Niebawem światło dzienne ujrzy druga część filmowych przygód Deadpoola, a tymczasem dzięki wydawnictwu Egmont nie możemy opędzić się od komiksowych perypetii rzeczonego.
Marvel nieustannie zaskakuje swoich czytelników. Tym razem wydawnictwo w trakcie runu Jonathana Hickmana ni stąd, ni zowąd postanowiło… zrestartować numerację serii „Avengers”.
Komiksy oparte na wątkach i motywach obecnych w gwiezdnej epopei George’a Lucasa to zjawisko na polskim rynku nie nowe, sięgające wczesnej wiosny 1997 r.
Obraz upadku, a dokładnie autodestrukcji niektórych bohaterów komiksowej serii „Kaznodzieja” zapisuje się w pamięci równie mocno (jeśli nie mocniej), co główny temat opowieści, czyli poszukiwanie Boga.
Czy można uzależnić się od miejsca znajdującego się w innym, całkowicie obcym wymiarze, w którym roi się od potworów, a wszystko wokół wygląda, jakby powstało w wyobraźni dziecka zafascynowanego budowaniem rzeczywistości z różnokolorowej plasteliny?
Vicente Segrelles to drugi z do niedawna wielkich nieobecnych klasyków europejskiego komiksu, który za sprawą Wydawnictwa Kurc doczekał się nareszcie polskiej edycji jednej ze swych prac.
Choć okładka autobiograficznego komiksu Zygmunta Similaka sugeruje satyryczną opowieść w stylu przygód Wicka i Wacka, to zawartość „Opowieści okupacyjnych” jest zupełnie inna.
Jakby na przekór tytułowi „odrodzona” seria „Flash” okazuje się koncentrować nie tyle na jej głównym protagoniście ile raczej całkiem licznemu gronu przyjaciół „Najszybszego Żyjącego Człowieka”.
Nie nadużywając nadmiernie emfazy, wprost wypada stwierdzić, że w historii rodzimego komiksu Waldemar Andrzejewski był (a za sprawą swoich prac nadal jest) zjawiskiem z gatunku fenomenu, osobliwością
Juliusz Verne napisał przeszło siedemdziesiąt książek, w których aktualne w jego czasach naukowe nowinki służyły jako osnowa fantastycznych przygód bohaterów.
Na fali zmian obyczajowych i społecznych forsowanych w toku lat 60. XX wieku wytworzyło się zapotrzebowanie na przejawy kultury popularnej naznaczone ideologią neomarksistowską.
Pomysł na komiks o tajemniczym mężczyźnie, który możne nagle pojawić się w Twoim życiu, aby zapewnić Ci w miarę prosty i bezpieczny sposób na dokonanie krwawej zemsty, to w zasadzie samograj.
Ósmy tom serii opowiadającej o całkowicie zwariowanym świecie po epidemii ptasiej grypy jest chyba najlepszy ze wszystkich, które do tej pory się ukazały.
Można zaryzykować stwierdzenie, że nitrogliceryna oraz dynamit, czy też ogólnie materiały wybuchowe, były swego czasu dość wdzięcznym tematem dla twórców kreskówek dla dzieci, chociażby klasycznych „Zwariowanych melodii” (oryg. „Looney Toons”).
Brian K. Vaughan przyzwyczaił nas, że jest nietuzinkowym twórcą, a jego fabuły bierze się z dobrodziejstwem inwentarza ze wszystkimi dziwnymi i szalonymi pomysłami.
Corto Maltese opuszcza Europę, by trafić do targanej wojną i podzielonej plemiennymi konfliktami Afryki, ale kolejny tom opowieści o jego przygodach niezmiennie utrzymany jest, w tej samej co wcześniejsze, oniryczno-baśniowej atmosferze.
Uczciwie i wprost trzeba przyznać, że „Liga Sprawiedliwości” według skryptu Bryana Hitcha dobrej prasy nie ma. I to zarówno na naszym gruncie, jak i też w mateczniku superbohaterskiej konwencji.
Postanowiłem podejść do recenzji tego tomu inaczej i ocenić go jako osobny twór, odkładając na bok znajomość najważniejszych wydarzeń z kolejnych wolumenów.