Wampiry, owe słynne i krwiożercze niegdyś bestie, zwyczajnie spowszedniały, a ich charakterystyczne kły stanowią dziś częściej symbol erotyzmu niż znak grozy. Upiorna epidemia, z którą mamy do czynienia w „Wirusie”, pierwszej części trylogii Guillermo del Toro i Chucka Hogana, jest natomiast ciekawą (oby skuteczną) receptą na przywrócenie blasku stworom skąpanym w kałuży krwi, nie zaś pretensjonalnym morzu uczuć.