„Batman” tom 1: „Jestem Gotham” - recenzja
Dodane: 02-10-2017 19:58 ()
„Odrodzenie” rozpoczęło się w Polsce z przytupem. Podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi nową inicjatywę DC Comics z właściwym sobie wdziękiem i autentycznym entuzjazmem zapowiadał sam Jim Lee – jedna z najważniejszych obecnie osób w tym wydawnictwie i chyba jeden z najbardziej popularnych twórców komiksów na świecie. Egmont zapowiedział, że wyda w Polsce kilkanaście nowych serii składających się na to przedsięwzięcie. I choć określenie, że po jakimś wydarzeniu w świecie komiksowym nic już nie będzie takie jak kiedyś, dawno już straciło sens, to trzeba przyznać, że „Odrodzenie” zapowiada się jako coś naprawdę wyjątkowego. Tyle tylko, że – o ile dobrze zrozumiałem m.in. to, co w Łodzi mówił sam Lee – nie chodzi tu o tworzenie czegoś nowego i zmianę status quo, ale wręcz przeciwnie, o powrót do wartości, których czytelnikom zabrakło w „The New 52”. W ten sposób nowe przedsięwzięcie staje się wielowymiarowym, niezwykle skomplikowanym narracyjnie projektem, w którym pewne zdarzenia z „Nowego DC Comics” (jak u nas określa się niedawno zakończoną inicjatywę DC) zostały zachowane, inne nie, a wszystko zostanie ujęte w ramę zdarzeń powiązanych z opowieścią „Flashpoint”, której akcja rozgrywała się jeszcze przed początkiem „The New 52”. Jakby tego było mało, włodarze DC Comics mają zamiar włączyć do tego uniwersum także… bohaterów i zdarzenia z serii „Watchmen” stworzonej przez Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa. Jedno jest pewne – gdzieś tam, w małym pokoiku w Northampton ktoś zapewne głośno w tej chwili przeklina i rzuca kolejną klątwę na amerykański przemysł komiksowy...
Wśród wydawanych przez Egmont nowych serii nie mogło oczywiście zabraknąć cyklu poświęconego Mrocznemu Rycerzowi. Pierwszy tom serii „Batman” zatytułowany „Jestem Gotham” od razu wprowadza do komiksowego uniwersum nowych bohaterów. Gotham oraz Gotham Girl to rodzeństwo, które w tajemniczy sposób nabyło supermoce i postanowiło pomóc Batmanowi w jego misji ocalenia rodzinnego miasta. I bardzo dobrze, że zdecydowali się wkroczyć do akcji właśnie teraz, bo Batman był w nie lada opałach i (któryż to już raz) zaglądał w oczy śmierci oraz żegnał się z Alfredem. W przeciwieństwie do Zamaskowanego Krzyżowca nowi bohaterowie posiadają moce, które stawiają ich na równi z Supermanem czy Wonder Woman. Zresztą od razu mają możliwość skonfrontowania się członkami Ligi Sprawiedliwości, którzy gościnnie pojawiają się w komiksie. Czy Batman będzie w stanie współpracować z nowymi graczami? Czy uda mu się kontrolować ich poczynania?
Tom King w swojej opowieści w zdystansowany i nieco ironiczny sposób podejmuje kwestie związane z istotą superbohaterstwa, a jednocześnie umiejętnie nawiązuje do stałych motywów pojawiających się w historiach o Batmanie. Scena, w której jeden z pasażerów spadającego samolotu ubolewa nad pechem Gotham, które w przeciwieństwie do Metropolis nie dysponuje prawdziwym superbohaterem, stanowi próbkę tego poczucia humoru. Jednocześnie scenarzysta zachowuje jednak równowagę pomiędzy strojeniem sobie żartów z Batmana i bardziej poważnym ukazaniem jego – legendarnego – męstwa oraz poświęcenia. Przy okazji kilkukrotnie oddaje hołd twórcom tej postaci, upamiętnia innych scenarzystów (m.in. budynki Kane Plaza oraz Finger Tower, sala Morrisona w rezydencji Wayne’a) oraz wplata do swojej historii kadry z klasycznych komiksów o Batmanie (np. sekwencja, w której Gotham i Gotham Girl trenują). Warto zresztą odnotować, że także na stronie tytułowej znalazła się informacja o tym, że postać Batmana została stworzona nie tylko przez Boba Kane’a, ale również przez Billa Fingera. Ten akt dziejowej sprawiedliwości jest chyba jednak efektem nie tyle dobrej woli wydawnictwa, ile raczej skutecznej batalii stoczonej przez przedstawicieli Fingera.
Jeszcze wyraźniejsze nawiązanie do tradycji widoczne jest w warstwie graficznej komiksu. David Finch tworzy z rozmachem epickie ujęcia, w których dynamiczne kadrowanie idzie w parze ze skłonnością do przedstawiania bohaterów w dostojnych i choreograficznie wysmakowanych pozach. Rozkładówki oraz całostronicowe panele robią naprawdę imponujące wrażenie i mogą stanowić odpowiedź na pytanie, dlaczego superbohaterowie zawsze zdecydowanie lepiej wyglądają w komiksach niż na kinowych ekranach. Zatrzymane w kadrze, bombastyczne kompozycje i choreograficzne układy przeładowanych testosteronem bohaterów to po prostu – nie bójmy się używać górnolotnych określeń – komiksowa poezja, którą można podziwiać w nieskończoność. Doskonale wyglądają również stworzone przez Fincha okładki poszczególnych zeszytów, które zamieszczono w galerii. Dla porządku dodajmy, że w tomie znalazły się dwa zeszyty rysowane przez innych autorów. Prolog przedstawiający początki pracy w charakterze pomocnika Batmana Duke’a Thomasa (postać pojawiła się po raz pierwszy w „Roku Zerowym” z „The New 52”) narysował Mikel Janin, a ostatni zeszyt stworzył Ivan Reis. Obaj autorzy również prezentują interesujący styl.
„Batman” należy na pewno do tych serii wydawanych w ramach „Odrodzenia”, które nie wymagają specjalnej rekomendacji. Większość fanów opowieści superbohaterskich spod znaku DC na pewno sięgnie po ten tytuł. I na pewno się nie zawiedzie. Znajdziemy tu prostą, dobrą, dynamiczną historię zaprawioną odrobiną dyskretnej ironii oraz kilkoma odwołaniami do klasycznych opowieści, narysowaną w niezwykle efektowny sposób. Nie ma w niej nic ze Snyderowskich zawiłości, które do pewnego momentu sprawdzały się całkiem nieźle, ale z czasem zaczęły męczyć wytrwałych fanów Batmana. Zamiast tego, pierwszy tom serii dostarcza czytelnikom nieskrępowanej, lekkiej rozrywki podanej w bardzo atrakcyjnej wizualnie formie. Czego można chcieć więcej.
Tytuł: „Batman” tom 1: „Jestem Gotham”
- Tytuł oryginału: „ Batman. Vol 1. I Am Gotham”
- Scenariusz: Tom King
- Rysunki: David Finch
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 20.09.2017 r.
- Wydawca oryginału: DC Comics
- Objętość: 156 stron
- Format 165x255 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena okładkowa: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus