„Łasuch” tom 1 - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 13-08-2018 21:32 ()


Egmont zaserwował w ostatnim czasie istną ofensywę klasycznych serii z Vertigo. Wśród nich - ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu - znalazło się miejsce dla stosunkowo młodego tytułu, jakim jest "Łasuch". W oryginale publikowany jako "Sweet Tooth" ukazywał się w latach 2009-2013. Polski czytelnik dostanie go w trzech poszerzonych tomach, co jest od niedawna standardem wydawniczym Egmontu.

Autor "Łasucha" Jeff Lemire o mało nie odwiedził naszego nadwiślańskiego kraju w 2010 roku. Do dziś pamiętam zawód związany z odwołaniem przyjazdu spowodowanym wybuchem islandzkiego wulkanu Eyjafjoell, który miał wpływ na pracę linii lotniczych. W tamtym okresie kanadyjski twórca nie cieszył się jeszcze w mainstreamie taką estymą, jak ma to miejsce dziś. Lemire miał wówczas na koncie jeden hit i to z gatunku indie. Swoimi obyczajowymi "Opowieściami z hrabstwa Essex" pokazał, że po mistrzowsku pisze relacje międzyludzkie. Pomimo multum serii, które od tamtego czasu wzbogaciło jego port folio, nie wyzbył się tej umiejętności. A pisał i wciąż pisze tyle, że głowa mała. Przewinął się zarówno przez DC, jak i imprint Vertigo. W tym pierwszym napisał między innymi krótki i niedoceniony run w "Superboyu" i najlepszą - według mnie - serię z New 52: "Animal Mana", gdzie skutecznie łączy horror (czy wręcz body horror) z rodzinnym dramatem. Nie poszło mu co prawda spektakularnie w Marvelu (poza psychologicznie niepokojącym "Moon Knightem"), ale konsekwentnie wypluwa z siebie kolejne bestsellery w Image Comics. Współpracuje z Valiantem i tworzy własne komiksowe uniwersum w Dark Horse, skoncentrowane wokół serii "Czarny Młot" i jej licznych odprysków. "Łasuch" to najdłuższy projekt, który również sam w pełni zilustrował.

Jego styl dla niektórych może być zbyt mało realistyczny i pozbawiony szczegółów. Jest to intencjonalne. Dla samego Lemire’a liczy się przede wszystkim oddanie emocji i ekspresja bijąca z szybko wykonanego rysunku. Uczucia i emocje są niezwykle ważne w historiach postapokaliptycznych, a tym właśnie jest "Łasuch".  Z  warstwy graficznej najbardziej zapadło mi w pamięci przedstawienie przepełnionego gniewem i determinacją Jepperda w ostatnim rozdziale. Widzimy go tam teraz oraz w retrospekcji, stojącego dokładnie w tej samej pozie - polecam poświęcenie temu większej uwagi, gdyż porównanie ze sobą obu plansz w surowej kresce Lemire’a robi wrażenie. Podobnie jak w "Żywych trupach" nie jest istotne, co się stało, ale jak zmienili się ludzi, którzy żyją w świecie postapo. U Lemire’a zaraza zdziesiątkowała ludzką populację. Po apokalipsie zaczęły rodzić się niezwykłe, odporne na chorobę dzieci - zwierzęco-ludzkie hybrydy. Jedną z nich jest Gus, chłopiec z jelenim porożem i apetytem na słodycze (stąd przydomek "łasuch") spoglądający na czytelnika niewinnym, wzrokiem bambie z okładki pierwszego tomu. Wychowany w zupełnej izolacji od zewnętrznego świata chłopak traci trawionego chorobą, fanatycznie religijnego ojca i zostaje zupełnie sam, stając się celem łowców hybryd. Na ratunek przychodzi mu wspomniany już Jepperd, małomówny twardziel. Ten z charakteru przypomina jednego z bohaterów wykreowanych przez Clinta Eastwooda, z aparycją Marva z "Sin City" Franka Millera. Taka troszkę milsza wersja komiksowego Staruszka Logana minus pazury. Jepperd obiecuje zabrać Gusa do Ostoi - bezpiecznej przystani dla innych hybryd. Oczywiście, jak to w tego typu opowieściach, droga usiana jest niebezpieczeństwami, które odmieniają dwójkę bohaterów, pomiędzy którymi rodzi się więź. Gus wyrwany ze swojego bezpiecznego domu w lesie zostaje rzucony w nieznany i niebezpieczny świat. Przez całe życie znał tylko ojca i jego opis świata zewnętrznego, teraz musi się odnaleźć w brutalnym środowisku, gdzie on i jemu podobni są celem, uznawanym za źródło bądź też lekarstwo na śmiertelną zarazę. Kolejne tomy zobrazują czy Jepperd jest jeszcze w stanie troszczyć się o kogokolwiek i czy Gus zdoła zachować choćby resztki swej pierwotnej niewinności.

Opis brzmi sztampowo i tak jest w gruncie rzeczy. W ostatnich latach miałem krótką fazę na gatunek postapo i przerobiłem "Drogę", "Bastion", "Strażaka" i kilka innych tytułów. "Łasuch" niczym mnie nie zaskoczył, ale biorę dużą poprawkę na fakt, że ma na to jeszcze dwa tomy. Piszę tak, bo choć czytałem serię w oryginale, to po latach nie pamiętam już ani zakończenia ani twistów fabularnych, co poniekąd pozwala mi odkrywać ten komiks na nowo kolejny raz. Pamiętam jedynie, że finał był naprawdę satysfakcjonujący i że wówczas śmiało postawiłbym "Łasucha" obok "Y: ostatni z mężczyzn". Jestem autentycznie ciekaw, czy zamykając w przyszłym roku trzeci tom, podtrzymam tę opinię. We wstępie do omawianego wydania komiksu podane jest wiele przykładów relacji podobnych do  tej pomiędzy Gusem a Jepperdem. Mimo swej upartości schemat ten można nadal pokazać w interesujący dla odbiorcy sposób, czego dowodem jest wspomniany również we wstępniaku najświeższy tego typu duet z popkultury: Arya Stark/Ogar z "Gry o tron".

Największą zaletą tej postapokaliptycznej powieści drogi są dobrze napisane postaci i targające nimi emocje, oddane charakterystyczną kreską Lemire’a. Relacje to również siła napędowa "Żywych trupów", które jednak już dawno temu porzuciłem ze względu na ciągnącą się w nieskończoność telenowelę, jaką stała się seria. W przypadku "Łasucha" nie ma obaw przed powtórką z rozrywki. Opowieść Lemire’a zamyka się w zaledwie (w porównaniu z zombie komiksem Roberta Kirkmana) czterdziestu zeszytach z definitywnym zakończeniem i nie namnoży do przesady liczbę postaci przewijających się przez kolejne numery.

Pierwszy tom "Łasucha" nie zmieni waszego komiksowego życia, ale zdecydowanie warto po niego sięgnąć. Jeśli mnie pamięć nie myli, a nie jest jeszcze z nią tak źle, to będzie tylko lepiej i obędzie się bez zawodu. W przeciwieństwie do Stephena Kinga Lemire umie pisać zakończenia. Choć czy po końcu świata możliwe jest w ogóle szczęśliwe zakończenie?

 

Tytuł: Łasuch tom 1

  • Scenariusz: Jeff Lemire
  • Rysunki: Jeff Lemire
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 25.07.18 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Objętość: 300 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-3432-4
  • Cena: 89,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus