George R. R. Martin „Rycerz Siedmiu Królestw” - recenzja

Autor: Argante Redaktor: Motyl

Dodane: 05-09-2014 21:55 ()


Długość (jak do tej pory – pięć tomów) i zawiłość (ponad tysiąc znanych z imienia postaci) nie powstrzymały „Pieśni Lodu i Ognia” George’a R. R. Martina przed staniem się najpopularniejszym od lat cyklem fantasy. Być może sekretem popularności serii jest to, że odwieczna walka rozgrywa się w niej nie między Dobrem a Złem, lecz między Baśnią a Realizmem, dwiema potęgami, których starcie sprawia, że czytelnik nigdy nie wie, na jakich zasadach gra obserwowany przezeń świat. Starcie to może najlepiej widoczne jest w przedstawieniu rycerzy, u Martina podobnie jak w realnym średniowieczu zawieszonych między cynizmem polityki a etycznym ideałem obrony słabszych i lojalności suwerenowi. Komu spodobał się ten kontrast, ten chętnie powróci do Westeros, by poznać głównego bohatera trzech opowiadań, wędrownego rycerza Dunka wraz z jego giermkiem Jajem (Egg), przemierzającego świat niebezpiecznie prawdziwy, lecz od czasu do czasu połyskujący dawną i nową magią.

Dunk jako dziecko wiódł życie drobnego złodziejaszka walczącego o byt w Zapchlonym Tyłku, ubogiej dzielnicy Królewskiej Przystani, lecz czytelnik poznaje go jako krzepkiego młodzieńca, rozpoczynającego życie wędrownego rycerza po śmierci swego mentora, Ser Arlana, który niegdyś zabrał go z Przystani i uczynił swym giermkiem. Barczysty i ponadprzeciętnie wyrośnięty Dunk przybiera miano Ser Duncana Wysokiego i wyrusza w pierwszą samodzielną podróż, podczas której daje się poznać jako młodzieniec niezbyt wygadany i pozbawiony ogłady, ale pełen wiary we wpojone mu wraz z dawką praktycznego realizmu zasady dyktowane przez rycerski etos. Jak w dobrym filmie drogi, jego towarzysz podróży, Jajo, pod wieloma względami stanowi jego przeciwieństwo: za młody, żeby przysłużyć się Dunkowi w boju, wspiera go jednak radą wszędzie tam, gdzie przydaje się znajomość historii, geografii, heraldyki i dworskich intryg, z którymi Jajo zapoznał się na wylot na dworze królewskim, gdzie wychowywał się jako przedstawiciel panującego rodu Targaryenów. Powody, dla których podróżują razem, przedstawione są w pierwszym opowiadaniu – „Wędrownym Rycerzu” – i wiążą się ściśle z kulisami śmierci kogoś bardzo bliskiego tronu; Dunk i Jajo, choć obaj są jeszcze pionkami w grze o tron, od pierwszej chwili spędzonej na kartach książki tworzą więc historię. Ponieważ Jajo będzie w przyszłości władcą Siedmiu Królestw, a Dunk dowódcą jego Białej Gwardii, Ser Duncan znajdzie się znacznie bliżej centrum wydarzeń, na razie jednak obaj, rycerz i jego giermek, wiodą życie w tonacji dark fantasy zahaczającej – bardzo lekko – o powieść łotrzykowską.

Oczywiście, czytelników Martina przyciągają do „Rycerza Siedmiu Królestw” jego powiązania z „Pieśnią…”, której „Rycerz…” jest prequelem. Każdy, kto wczytał się w losy Westeros, wyrobił sobie nawyk zapamiętywania dat, nazwisk i lokacji na mapie, przewijających się przez kolejne tomy; losy Dunka i Jaja dostarczają kolejnych elementów historycznej układanki, odsłaniając epokę pojawiającą się w cyklu tylko we wspomnieniach bohaterów: czasy rządów szalonych Targaryenów. Pierwsze z opowiadań – „Wędrowny rycerz” – dostarcza wielu informacji o samych Targaryenach, ukazując przykłady legendarnej rycerskości jednych przedstawicieli tego rodu i równie legendarnego okrucieństwa innych; w kolejnych, „Zaprzysiężonym mieczu” i „Tajemniczym rycerzu” czytelnik dowiaduje się więcej o brzemiennym w skutki powstaniu rodu Blackfyre’ów przeciwko Targaryenom. Łączenie nowych informacji z tym, co wiemy już z powieści o rodzinie Matki Smoków, nie tylko dostarcza kronikarskiej przyjemności znanej czytelnikom wielotomowych serii, lecz także rodzi nowe teorie na temat starych bohaterów – fani spekulują, że z Dunkiem spokrewniona może być znana czytelnikom „Pieśni…” Brienne z Tarth (a spekulacje te podsyca wypowiedź samego autora, który ujawnił, że w czasach Starcia Królów po Westeros przechadza się jakiś potomek Ser Duncana). Ze względu na to, że HBO nie ma jak na razie praw do ekranizacji opowiadań o Dunku i Jaju, informacje o historii przemierzanego przez nich świata zawarte w „Rycerzu Siedmiu Królestw” są także całkowitą terra incognito dla tych – wciąż całkiem licznych – miłośników Westeros, którzy znają je tylko z serialu. (Polskich czytelników Martina książka znęci także tym, że, póki co, w wersji angielskiej opowiadania z „Rycerza…” rozproszone są po trzech obszernych antologiach, a w formie łącznej można będzie je kupić dopiero w 2015 roku, kiedy ilustrowany oryginał „Rycerza…” ukaże się po angielsku. Jak mówi sam autor, historia wydawnicza tego zbioru stanowi całkowite odwrócenie zwykłego cyklu, jako że tłumaczenia poprzedzają datą wydania wersję oryginalną.)

Skupiony na dwóch przyjaciołach „Rycerz Siedmiu Królestw” znacznie różni się klimatem od złożonego i wielowątkowego cyklu powieści, o wiele bardziej skoncentrowanych na rozgrywkach politycznych – do „Pieśni Lodu i Ognia” opowiadania o Dunku i Jaju mają się tak, jak miniatura do panoramy. Istotne jest także fakt, że Duncana Wysokiego i jego królewskiego giermka za każdym razem spotykamy w podróży, co przesuwa punkt ciężkości z historii poszczególnych miejsc i rodów na napotykane po drodze jednostki i ich krótkotrwałe, lecz brzemienne w skutki konflikty. Równocześnie dostajemy to, co znamy już z powieści: pozytywni bohaterowie balansują między średniowiecznym etosem a pozbawionym złudzeń realizmem, a żaden z nich nie wierzy już w baśnie, które jednak czasem okazują się prawdziwe. Od czasu do czasu wraz z Dunkiem i Jajem napotykamy charakterystyczne dla „Pieśni…” niejednoznaczne, wiarygodne postaci, dokonujące wyborów wpływających na wynik kolejnych potyczek między Baśnią a Realizmem. Zamykając książkę czytelnik czuje też, że nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło – każde z opowiadań kończy się w nastroju bardziej gorzkim niż słodkim, zgodnie z uniwersalnym u Martina zakazem happy endów.

Czy w takim razie „Rycerz Siedmiu Królestw” nadaje się na coś więcej niż deser po powieściach? Książka jest przede wszystkim spin-offem ze wszystkimi tego zaletami i wadami, więc czytelnikowi nieznającemu „Pieśni Lodu i Ognia” nie trafi do serca aż tak jak oczekującemu na „The Winds of Winter”. Na pierwszą wizytę w Westeros lepiej nadaje się „Gra o tron”, w której Martin ma czas na zarysowanie bohaterów bardziej doświadczonych, a przez to bardziej skomplikowanych. Mimo to, „Rycerz…” całkiem nieźle broni się w kategorii nie do końca lekkiego fantasy przygodowego, a fakt, że autor obiecuje kolejne opowiadania o Dunku i Jaju, oznacza, że bój między Baśnią a Realizmem jeszcze długo nie zostanie rozstrzygnięty.

 

Tytuł: "Rycerz Siedmiu Królestw"

  • Autor: George R. R. Martin
  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Liczba stron: 300
  • Format: 140 x 205 mm
  • Data wydania: 2014
  • Oprawa: twarda
  • Wydanie: wyd. 1
  • Cena: 34,90 zł

 

 Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus