„Czerwone wilczątko” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 30-09-2017 17:54 ()


Zdarza mi się, że sięgając po jakiś wytwór kultury, jestem pewien, że wiem, czego mogę się spodziewać. Gdy w swej przewrotności produkt rozbija moje oczekiwania w drobny mak i pozostawia po sobie jak najbardziej pozytywne wrażenia, wtedy wiem, że poświęcony czas i pieniądze były tego warte. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w przypadku „Czerwonego wilczątka” Amélie Fléchais. Picturebook jej autorstwa wykracza daleko poza próbę przedstawienia klasycznej baśni, ale z udziałem zamiany miejsc.

Zacznijmy od końca, bo zaskakuje on swym nagłym nadejściem. Książka kończy się bez standardowego, baśniowego finału, do jakiego przywykliśmy. Jednocześnie jest ono strukturalnie tożsame z pierwszą, wydaną drukiem wersją „Czerwonego Kapturka” Charlesa Perraulta. Fléchais podaje właśnie Perraluta jako inspirację dla „Czerwonego wilczątka”. W obu przypadkach opowieść kończy się morałem i nie potrzeba dodawać nic więcej. U Perraulta baśń zakończyła się zjedzeniem Kapturka przez wilka – później to bracia Grimm spisali dłuższą wersję, która szerzej utrwaliła się w świadomości każdego z nas.

O samej przewrotności mowa jest już w opisie na tylnej okładce i największym jej przejawem jest postać naszego protagonisty – tytułowego wilczątka. To zaledwie małe szczęście, niewinna istota, która – podobnie jak Kapturek – nie posłuchała mamy i zeszła z leśnej ścieżki w drodze do babci. Jak tu nie kibicować takiemu słodkiemu szczenięciu? Właśnie tu zrodziły się we mnie sprzeczne odczucia. Wszak od wieków baśnie używają wilków jako tych złych, potworów z paszczą pełną zębów. U Fléchais wilki są łagodne, wręcz dystyngowane, a niepokój wzbudzają wyłącznie myśliwy i jego córka, z diabłem pod skórą.

W formie piosenki poznajemy historię żony myśliwego i podobnie jak baśnie, ma ona kilka wersji. Dokładnie dwie – ludzką i wilczą. To od nas zależy, którą uznamy za prawdziwą i tym samym po stronie którego gatunku staniemy w „Czerwonym wilczątku”. Sam skłaniam się ku temu, że wilki nie są w tej opowieści bestiami w owczej skórze, a ofiarami i to ludzie, pełni niesłusznej żądzy zemsty są tymi złymi. Ta złożoność i możliwość interpretacji tak krótkiego utworu sprawia, że cenię go jeszcze bardziej. Jednocześnie podsyca moje wątpliwości co do wieku, w jakim powinno być dziecko, które dostanie tę książkę do rąk.

Młodszego odbiorcę zachwycą przepiękne ilustracje (kolejna obietnica z opisu spełniona) flory i uroczych zwierzątek na drugim planie. Niemałą rolę odgrywa również kolorystyka, co szczególnie widać przy dwóch wariantach wątku o żonie myśliwego. Wersja ludzi ma kolory, jakie znajdziemy w reszcie książeczki. Z kolei wersja znana wilkom jest z tych kolorów wyprana. Posępne barwy w tej drugiej pokrywają się z tym, jak wygląda domostwo myśliwego i jego okolica – co powoduje, że bardziej optuję za wilkami. W grafikach Amélie Fléchais najbardziej przypadły mi do gustu te, które powtarzały się przy żonie myśliwego, lecz subtelnie różniły się od siebie kompozycją (autorka nie poszła na łatwiznę i nie przekopiowała ich jeden do jednego) i wspomnianymi kolorami.

Krótkie Gatki wydały „Czerwone wilczątko” w twardej oprawie, na wysokiej jakości papierze i w powiększonym formacie.  W wypadku picturebooków to ostatnie jest szczególnie istotne. Polecam tę pozycję każdemu, bo rzadkością jest, by utwór stricte dla dzieci aż tak bardzo wymykał się jednoznacznej interpretacji.

 

Tytuł: Czerwone wilczątko

  • Scenariusz: Amélie Fléchais
  • Rysunki: Amélie Fléchais
  • Wydawnictwo: Kultura Gniewu
  • Data wydania: 08.2017
  • Seria: Krótkie Gatki
  • Tytuł oryginału: Le Petit Loup Rouge
  • Tłumaczenie: Ana Brzezińska
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 190 × 270 mm
  • Stron: 80
  • Cena: 49,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus