„Batman" tom 5: „Rok zerowy – Mroczne miasto”

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 23-04-2015 00:11 ()


Gotham w ruinie! Niby nic nowego (vide „Batman: Cataclysm” z 1998 r.), a jednak sugestywna wizja zaprezentowana przez zespół twórczy odpowiedzialny za teraźniejszy miesięcznik „Batman” robi niesamowite wrażenie. Jakby tego było mało, na kartach niniejszego albumu udało się tchnąć nieco fabularnej ikry zarówno w klasycznego łotra jakim jest Riddler, jak również jego zapomnianego „kolegę”, z którym Detektyw w Pelerynie zmuszony był zmierzyć się u zarania swej kariery.

Scott Snyder konsekwentnie kontynuuje swoją wizje początków aktywności Mrocznego Rycerza. Ów autorski koncept realizuje na własnych warunkach wykazując łatwo dostrzegalne ambicje na rzecz modernizacji zarówno wizerunku powierzonego mu bohatera jak i jego rysu psychologicznego. Siłą rzeczy nie wzbudza to nadmiaru entuzjazmu u czytelników przywiązanych do interpretacji Batmana w wykonaniu twórców z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w. W wizji Snydera mniej bowiem mroku, którym od lat raczyli nas nawet ci spośród kreatorów przygód Obrońcy Gotham, których opowieści koncentrowały się raczej na typowo superbohaterskiej, odprężającej rozrywce (jak miało to miejsce chociażby w przypadku Chucka Dixona). Biorąc pod uwagę, że to właśnie dwuznaczny charakter tej postaci przysporzył jej licznego grona fanów na niemal całym świecie, decyzja o wprowadzeniu istotnych modyfikacji w tym zakresie wydawać się mogła zbytnim ryzykiem.

Z drugiej strony ciągłe powielanie tych samych motywów na dłuższą metę zawsze kończy się tym samym: znużeniem czytelników i spadkiem sprzedaży. Ta zaś opcja dla decydentów Warner Bros. (czyli faktycznych posiadaczy praw do marki Batmana) jest nie do przyjęcia. Nic zatem dziwnego, że zadanie Snydera polegało przede wszystkim na przyciągnięciu do powierzonego mu tytułu maksymalnie licznej grupy odbiorców. Szansę dokonania tego wyczynu nie byłby możliwe, gdyby rzeczony twórca posłużył się tylko i wyłącznie eksploatowanymi wcześniej schematami. Toteż zgodnie z jego deklaracjami („Batman: Rok zerowy – Tajemnicze miasto”) zreinterpretował on początki najpopularniejszej osobowości DC Comics w formule drastycznie różnej od wyzutej z superbohaterskiego blichtru wersji Franka Millera z pamiętnego „Roku Pierwszego”.

Zamaskowany Krzyżowiec w wykonaniu Snydera dostrzegalnie (w tym także nie tylko wizerunkowo) różni się od swojego dojrzalszego odpowiednika zaprezentowanego chociażby na kartach „Śmierci Rodziny”. Rozpoczynającemu karierę obrońcy Gotham zdarza się popełniać błędy, a jego wizerunek oraz tryb działalności podlega dopiero stopniowemu wypracowaniu. Nie brak mu jednak determinacji i zaciętości. Ponadto podobnie jak w końcówce „Miasta Sów”, także i tutaj pierwotna motywacja aktywności Bruce’a – tj. zemsta – ustępuje miejsca odpowiedzialności za społeczność, z której ów osobnik wyrósł. Świat przedstawiony tej serii również odbiega od kanonicznych tytułów z udziałem Mrocznego Rycerza. Co prawda rzeczony nigdy nie stronił od udogodnień zapewnianych mu przez zaawansowany technologicznie ekwipunek i odpowiednio wyposażone laboratoria (czytelnicy m.in. „Batman: Hush” zapewne świetnie pamiętają wymyślny sprzęt, którym posługiwał się on w tej opowieści). W przypadku „Roku zerowego” ilość gadżetów na wyposażeniu początkującego Batmana zdaje się jednak wręcz rekordowa. Realia, w których przyszło mu się udzielać dalece odbiegają od niekiedy do bólu realistycznych i zgrzebnych zarazem scenografii wykorzystywanych w wersji m.in. Alana Granta i Petera Milligana. Pomimo spowijającego Gotham mroku owemu miastu bliżej do Metropolis niż swego odpowiednika z opowieści zilustrowanych przez Norma Breyfogle’a i Jima Aparo. Technicyzacja świata kreowanego nie psuje jednak ogólnie dobrego odbioru fabuły i uczciwie trzeba przyznać, że Snyder potrafi swoich czytelników pozytywnie zaskakiwać. Umiejętnie kamufluje prawdziwe zamiary oponentów tytułowego bohatera oraz mechanikę ich wdrażania. Tym samym Batman oraz wspierający go sojusznicy (James Gordon, Lucius Fox i niezastąpiony Alfred Pennyworth) zmuszeni są przedzierać się przez gąszcz nie zawsze słusznych domysłów. Generuje to stosowne napięcie i równocześnie nadaje Riddlerowi cech, których nie widziano u tej postaci być może od czasów „Mrocznego Rycerza Mrocznego Miasta” („Batman” nr 8/1991). Z kolei sięgniecie po Doktora Śmierć zapewniło niniejszej opowieści odpowiednią dawkę grozy i makabreski, pokrewnej gotyckiej nastrojowości wczesnych przygód Batmana w magazynie „Detective Comics”. Trudno nie dostrzec również pewnych znamion inspiracji fabułą filmu „Mroczny Rycerz Powstaje”.

Snyder nie zrezygnował jednak z całości dziedzictwa mitologii Mrocznego Rycerza. Osoby zaznajomione z wcześniejszymi perypetiami tej postaci z łatwością dopatrzą się odniesień wobec niektórych, kanonicznych utworów z udziałem tej postaci. Przejawia się to zresztą także w wymiarze plastycznym. Efektem tego jest zarówno stylizacja kostiumu Batmana na jego wczesną wersję ze schyłku lat trzydziestych, jak również sparafrazowanie okładek „Powrotu Mrocznego Rycerza”. Zdawać by się mogło, że tego typu zabieg zostanie uznany za dowód braku realnych pomysłów na odświeżenie marki. Bliższa faktycznej motywacji twórców była prawdopodobnie chęć złożenia hołdu wcześniejszym twórcom zaangażowanym przy kreowaniu mitologii Mrocznego Rycerza.

Pozytywnie zaskakuje również Greg Capullo, który zresztą już wcześniej nie dawał czytelnikom powodów do narzekań. Tym bardziej, że Batman w jego wykonaniu zachowuje odpowiednią dawkę przypisanego mu mroku. Nawet jeśli działa za dnia, nie stroni od broni palnej, a jego kostium bardziej przypomina wymyślny uniform żołnierza jednostek specjalnych niż klasycznie pojmowanego superbohatera. Wszak to dopiero początek aktywności tego herosa, stopniowe, acz przyspieszone okolicznościami, wypracowywanie metod zwalczania przezeń zbrodni. Jak zwykle w przypadku tego rysownika z pełną swobodą różnicuje on kadrowanie nie stroniąc od częstych zbliżeń. Równocześnie przejawia tradycyjną dlań skłonność ku karykaturze; zwłaszcza w kontekście fizjonomii portretowanych postaci. Przy okazji rozrysowywania architektury Capullo daje dowód swojej skrupulatności co korzystnie świadczy o jego warsztatowych możliwościach. Wciąż jednak trudno wyzbyć się odczucia, że odpowiedzialny za nałożenie tuszu Danny K. Miki ustępuje swoimi poprzednikowi w tej roli tj. Jonathanowi Glapionowi. Z kolei intensywne akcenty kolorystyczne, tak różne od zwykle kojarzonej z tą serią gamy barw, równoważą liczne sceny spowite szarościami.

 

Jak już wyżej zasygnalizowano zmodernizowana według współczesnych trendów geneza aktywności Batmana prawdopodobnie nie usatysfakcjonuje zadeklarowanych fanów tej postaci, którzy od lat regularnie śledzą jej perypetie i zapewne wciąż pozostają pod przemożnym urokiem interpretacji Millera i Mazzucchelliego (całkowicie zresztą zasadnie). Czas nie stoi jednak w miejscu. Nowi czytelnicy wymagają nowych rozwiązań fabularnych, bliższych współczesnemu postrzeganiu kultury popularnej i rzeczywistości w sensie ogólnym. Wszak kinematografia nie skończyła się na „Casablance”. Podobnie rzecz się ma z komiksowym medium. Bez względu na ewentualne obiekcje jednego tej wersji początków Mrocznego Rycerza nie sposób odmówić: epickości. Snyder z założenia stawiał na rozmach i ów cel osiągnął. Z tego oraz innych względów warto sięgnąć po tę obszerną, emocjonującą opowieść, która z dużym prawdopodobieństwem okaże się angażującą czytelnika rozrywką.

 

Tytuł: „Batman tom 5: Rok zerowy – Mroczne miasto” 

  • Tytuł oryginału: „Batman Volume 5: Zero Year – Dark City”
  • Scenariusz: Scott Snyder i James Tynion IV 
  • Szkic: Greg Capullo, Rafael Albuquerque
  • Tusz: Danny K. Miki, Rafael Albuquerque  
  • Kolory: FCO Plascencia, DaveMcCaig
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Egmont Polska 
  • Data premiery: 9 marca 2015 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 240
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku “Batman vol.2” nr 25-27, 29-33 (styczeń- marzec, maj-wrzesień 2014 r.)

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus