„Potwór z Bagien: Zielone piekło” - recenzja
Dodane: 02-09-2024 22:05 ()
Od momentu zaistnienia linii wydawniczej DC Black Label znać w niej zdecydowaną przewagę realizacji z udziałem Batmana oraz osobowości blisko z nim powiązanych (vide m.in. „Joker/Harley: Zabójczy umysł”). Uwzględniając wciąż znaczną popularność Mrocznego Rycerza, można uznać tę okoliczność za zrozumiałą. Cieszy jednak, gdy władze zwierzchnie DC Comics przyznają tzw. zielone światło również dla produkcji z udziałem innych postaci niż wspomniany Obrońca Gotham.
Tak było w przypadku albumu „Wonder Woman: Martwa ziemia”, która to produkcja okazała się bardzo udanym przedsięwzięciem. Pomimo drobnych zastrzeżeń również „Hellblazer: Wzlot i upadek” okazał się projektem wartym zaistnienia i tym samym rozpoznania. Okoliczność, że doczekaliśmy się realizacji, w której rola centralnej osobowości przypadła Potworowi z Bagien jawiła się jako bardzo obiecująca. Także z tego względu, że za jej rozpisanie odpowiadał znany i lubiany Jeff Lemire, który już wcześniej dał się poznać od jak najlepszej strony również w tej linii wydawniczej. Zrealizowany według jego scenariusza „Joker: Zabójczy uśmiech” okazał się bowiem jednym z najbardziej udanych tytułów z logo DC Black Label.
Zresztą introwertyczna natura Aleca Hollanda (tj. osobowościowej esencji najbardziej znanego żywiołaka Zieleni) idealnie nadawała się do twórczej „obróbki” przez wspomnianego scenarzystę. Wszak w swoim czasie zamordowany botanik (o czym więcej już w zapowiedzianym zbiorze „Potwór z Bagien Lena Weina i Berniego Wrightsona”) to bohater o usposobieniu pokrewnym osobowościom, które Lemire zwykł chętnie „portretować” (vide m.in. znany z serii „Gideon Falls” Norton). Toteż już tylko zapowiedź podjęcia przez rzeczonego pracy nad utworem z „Bagniakiem” w roli głównej, zasadnie wzbudzać mogła znaczne oczekiwania.
Przy tym zadaniu Lemire zdecydował się posłużyć taktyką, użytkowaną przezeń przy jednej z jego najbardziej docenionych realizacji, tj. serii „Łasuch”. Stąd osadzenie akcji „Zielonego piekła” w niezbyt świetlanej przeszłości, w przededniu wyginięcia resztek przetrzebionej klimatycznymi katastrofami ludzkości. Świat takim, jakim go obecnie znamy, na kartach tej opowieści jest już zatem wspomnieniem, a nieliczne społeczności gnieżdżą się pośród dotąd jeszcze niepochłoniętych przez oceany skał i wzniesień. Można zatem rzec, że mamy tu do czynienia z sytuacją analogiczną do również cenionej serii „Snowpiercer”. Tyle że zamiast suflowanej w schyłkowych dekadach XX w. wizji nawrotu epoki lodowcowej (oczywiście „nieuniknionej” oraz „bezdyskusyjnie potwierdzonej konsensusem naukowym”) Lemire podążył za obowiązującymi współcześnie trendami. Dlatego przyczyną nadciągającej zagłady uczyniono globalne ocieplenie klimatu, wywołane – jakżeby inaczej! – ludzką aktywnością.
Szanowny pan scenarzysta nie wnika co prawda w ogólną mechanikę tego procesu; pewne jest jednak, że, ujmując rzecz kolokwialnie, koniec jest bliski. Jakby tego było mało, w akcje „oczyszczania” Ziemi z trawiącej jej „plagi” decydują się włączyć „moce sprawcze” Zieleni, Czerwieni i Rozkładu. Parlamenty tych „żywiołów” nie tracą zatem czasu, rozpoczynając za pomocą swoich tworów eksterminacje ocaleńców. Sęk w tym, że ich inicjatywa, która teoretycznie nie miała prawa się nie udać, napotyka na swojej drodze osobnika specjalizującego się w niespodziewanych gambitach. Tym kimś jest niejaki John Constantine, przez liczne lata zmora czyhających na ludzkość piekielnych szumowin. Oczywiście także tym razem nie zamierza on, ujmując rzecz kolokwialnie, czekać na potop i tym samym podejmuje on stosowne środki zaradcze. Korzysta przy tym ze sprawdzonej już lata temu metody (o czym więcej w klasycznej już opowieści „Amerykański gotyk”), która sprowadza się do zaangażowania w niechybną konfrontację właśnie Aleca Hollanda. Przy czym (jak łatwo się zresztą domyślić) nie jest to zadanie z gatunku łatwych, jako że przebywający w specjalnie dlań wytworzonej niecce egzystencjalnej Holland jest już całkowicie spełniony. Czytelników zaznajomionych z wcześniejszymi losami Potwora z Bagien nie trzeba przekonywać, że jego altruizm okaże się jednak imperatywem na tyle silnym, by mimo wszystko podjął się on udziału w próbie ocalenia ostatnich ludzi.
De facto postapokaliptyczne „Zielone piekło” z dużym prawdopodobieństwem nie zostanie zaliczone do najbardziej udanych opowieści z udziałem tytułowej postaci. Równocześnie jednak nie sposób odmówić temu przedsięwzięciu dosycenia natężonymi emocjami oraz eschatologicznego napięcia. Podczas lektury ma się wrażenie, że gra rzeczywiście toczy się o najwyższą stawkę, co już samo w sobie świadczy o pisarskiej biegłości szanownego pana scenarzysty. Nie jest to zresztą niespodzianką, bo tak jak już wyżej zasygnalizowano takie produkcje jak m.in. „Descender” i „Czarny Młot” są świadectwem wyjątkowości tego twórcy. Na marginesie nie sposób nie wspomnieć o bardzo udanym poprowadzeniu przezeń Johna Constantine’a, co dobrze wróży na ewentualność powierzenia mu przez „moce zwierzchnie” DC Comics tej właśnie postaci. Z tej realizacji wprost wynika, że ten pan po prostu wie, jak to się robi.
Buzujące napięcie z powodzeniem podsyca również Doug Mahnke (wspomagany przez Shawna Molla, autora rysunków trzeciego rozdziału tej opowieści), w swoim czasie (tj. mniej więcej w drugiej połowie pierwszej dekady obecnego wieku) jeden z najbardziej wziętych plastyków udzielających się w „barwach” DC Comics. „JLA Elite”, „Batman: Człowiek, który się śmieje”, „Lobo/Mask” („Top Comics” nr 4/1999), a nade wszystko bestselerowy „Green Lantern vol.4” zapewniły mu status jednej z głównych gwiazd tego wydawnictwa. Biegle i sprawnie poradził sobie także przy tej realizacji, proponując co najmniej kilka intrygujących konceptów (m.in. Czerwień w jej „kolektywnie spersonifikowanej” postaci oraz wizerunek Animal Woman). Zgodnie z przyjętą przezeń przed laty manierą posłużył się on przy tym wyrazistą kreską (by nie rzec, że wręcz krechą) z konsekwentnie mocno zaznaczanym konturem, skupiając się przy tym przede wszystkim na uczestniczących w tej opowieści postaciach. Pejzażom tudzież wnętrzom, w których rozgrywają się poszczególne sceny, o tyle poświęca on swój twórczy zapał, o ile mają one istotne znaczenie dla rozwoju fabuły. Trudno również przegapić jego biegłość w projektowaniu wyszukanych monster, którymi bezlitośnie raczy przetrzebioną ludzkość triumwirat połączonych Parlamentów. Nawet jeśli tytułowy protagonista nie prezentuje się tutaj aż tak dobrze, jak w wykonaniu Stephene’a R. Bisette’a i Yanicka Paquette’a to jednak Dougowi Mahnke (a także Shawnowi Mollowi) nie sposób odmówić pełni profesjonalizmu i owej iskry bożej zwanej talentem.
Dobrze się stało, że tak wyjątkowa postać, jak Potwór z Bagien doczekała się poświęconej mu realizacji w ramach DC Black Label. Miło, że również polski wydawca tego tytułu trzymał rękę na pulsie i względnie szybko doczekaliśmy się naszej edycji tego przedsięwzięcia. Jest to kolejny dowód, że sprawnie i zajmujące opowieści spod szyldu DC Comics przeznaczone dla dojrzalszego czytelnika to nie tylko Batman. Stąd byłoby miło, gdyby grono zaangażowanych w ten projekt twórców jeszcze nie raz miało sposobność „produkować” się na potrzeby wspomnianej chwilę temu linii wydawniczej.
Tytuł: „Potwór z Bagien: Zielone piekło”
- Tytuł oryginału: „Swamp Thing: Green Hell”
- Scenariusz: Jeff Lemire
- Szkic i tusz: Doug Mahnke, Shawn Moll
- Kolory: David Baron
- Tłumaczenie z języka angielskiego: Jacek Żuławnik
- Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewcz
- Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: 1 sierpnia 2023 r.
- Data publikacji wersji polskiej: 14 sierpnia 2024 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 216 x 276 mm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 160
- Cena: 89,99 zł
Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w ramach mini-serii „Swamp Thing: Green Hell” nr 1-3 (luty 2022-maj 2023).
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus