„Durango” tom 13: „Bez litości” - recenzja
Dodane: 22-05-2017 21:41 ()
Nawet osobnicy pokroju tytułowego bohatera tej serii potrzebują choćby symbolicznej stabilizacji. W końcowych partiach poprzedniego tomu wiele wskazywało, że po latach włóczęgi Durango w końcu odnalazł swoje miejsce na Ziemi u boku Celii Norton, dziedziczki kopalń w okolicach Nortonville. Względnie prędko okazuje się, że „(…) nie da się oswoić wilka”. Owa konstatacja w wykonaniu wspomnianej chwilę temu posesjonatki może nie do końca zgodna jest z prawdą (wszak Durango ani myśli na zawsze opuszczać swej wybranki); niemniej zaistniałe okoliczności wymuszają na nim ponowne wykazanie się umiejętnościami godnymi zazdrości nawet najbardziej sprawnych łowców nagród.
Powód ku temu jest jak najbardziej zasadny. Oto bowiem we wspomnianym miasteczku dochodzi do wyjątkowo brutalnego napadu na miejscowy bank. Hanzie złoczyńców przewodzi niejaki Louie Holedigger, degenerat o wypaczonej psychice. A że nie ma on w zwyczaju dawać pardonu zarówno kobietom, dzieciom, jak i starcom toteż jego szlak znaczą ciała bezwzględnie przezeń mordowanych ofiar. Jako wzorcowy heros o twardej pięści i miękkim sercu Durango nie może rzecz jasna biernie przyglądać się poczynaniom perwersyjnego psychopaty i w konsekwencji wyrusza on jego tropem. Można zatem rzec, że wykreowany przez Yvesa Swolfsa protagonista raz jeszcze odnajduje się w swoim żywiole. Jak się jednak stosunkowo rychło okazuje, wyzwanie, którego rzeczony się podjął, może okazać się dlań w jeszcze większym stopniu wymagające niż miało to miejsce przy okazji jego wcześniejszych konfrontacji (jak chociażby na kartach tzw. sagi meksykańskiej). Tym bardziej że ścigany zabijaka może liczyć na wsparcie ze zdawało się najmniej spodziewanej strony…
Zarówno „Durango”, jak i pomysłodawca tej serii to bezapelacyjnie sprawdzone marki. Toteż także w przypadku trzynastego już tomu osadzonej na Dzikim Zachodzie serii jej czytelnicy otrzymują sprawdzoną jakość na najwyższym poziomie. Owszem, zarzuty o domniemaną wtórność i zbytnią zależność wobec m.in. spaghetti westernów towarzyszyły tej inicjatywie od chwili jej zaistnienia. Swolfs posłużył się jednak sprawdzonymi schematami nad wyraz sprawnie i tym samym zaproponował komiks gatunkowy, w którym wszystkie elementy fabularnej układanki znajdują się we właściwych miejscach. Stąd również w przypadku niniejszej odsłony serii mamy do czynienia z wyrazistym adwersarzem, spójną intrygą i szczegółowym nakreśleniem dalszych planów (społeczność Nortonville, mieszkańcy indiańskiego rezerwatu) – i to zarówno w wymiarze ogólnej narracji, jak i rysunku. Te bowiem w wykonaniu wspomnianego twórcy prezentują niezmiennie wysoki poziom oraz pełen zakres szczegółowości w ujmowaniu kultury materialnej epoki, jak i naturalnego środowiska, w którym rozgrywa się akcja „Bez litości”. Znowuż zatem mamy do czynienia z precyzyjnym prowadzeniem kreski i kształtowaniem form za pomocą tzw. „siankowania”. Niby tego typu taktykę plastyczną standardowo zwykli uprawiać koledzy po fachu Swolfsa, a jednak efekt jego pracy trudno pomylić z przejawami twórczości innych autorów. Niewykluczone, że dla wielbicieli parakomiksowych produkcji kierowanych do bywalców hipsterskich lokali gastronomicznych, częstokroć gustujących w skrajnie odmiennych standardach estetycznych, tego typu stylistyka wydać się może – nazwijmy to umownie – niedzisiejsza. Mimo tego oprawa plastyczna (nie wyłączając warstwy kolorystycznej w wykonaniu małżonki autora, Sophie Swolfs) zachowuje pełnie uroku z czasów premiery tegoż albumu. Toteż podobnie jak w przypadku innych klasycznych serii westernowych – „Blueberry’ego” i „Comanche” – wielbicielom komiksów europejskich wykonanych w zbliżonej manierze rozczarowanie raczej nie grozi. Profesjonalizm autora „Durango” pozostał bowiem bez zarzutu.
Tym sposobem wydawca polskiej edycji „Durango” wraz z niniejszym albumem opublikował komplet epizodów rozpisanych i narysowanych przez Swolfsa. Cykl doczekał się jednak kontynuacji w postaci czterech kolejnych tomów, do których rzeczony, zaabsorbowany pracą nad serią „Książę Nocy”, przygotował jedynie scenariusze. Wykonanie warstwy plastycznej powierzył natomiast znanemu z realizacji takich przedsięwzięć jak m.in. western pt. „Wanted” Thierry’emu Girodowi. Efekt tej współpracy nie wywołał protestów fanów i stąd można mniemać, że podobnie rzecz miałaby się również nad Wisłą i Narwią. Opis na okładce „Bez litości” określający ów epizod jako „ostatnią część serii” zdaje się nie pozostawiać złudzeń co do szans na polską wersję kooperacji Swolfsa i Giroda. Fortunnie sprawy mają się jednak inaczej, jako że jeszcze na ten rok wstępnie zaplanowano spolszczenie dwóch kolejnych albumów (oryg. „Un pas versl'enfer” i „El Cobra”). Miejscowi wielbiciele leworękiego „rycerza prerii” mogą zatem spać spokojnie.
Tytuł: „Durango” tom 13: „Bez litości”
- Tytuł oryginału: „Sans pité”
- Scenariusz i rysunki: Yves Swolfs
- Kolory: Sophie Swolfs
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
- Wydawca wersji polskiej: Elemental
- Data premiery wersji oryginalnej: marzec 1998 r.
- Data premiery wersji polskiej: 18 maja 2017 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 21,5 x 29 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 48
- Cena: 38 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus