Arcycechmistrzyni Alice Meynell jechała z synem do Invercombe i była najzupełniej pewna, że wiezie go na miejsce śmierci. Nie, nie straciła nadziei - nadziei wciąż się zawzięcie trzymała - ale przez lata choroby Ralpha odkryła w zwykłych słowach odcienie znaczeń, których istnienia wcześniej ledwo się domyślała.