O tym, że w rolach bohaterów komiksowych fabuł sprawdzają się również wirtuozi pędzla i płótna polscy czytelnicy przekonali się już co najmniej kilkukrotnie.
Uniwersum Marvela to nie tylko superbohaterowie w błyszczących spandeksach, ale też skupisko agentów różnych wywiadów, nierzadko balansujących na granicy prawa i moralności.
Twórcy udzielający się przy realizacji komiksów erotycznych i soft pornograficznych stosunkowo chętnie sięgają po klasykę światowej literatury jako bazę wyjściową dla swoich utworów.
Mimo że najsłynniejsza kreacja Philippe’a Druilleta w osobie kosmicznego awanturnika Lone Sloane’a (sorry Vuzz) miała już okazję do zaprezentowania się polskim czytelnikom
Niebawem po tym, kiedy u schyłku 2010 r. ofertę polskiej filii Egmontu uzupełnił tytuł w wykonaniu m.in. dobrze znanego polskim czytelnikom Régisa Loisela
Błąd nierozgarniętego telegrafisty więziennego sprawia, że Joe Dalton – głowa przestępczej rodziny niezwykle groźnych bandytów, nerwus jakich mało i zaprzysięgły wróg Lucky Luke’a – wychodzi na wolność.
Po chwilowym „odskoku” od głównego nurtu serii, którym okazał się urokliwy „Zakazany Las”, wielbiciele przygód najsłynniejszej kreacji Peyo po raz kolejny mają okazję odwiedzić dobrze znaną wioskę Smerfów.
Po dwóch albumach przygód Lila i Puta autorzy serii – Maciej Kur i Piotr Bednarczyk – postanowili zaprezentować nam zwartą fabułę tym razem bez podziału na krótkie shorty.
Kolejne inkursje niszczą światy. Za każdym razem, gdy dochodzi do kolizji dwóch Ziem, możliwy jest jeden z dwóch scenariuszy – albo zagładzie ulegną obie, albo jedna zdoła się uratować kosztem drugiej.
Po na ogół więcej niż dobrze ocenianym pierwszym tomie serii poświęconej Czempionowi Asgardu („Bogobójca”) oraz nieco słabszej kontynuacji tej opowieści („Boża bomba”) do dystrybucji trafiła trzecia odsłona przypadków Gromowładnego.
W baśniowym Małym Świecie odbył się ważny rytuał. Erwan, następca mistrza Cristo oraz cztery kapłanki reprezentujące klany zamieszkujące tę krainę, mieli wspólnie dokonać tzw. obrzędu przeniesienia.
Stwierdzenie, w myśl którego Gotham to jedna z najbardziej niebezpiecznych metropolii uniwersum DC (nie wyłączając ośrodków miejskich zamieszkiwanych przez agresywnych Khundów, a może nawet stołecznego grodu planety Apokalips) to co najwyżej eufemizm wymagający głębszego rozpoznania tematu.
Wprawdzie autor komiksu już we wstępie sygnalizuje, że motywem przewodnim „Jeźdźców Walhalli” jest motoryzacja, ale po lekturze nasuwa się wniosek nieco inny.
Trzeci tom dla serii komiksowej jest niczym osiemnastka dla człowieka – osiągnięciem akceptowalnej dojrzałości przy zachowaniu witalności właściwej młodości.
Ile razy było w waszym życiu tak, że mieliście przed sobą jakieś ważne wydarzenie, na które czekaliście od bardzo dawna i w najważniejszym momencie... spieprzyliście sprawę?
Pytanie, czy rodzimi, komiksowi twórcy debiutujący na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku okazali się przysłowiowym „straconym pokoleniem”, wciąż nie doczekało się satysfakcjonującej odpowiedzi.
Ostatnie kilka lat śmiało można uznać za okres „przyspieszonego kursu komiksu europejskiego” w zakresie autorów, których dokonań dotąd (przynajmniej oficjalnie) u nas nie prezentowano.
To, że komisarz Zbigniew Zgroza ma zadatki na niezłą postać komiksową, wiedziałem już od jakiegoś czasu, a dokładnie od ubiegłorocznego Dnia Darmowego Komiksu, kiedy to znalazł się on w antologii uświetniającej to wydarzenie.
Prawdopodobnie nikogo choćby cząstkowo rozeznanego w kulturze popularnej nie trzeba nadmiernie przekonywać, że powstałe za sprawą wyobraźni i plastycznego talentu Pierre’a Culliforda (szerzej znanego jako Peyo) Smerfy mają się wciąż bardzo dobrze.
Struktury polityczne powstawały i rozpadały się (by wspomnieć nieświętej pamięci Niemiecką Republikę Demokratyczną, a zwłaszcza Związek Sowiecki), pierwsi sekretarze obejmowali swoją funkcję i żegnali się z nią z wielkim hukiem,