„Daredevil” Frank Miller tom 2 - recenzja
Dodane: 16-01-2020 22:38 ()
Przejęcie kierownictwa nad serią „Daredevil vol.1” przez Franka Millera nieprzypadkowo uznawane jest za jeden z punktów zwrotnych w dziejach superbohaterskiego komiksu. „Rozkręcony” udaną współpracą z Rogerem McKenzie oraz „nabuzowany” autorskimi pomysłami przyszły autor „Powrotu Mrocznego Rycerza” ani myślał zwalniać, czego najmocniejszym przejawem był debiut pewnej bardzo ważnej dla Matta Murdocka niewiasty.
Ta okoliczność miała miejsce w 168 odcinku wspomnianej serii (w dystrybucji od października 1980 r.), kiedy to po raz pierwszy zaprezentowano najemną zabójczynię imieniem Elektra. Przeszkolona przez przedstawicieli sekty znanej jako Dłoń, dawna miłość tytułowego bohatera, z miejsca podbiła serca czytelników. Nic w tym zresztą dziwnego, bo konstrukcja opowieści zawartej w przywołanym odcinku (to właśnie od tego momentu Miller przejął tworzenie fabuł cyklu), gęsta i wzbogacona o obszerną retrospekcję, sama w sobie stanowi nadspodziewanie dojrzałą realizację (notabene rzeczony liczył sobie naonczas ledwie 23 lata). Jak się wkrótce okazało, był to ledwie początek zjawiska, które do historii gatunku przeszło pod nazwą „Sagi o Elektrze”, nie tak znowuż dawno temu (tj. na początku lipca 2018 r.) częściowo zaprezentowanej w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela” (t. 40). Stąd uzbrojona w sztylety Sai skrytobójczyni rychło powróciła. Do tego na tle dramatycznych wydarzeń, którymi okazała się tzw. wojna gangów, tj. pełnowymiarowy powrót do gry Kingpina, niegdysiejszego władcy nowojorskiego półświatka. Miller nie zamierzał też marnować potencjału tkwiącego w owładniętym obsesją Bullseye’u i z tego względu ewentualni nabywcy tego zbioru mogą spodziewać się licznych scen konfrontacyjnych z jego udziałem.
Reinterpretacja zastanych schematów i osobowości według standardów zaczerpniętych z czarnego kryminału oraz dalekowschodnie akcenty nie umknęły uwadze czytelników, którzy dotąd szerokim łukiem omijali przygody „Śmiałka”. Efekt był taki, że już od 171 epizodu dotychczasowy, dwumiesięczny tryb publikacji zastąpiono cyklem comiesięcznym (w czym swoją drogą zasługa nie tylko Franka Millera, ale też przywoływanego Rogera McKenzie). Tym sposobem do niedawna bliski likwidacji tytuł ulokował się wśród najchętniej nabywanych publikacji Marvela przełomu lat 70. i 80. XX wieku. Mimo że odpowiedzialny za to przedsięwzięcie autor nie zamierzał całkowicie rezygnować z superbohaterskiego zaplecza, to jednak w zestawieniu z poprzednim tomem (nie wspominając już o wydanych przez wydawnictwo Mandragora dwóch obszernych zbiorach przybliżających początki perypetii Daredevila) z miejsca znać modyfikację nastroju serii ku tzw. klimatom ulicy. Nieprzypadkowo, jako że sam Miller zamieszkiwał wówczas w nieprzesadnie ciekawym kwartale Nowego Jorku. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że tym sposobem „Wielkie Jabłko” stało się niejako nieformalnym „współbohaterem” przypadków niewidomego prawnika (co zresztą na swój sposób przejawiło się w okładkowym „znaczku” serii). Ponadto nie napotkamy tu już osobowości pokroju Otto Octaviusa czy nad wyraz kłopotliwego alter ego Bruce’a Bannera, tak jak miało to miejsce w poprzednim tomie. Miast tego charakterologicznej głębi nabrali pośledni łotrzykowie – m.in. Grotto i Turk – na usługach Wilsona Fiska i Erica Slaughtera. Swoistym własnym nurtem funkcjonuje także Ben Urich, znany ze stronic m.in. „The Amazing Spider-Man vol.1” dziennikarz śledczy „Daily Bugle”, dla którego obecności także dopracowano stosowne tło (kampania wyborcza na burmistrza Nowego Jorku). Nie pominięto wątku romantycznego, za sprawą którego i tak gęsta atmosfera tej opowieści nabiera dodatkowego tragizmu. Nie sposób także nie wspomnieć o debiucie Sticka (epizod 176 z listopada 1981 r.), postaci bardzo istotnej dla dziejów tytułowego bohatera, znakomicie odegranego przez Scotta Glenna w telewizyjnym serialu Netflixa. Podsumowując warstwę fabularną tej propozycji wydawniczej, można śmiało uznać ją za „zwrotnicę”, która okazała się właściwym fundamentem dla mitologii „Człowieka Nieznającego Strachu”. Czy warto zatem przegapiać możliwość rozpoznania tego dokonania? Dla szczerych wielbicieli komiksowego medium (także tych nieszczególnie ceniących superbohaterską konwencję) byłoby to wręcz karygodnym niedopatrzeniem.
Nie tylko zresztą z racji przełomu, do którego doszło wraz ze stażem Millera. Także w wymiarze plastycznym rzecz prezentuje się jako w pełni godna czytelniczej uwagi. Miller (a także wspomagający go autorzy – w tym zwłaszcza odpowiadający za nałożenie tuszu Klaus Janson) konsekwentnie rozwijał wówczas swój warsztat oraz środki stylistyczne podpatrzone (podpowiedziane?) przez bardziej doświadczonych kolegów z branży (w tym zwłaszcza Neala Adamsa). Znać zamiłowanie do modelu sekwencyjności użytkowanego w japońskich produkcjach, a niektóre kadry ukazujące oblicze Elektry to swoiści „złodzieje scen” (m.in. strony 319-320). Ogólnie gestykulacja i mowa ciała odgrywają w sposobie prezentacji udzielających się tu postaci bardzo istotną rolę.
Krótko pisząc: lektura z kategorii obowiązkowych.
Tytuł: „Daredevil” Frank Miller tom 2
- Tytuł oryginału: „Daredevil. Visionaries: Frank Miller, Volume 2”
- Scenariusz: Frank Miller
- Szkic: Frank Miller
- Tusz: Klaus Janson
- Kolory: Dr Martin, Glynies Wein, Klaus Janson, Bob Sharen
- Separacje: Steve Buccellato, Clarissa Marrero, Rob Tokar, Brian Buccellato
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Marceli Szpak
- Konsultacja merytoryczna: Kamil Śmiałkowski
- Wydawca wersji oryginalnej: Marvel Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 1 czerwca 2002 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 23 października 2019 r.
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 17,5 x 26,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 368
- Cena: 109,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w dwumiesięczniku „Daredevil vol.1” nr 168-182 (styczeń 1981-maj 1982).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus