Recenzja książki "Straż nocna" Terry'ego Pratchetta
Dodane: 27-05-2008 12:32 ()
Przyznaję bez bicia – mam bardzo nieskomplikowane poglądy na temat podstawowych wartości, jakie powinna nieść ze sobą dobra książka. Uważam mianowicie, że powinna być w pierwszej kolejności wyposażona w sensowną i ciekawą fabułę. Wszelkie eksperymenty formalne, którymi często próbuje się ukryć w książce brak tej kapitalnej wartości, są mi wstrętne, gdyż w mojej hierarchii mają one prawo występować dopiero wtedy, gdy stanowią uzupełnienie dobrze opowiedzianej historii.
Dlatego też z wielkim zadowoleniem obserwowałem ewolucję Pratchettowego pisarstwa, prowadzącą od książek składających się z mniej lub bardziej luźno połączonych ze sobą gagów i anegdotek, a kończącą się na pozycjach humorystycznych, ale spełniających wszystkie kryteria klasycznej opowieści. Taką właśnie książką jest niedawno wydana na naszym rynku „Straż nocna”.
Tytuł od razu, bez żadnych wątpliwości, informuje nas, że na kartach powieści spotkamy dobrze znaną bandę różnej maści oryginałów i typków spod ciemnej gwiazdy, których rozmaite koleje losu umieściły na straży spokoju i bezpieczeństwa mieszkańców metropolii Ankh-Morpork. Uważny, a przy tym znający poprzednie części cyklu obserwator dostrzeże także na okładce książki charakterystycznego mnicha, którym jest nie kto inny, jak czcigodny Lu-Tze. Nie wyjawię zatem jakiejś wielkiej tajemnicy fabularnej zdradzając, że problemy i zawirowania czasowe ponownie stanowić będą istotny element intrygi.
Zresztą przede wszystkim właśnie czytelnikom w pewnym stopniu już zaznajomionym ze Światem Dysku, a szczególnie ze szlachetnym miastem Ankh-Morpork, polecałbym tę lekturę. Nie mając wcześniejszego przygotowania merytorycznego naprawdę traci się tu wiele subtelnych nawiązań, pewne epizody fabuły będą zdawały się nieuzasadnione, a niektóre ważne postacie – zupełnie anonimowe. Przykładem może tu być młody, ale niezwykle zdolny członek Gildii Skrytobójców o oryginalnym imieniu Havelock…
Choć „Straż nocna” opowiada o perypetiach całej tej szlachetnej organizacji (a przynajmniej jednego, bardzo istotnego posterunku), jednak wybitnie dominującą postacią będzie tu Samuel Vimes. Ten zgorzkniały realista stanie przed wyzwaniem ocalenia wszystkiego, co przez lata starał się tworzyć, a przy okazji niejako też samego siebie. Momentami powieść zamienia się wręcz w teatr jednego aktora, zupełnie pomijając wszelkie, tak charakterystyczne dla Pratchetta, wątki poboczne, zmiany punktów widzenia i dygresje.
Sama historia, choć oczywiście okraszona sowicie aluzjami, humorystycznymi wstawkami i wielopoziomowymi nawiązaniami, jako całokształt ma jednak charakter raczej poważny. Momentami znajdziemy tu sceny, jakich nie powstydziłaby się literatura z zupełnie innej półki, a finał można nazwać wręcz podniosłym, i to bez żadnej ironii w tym stwierdzeniu. To wszystko otrzymamy przy zachowaniu charakterystycznego, inteligentnego i ciętego stylu autora. Moim zdanie jest to doskonała lektura dla tych, którzy w twórczości Pratchetta widzą coś więcej, niż tylko zbiorek z dowcipami.
Tytuł: „Straż nocna”
Tytuł oryginału: „Night Watch”
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2008
Wymiary: 142mm x 202mm
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...