„Kingsman. Tajne służby" - recenzja
Dodane: 24-09-2017 22:01 ()
Mark Millar przyzwyczaił już swoich czytelników do oryginalnych historii, w których bardzo swobodnie poczyna sobie z konwencjami rządzącymi poszczególnymi gatunkami. Jego „Kick-Ass” był doskonałą parodią opowieści superbohaterskich, natomiast „Kingsman. Tajne służby” stanowi nowatorskie podejście do historii szpiegowskich.
Gary to zwyczajny nastolatek mieszkający w Londynie. Trudną sytuację domową – jego bezrobotna matka i jej równie bezrobotny partner zajmują się głównie piciem i imprezowaniem – chłopak rekompensuje sobie zabawą z kumplami. Zasiłek, który otrzymuje, przeznacza na narkotyki i alkohol, a wolnych chwilach kradnie samochody i rozbija się nimi po mieście. Po jednym z takich incydentów jego wujek, szpieg pracujący dla tajnych służb, postanawia wreszcie pomóc swojemu siostrzeńcowi. Zamiast ograniczać się do wyciągania go po raz kolejny z tarapatów dzięki swojej magicznej legitymacji, decyduje się na krok znacznie bardziej poważny. Dzięki pozycji i znajomościom załatwia mu mianowicie możliwość udziału w programie szkoleniowym przeznaczonym dla przyszłych szpiegów. Chłopak, mający już serdecznie dość dotychczasowego życia postanawia – wbrew sugestiom matki – skorzystać z okazji. Okazji, która – dodajmy – zazwyczaj nie trafia się takim, jak on.
Tak rozpoczyna się wielka i niezwykle niebezpieczna przygoda, będąca zarazem testem charakteru i próbą wytrwałości. Gary okazuje się niezwykle uzdolniony i znacznie przewyższa innych kandydatów do służby, ale jednocześnie cały czas zdaje sobie sprawę z barier społeczno-kulturowych, które utrudniają mu aklimatyzację w nowym środowisku. O jego gorszym pochodzeniu nie pozwalają mu zresztą zapomnieć inni uczestnicy szkolenia, którzy najwyraźniej słabo znoszą to, że ktoś taki jak on okazuje się znacznie lepszy od nich. Czy chłopak z nizin społecznych jest w stanie stać się elokwentnym, dystyngowanym i niezwykle eleganckim szpiegiem, jacy brylują brytyjskich w opowieściach szpiegowskich? Snując swoją wersję baśni o Kopciuszku Mark Millar z jednej strony pełnymi garściami czerpie ze szpiegowskiej konwencji w stylu Jamesa Bonda, ale z drugiej z właściwym sobie wdziękiem pokazuje jej ograniczenia i sztuczność wykreowanego w jej ramach świata. Efekt jest naprawdę interesujący.
Groteskowość całej sytuacji wzmacnia sprawa, jaką przyjdzie rozwiązać Gary’emu i jego wujkowi. Równocześnie bowiem z historią chłopaka próbującego dostać się do elitarnej tajnej organizacji, śledzimy rozwój intrygi przygotowanej przez dość oryginalnego złoczyńcę. Porwania aktorów, reżyserów i producentów związanych z kultowymi filmami science-fiction okazują się jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Gdzieś tam, jakiś kolejny szalony umysł obmyśla bowiem plan – nie mogło być inaczej – przejęcia kontroli nad światem. Światem, w którym wcześniej ma zamiar dokonać… eksterminacji dziewięćdziesięciu procent ludności.
W komiksie znajdziemy wszystko to, do czego Mark Millar już nas przyzwyczaił. Dynamiczna, szybka narracja, zaskakujące zwroty akcji oraz zadziwiające pomysły, które sprawiają, że całość nieuchronnie zmierza w kierunku parodii czy też pastiszu opowieści szpiegowskich. Scenarzysta wydobywa kilka kluczowych elementów charakterystycznych dla tego gatunku i doprowadza je do skrajności, wydobywając ich groteskowość. Czasami można tylko odnieść wrażenie, że niektóre wątki są potraktowane zbyt powierzchownie i skrótowo. No, ale takie też pewnie było zamierzenie twórców, którzy chcieli opowiedzieć szybką i błyskotliwą historię zamkniętą w jedynie sześciu zeszytach.
Za graficzną stronę komiksu odpowiada doskonale znany, głównie z rysunków do „Strażników”, Dave Gibbons. I choć tym razem nie znajdziemy w jego pracach aż takiej koncentracji na detalach, jak było to w przypadku dzieła Alana Moore’a, to trzeba przyznać, że rysunki również wypadają nieźle. Precyzyjna kreska i harmonijne kompozycje rekompensują nieco statyczność poszczególnych kadrów. Postaci rysowane przez Gibbonsa – jak zawsze – są trochę usztywnione i zdecydowanie lepiej prezentują się w scenach spokojniejszych. Jednak tym, co najmocniej poruszy miłośników twórczości Millara, będzie zapewne ostatnia strona publikacji, na której wydawnictwo Mucha Comics zapowiada kolejne tytuły pochodzące z Millarworld. Niebawem możemy zatem spodziewać się „Jupiter’s Legacy”, „Empress”, „Reborn”, „Starlight”, „Huck” czy „Nemesis”!
„Kingsman. Secret Service” to bez wątpienia kolejny świetny komiks w dorobku Marka Millara. Bujna wyobraźnia oraz skłonność do parodiowania klasycznych historii po raz kolejny zaowocowały ciekawą opowieścią. Doskonały jest także moment, w którym komiks się pojawia. Na ekrany kin właśnie wchodzi druga część filmowej wersji przygód brytyjskich szpiegów. I choć trzeba otwarcie powiedzieć, że kinowy „Kingsman” nie jest wierną adaptacją scenariusza Millara, to bez wątpienia nikt, kto zaczął swoją przygodę od filmu, nie będzie czuł się rozczarowany po lekturze komiksu.
Tytuł: „Kingsman. Tajne służby”
- Tytuł oryginału: „Kingsman. Secret Service”
- Scenariusz: Mark Millar
- Rysunki: Dave Gibbons
- Współpraca przy scenariuszu: Matthew Vaughn
- Tłumaczenie: Robert Lipski
- Wydawca: Mucha Comics
- Data publikacji: 20.09.2017 r.
- Wydawca oryginału:
- Data wydania oryginału: 2014 r.
- Objętość: 160 stron
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: twarda
- Druk: kolorowy
- Cena: 65 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus