„Green Lantern”: „Najczarniejsza noc” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 22-12-2019 23:57 ()


 

Całokształt stworzenia to bardzo niebezpieczne miejsce. Raz za razem zwykli o tym przypominać „kronikarze” dziejów uniwersum DC Comics, wśród których szczególne miejsce zajmuje w ostatnich dekadach Geoff Johns. Przekonać się o tym było można podczas lektury „zapisu” takich wydarzeń jak „Nieskończony Kryzys” oraz „Flashpoint - Punkt krytyczny”. To właśnie na kartach tych opowieści rzeczony scenarzysta dał wyraz swojej sprawności w kreowaniu pełnych rozmachu fabuł, jak i wnikliwego rozeznania zasobów fabularnych wspomnianego uniwersum.

Nie inaczej zresztą sprawy miały się w dotąd oczekującej swojej polskiej edycji „Wojnie z Korpusem Sinestro” oraz prezentowanej w trybie tygodniowym serii „52”. Nie dość na tym także w kierowanych przez Johnsa miesięcznikach (m.in. „Flash vol.2”, „Hawkman vol.4” oraz „Green Lantern vol.4”) nie żałował on „zagrywek” w iście epickiej skali (vide „The Flash: Rogues”). Siłą rzeczy ta tendencja nie mogła trwać w nieskończoność; choćby z racji nieuniknionego (nawet jeśli tylko chwilowego) spadku kondycji twórczej. Tym bardziej w okolicznościach intensywnego trybu pracy i oczekiwań czytelników rozpieszczonych ciągiem kolejnych hitów. „Najczarniejsza noc”, acz nie wolna od licznych walorów stricte rozrywkowych, przypadła właśnie na moment „przegrzania” talentu Johnsa.

Zacznijmy jednak od pozytywów. Kryzys, który targnął posadami uniwersum DC Comics na przełomie lat 2009-2010, to nade wszystko popis możliwości Ivana Reisa. Brazylijski plastyk (wcześniej „widywany” przy realizacji takich tytułów m.in. jak „Rann-Thanagar War”, a nade wszystko przywoływanego wyżej „Green Lantern vol.4” według scenariusza – co za niespodzianka! – Geoffa Johnsa) reprezentuje szkołę realistyczną modyfikowaną idealizacjami w typie superbohaterskim. Gładka, precyzyjna kreska z ujmowaniem szczegółów i fantazyjnych form znakomicie sprawdza się w na ogół efektownych produkcjach, którymi są wydarzenia takie, jak właśnie „Najczarniejsza noc”. Dalsze plany nie są co prawda przesadnie zarysowane; wynika to jednak z tej okoliczności, że dwa pierwsze na ogół dosycone zostały licznymi elementami. Reis ewidentnie stawia na dynamikę poszczególnych scen i de facto mamy tu do czynienia z ich rozbudowanym konglomeratem. W zasadzie kompozycja tego utworu oparta jest na jednej, rozległej sekwencji konfrontacyjnej. Zarówno wspomniany rysownik, jak i pozostali specjaliści z zakresu sztuk plastycznych, których zaangażowano do tego projektu, spisali się znakomicie.

Natomiast co do warstwy fabularnej, to mimo iż Johnsowi nie sposób odmówić panowania nad materią opowieści (zwłaszcza że uczestniczy w niej mnogość osobowości), to jednak tym razem wiele zastosowanych przezeń rozwiązań fabularnych trąci zależnością stylistyczną wobec nieprzesadnie wysublimowanych horrorów. Mamy tu bowiem do czynienia z eksploatacją motywu zombie, którego od kilkunastu lat w kulturze popularnej jest już aż nadto. I chociaż w momencie pierwodruku „Najczarniejszej nocy” skala „inwazji” istot zawieszonych pomiędzy życiem a śmiercią na sferę rozrywki nie była jeszcze aż tak nużąca, jak obecnie, to jednak znamiona wtórności względem ówczesnych trendów były aż nazbyt łatwo dostrzegalne. Wszak od trzech lat główny konkurent DC Comics zalewał rynek nadspodziewanie dobrze przyjętymi tytułami z linii „Marvel Zombies” (zob. „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela” t.22), a odpowiadający za ich scenariusze Robert Kirkman lada moment (a konkretnie w październiku 2010 r.) miał się doczekać telewizyjnej adaptacji swojej bestselerowej serii „Żywe trupy”. Widać zatem zarząd DC Comics zdecydował się zdyskontować ów trend, oddelegowując do tego zadania swojego najbardziej wziętego scenarzystę. Ten z kolei, jak to już wcześniej u niego bywało, pozwolił sobie na sięgnięcie do pojemnego dziedzictwa wydawnictwa. Tym sposobem odnalazł z nim Nekrona, osobnika (jakby na przekór jego naturze) powołanego do życia przez Mike’a W. Barra, Lena Weina i Joe Statona na potrzeby efemerycznego magazynu „Tales of the Green Lantern Corps vol.1”.

Mimo chwilowego zamieszania, które Nekron wniósł swoim debiutem w drugiej odsłonie tej serii, w kolejnych latach nie miał on zbyt częstych okazji do przejawiania swojej nienawiści dla wszelkich przejawów życia (m.in. na stronicach serii „Captain Atom vol.1” i „Fate”). Zaliczał się zatem do grona adwersarzy potencjalnie bardzo groźnych, acz nieprzesadnie przez twórców DC Comics „użytkowanych”. Jego dawne „relacje” z Korpusem Zielonych Latarni oraz sedno natury tej postaci jako osobowości związanej ze sferą śmierci sprawiały, że do roli sprawcy zamieszania w ramach „Najczarniejszej nocy” nadawał się wręcz idealnie. I to właśnie jego machinacje czynione za pośrednictwem Wilbura „Black Hand” Palma wywołały rezonans raz jeszcze wymagający podjęcia działań ze strony całej niemal superbohaterskiej społeczności. Tym bardziej że zmarli wszystkich światów powstają, zasilając tym samym szeregi Korpusu Czarnych Latarni. Co więcej, w ich gronie nie brakuje także metaludzi, którzy polegli w trakcie swojej aktywności. A nikogo spośród czytelników względnie dobrze rozeznanych w niuansach tegoż uniwersum przekonywać nie trzeba, że Nekron dysponował – nazwijmy to umownie - bardzo liczną bazą rekrutacyjną. To właśnie dzięki temu czynnikowi jego zasadniczy cel – tj. przywrócenie domniemanej pierwotnej natury wszechświata jako mrocznej, pozbawionej życia przestrzeni – zdaje się bliski osiągnięcia jak nigdy przedtem. Mobilizacja całości dostępnego potencjału (znowuż posłużmy się semantyczną umownością) sił światłości jest zatem konieczna i niezbędna.

Mimo że Johns zdaje się prowadzić swoją opowieść konsekwentnie i nie bez okazjonalnych, trafnie skonstruowanych zwrotów akcji, to jednak posługuje się on przy tym środkami stylistycznymi, delikatnie rzecz ujmując, w nie najlepszym guście. Z drugiej strony niewykluczone, że to właśnie te „składniki” (np. Black Hand oblizujący omszałą czaszkę) dla części czytelników gustujących w estetyce horrorów klasy B (do czego zresztą w pełni mają oni prawo) okaże się zjawiskiem korzystnie wyróżniającym tę opowieść. Ponadto nie sposób przegapić okoliczności, że na kanwie „Najczarniejszej nocy” szanowny pan scenarzysta zdecydował się na swoiste „remanenty” i to w dwójnasób. Po pierwsze rozwija on prawdopodobnie najbardziej istotną część swojej koncepcji dla uniwersum Zielonych Latarni, tj. emocjonalnego spektrum światła, które stało się źródłem mocy dla poszczególnych korpusów na nim bazujących. Po drugie zmagania z Nekronem stają się okazją, by przypomnieć osobowości, które być może nie zawsze w sposób przemyślany wyekspediowano do tzw. krainy wiecznych łowów. Widać w tym zdecydowanie bardziej długofalowy zamysł niż tylko na potrzeby sezonowego hitu. Niemniej czas pokazał, że uniwersum DC Comics (pomimo kontynuacji „Najczarniejszej…” w postaci miniserii „Najjaśniejszy Dzień”) skierowane być miało na zupełnie inne „szlaki”. O ironio za pośrednictwem samego Geoffa Johnsa (o czym więcej na kartach „Flashpoint - Punkt krytyczny”).

Uczciwie rzecz ujmując, nie sposób uznać niniejszej propozycji wydawniczej za jakościowo równie udaną co wzmiankowany „Nieskończony kryzys”, „Wojna z Korpusem Sinestro” czy wyczyny Johnsa w serii „Aquaman vol.7” (fragmenty zaprezentowano u nas w „Aquaman. Antologia” oraz „Liga Sprawiedliwości: Tron Atlantydy”). Z całą pewnością mamy jednak do czynienia z produkcją zdecydowanie bardziej udaną niż publikowane w zbliżonym okresie propozycje Marvela (m.in. „Tajna Inwazja”, „Fall of Hulks” czy „Shadowland”). Do tego nie tylko z racji starannie i z polotem wykonanej warstwy plastycznej, ale też istotnego dla mitologii Zielonych Latarni, swoistego „zwornika” motywów składających się na kosmiczną sferę uniwersum DC Comics.

 

Tytuł: Green Lantern: Najczarniejsza noc

  • Tytuł oryginału: „Blackest Night”
  • Scenariusz: Geoff Johns
  • Szkic: Ivan Reis
  • Tusz: Oclair Albert
  • Pomoc w nakładaniu tuszu: Rob Hunter, Julio Ferreira, Joe Prado
  • Kolory: Alex Sinclair
  • Wstęp: Donald De Line
  • Posłowie: Kamil M. Śmiałkowski
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
  • Konsultacja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 19 lipca 2011 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 20 listopada 2019 r.
  • Oprawa: twarda z obwolutą
  • Format: 18,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 304
  • Cena: 99,99 zł

 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w mini-serii „Blackest Night” nr 0-8 (czerwiec 2009-maj 2010).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus