„Durango” tom 14: „Krok do piekła” - recenzja
Dodane: 15-10-2017 21:16 ()
Po tym, jak tytułowemu bohaterowi niniejszej serii z niemałym trudem udało się rozprawić ze zdegenerowanym Louie Holediggerem, okazało się (jakżeby inaczej…), że na jego szlaku wciąż nie brak wartych odstrzału szumowin. O ile jednak w przypadku wspomnianego chwilę temu szubrawca sprawa jawiła się w kategorii standardowego wyzwania, zbliżonego do większości przybliżonych na stronicach poprzednich albumów, o tyle tym razem bilans rachunków do wyrównania jest w dwójnasób istotny.
Nie wyjawiając więcej szczegółów, wypada nadmienić, że w początkowych partiach tegoż tomu nic nie zapowiada odmiennej od obecnej we wcześniejszych perypetiach Durango motywacji rzeczonego. Jedno z górniczych miasteczek prosperujących dzięki kopalniom należącym do niejakiego Henry’ego Gainswortha odwiedza grupa jeźdźców o tzw. szemranych obliczach. Jak zapewne nietrudno się domyślić ich zamiary oscylują wokół zdecydowanie odmiennych zagadnień niż zaopatrzenie się na dalszą drogę w mięso, mąkę i fasolę. Stąd ich szlak wiedzie wprost do posiadłości wspomnianego potentata, gdzie składają mu oni tzw. propozycje nie do odrzucenia: sprzedaż kopalni po „okazjonalnej” cenie w zamian za możliwość względnie spokojnego opuszczenia okolicy. Najemne zbiry pod wodzą cieszącego się wątpliwą sławą Lance’a Harlana posuwają się jednak za daleko, dając pokaz swoich umiejętności strzeleckich z udziałem synka Gainswortha. Do tego okazuje się, że miejscowy szeryf to nieczęsty przypadek osobnika, który do pełnionej funkcji zwykł przykładać się z rzadka spotykanym poczuciem obowiązku. Sytuacje dodatkowo komplikuje okoliczność, że tropem owych bandziorów podąża nie kto inny jak właśnie Durango…
Po ośmiu latach od premiery ostatniej, niemal w pełni autorskiej odsłony jednego z najbardziej udanych westernów rynku frankońskiego, Yves Swolfs raz jeszcze zdecydował się przybliżyć swoim czytelnikom epizod z dziejów Durango. Tak jak chwilę temu zasygnalizowano, o ile zawiązanie fabuły „Kroku do piekła” sprawia wrażenie standardowego dla tej serii, o tyle dalsze jej fragmenty przynajmniej w jednym aspekcie można uznać za wręcz fundamentalne z punktu widzenia głównego protagonisty, reorientujące jego dotychczasowe plany życiowe. Pod jednym względem sprawy mają się u niego po staremu: jego sprawność w odstrzeliwaniu problematycznych osobników jest wciąż imponująca. Tych zaś, pomimo postępującej kolonizacji zachodnich obszarów Stanów Zjednoczonych, wciąż nie brakuje. Mało tego; zdają się oni mieć całkiem nieźle, jako że wpływowe konsorcja zmierzające do koncentracji gruntów i zasobów surowcowych, nad wyraz chętnie korzystają z usług „fachowców” pokroju Harlana. W tej sytuacji harująca ludność stanów takich jak Kolorado oraz przestrzegający reguł prawa przedsiębiorcy mogą liczyć co najwyżej na nielicznych, acz przytrafiających się niekiedy funkcjonariuszy publicznych tudzież osobników takich właśnie jak Durango. Swolfs zadbał o urozmaicenie głównego nurtu opowieści, „obudowując” ją istotnymi dla rozwoju jego bohatera retrospekcjami. Ten zaś, pod wpływem tragicznych okoliczności, wyraźnie radykalizuje się w swoim dotychczasowym oglądzie rzeczywistości co paradoksalnie dobrze wróży w perspektywie dalszych odsłon tej serii. Otwarte zakończenie „Kroku do piekła” zdaje się to potwierdzać.
Istotnym novum tegoż albumu okazał się udział w tym przedsięwzięciu Thierry’ego Giroda, artysty, który zastąpił Swolfsa w funkcji ilustratora cyklu. To zresztą nie jedyna, znacząca zmiana, bo w roli kolorystki, w miejsce Sophie Swolfs, odnalazła się Jocelyne Cahrrence. W obu przypadkach daje się to z miejsca zauważyć, bo mimo że wizerunek tytułowego bohatera (a przy okazji także jednej z postaci znanej z poprzednich epizodów) nie ulega zmianie i nadal pozostaje łatwo rozpoznawalny bez względu na odmianę konfiguracji przestrzennej, w jakiej jest on umieszczany, to jednak stylistyka znamionująca styl wspomnianego plastyka zdaje się bliższa rozwiązaniom stosowanym przez Jeana Girauda w końcowych albumach „Blueberry’ego” niż we wcześniejszych odsłonach „Durango”. Girod zdaje się bowiem skłaniać ku nieco większej dozie wrażeniowości w porównaniu z wręcz analitycznie kreślonymi formami w wykonaniu Swolfsa. Choć gwoli ścisłości całokształt świata przedstawionego zaistniałego za sprawą talentu Giroda także jest pełen skrupulatnie ujętych detali, wskazujących przy tym na gruntowną znajomość kultury materialnej epoki, w której osadzono tę opowieść.
W jeszcze większym stopniu ową odmienność znać w doborze barw zastosowanym przez wzmiankowaną Jocelyne Cahrrence. O ile jej poprzedniczka preferowała znacznie cieplejszą paletę, o tyle rzeczona skłania się ku ogólnemu przygaszeniu tego składnika warstwy plastycznej, z łatwo dostrzegalną preferencją złamanych brązów. Mimo świetnej roboty wykonywanej przez Sophie Swolfs taka właśnie taktyka kolorystyczna dodatkowo podkreśla znaczące zmiany, do których doszło w życiu Durango, a których konsekwencji będziemy świadkami w kolejnym zapowiadanym na ten jeszcze rok albumie.
Tytuł: „Durango” tom 14: „Krok do piekła”
- Tytuł oryginału: „Un pas vers l’enfer”
- Scenariusz: Yves Swolfs
- Rysunki: Thierry Girod
- Kolory: Jocelyne Cahrrence
- Koncepcja i realizacja graficzna: Didier Gonord
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Soleil Productions
- Wydawca wersji polskiej: Elemental
- Data premiery wersji oryginalnej: kwiecień 2006 r.
-
Data premiery wersji polskiej: 15 września 2017 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 21,5 x 29 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 48
- Cena: 38 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus