rozgrywającymi się w wąskich ramach kadrów, opierających się tylko na dialogach - czuć w nich zmysł filmowca, który wie, jak zakomponować sytuację z pozoru pozbawioną dynamiki.

Reasumując, „Złoty Berlin” to bardzo udany komiks i udana adaptacja. Dzieło Arne Jyscha robi idealnie to, do czego adaptacja jest powołana: rozbudza ciekawość względem materiału źródłowego, zaostrza apetyt na ewentualną kontynuację komiksu (podobno są na to widoki) i chyba skutecznie zmobilizowała mnie do obejrzenia, w końcu serialu „Babylon Berlin". Czego chcieć więcej?

 

Tytuł: Złoty Berlin

  • Scenariusz: Arne Jysch
  • Rysunki: Arne Jysch
  • Tłumaczenie: Anna Kierejewska 
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Marginesy
  • Format: 170x240 mm
  • Liczba stron: 224
  • Oprawa: miękka
  • Druk: kolor
  • ISBN-13: 9788366335431
  • Data publikacji: 23.10.2019 r.
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Marginesy za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus