„Z polskimi ufologami w kwestii Emilcina wiele mnie dzieli” - wywiad z Bartoszem Rdułtowskim
Dodane: 10-05-2024 07:18 ()
W Emilcinie na Lubelszczyźnie, 10 maja 1978 r. rolnik Jan Wolski miał spotkać przedstawicieli obcej cywilizacji. Niskie postacie miały być ubrane w skafandry, z widocznymi zielonymi twarzami. Rolnik miał znaleźć się we wnętrzu ich pojazdu. Po latach od rzekomego zdarzenia jego weryfikacją zajął się krakowski publicysta i wydawca, Bartosz Rdułtowski. Swoje dochodzeniu opisał w książce „Tajne Operacje. PRL i UFO”, która ukazała się w roku 2013. Nakład tej publikacji jest wyczerpany, ale w roku 2024 ukazuje się drugie wydanie. O kilka spraw związanych z rzekomym bliskim spotkaniem na wsi w województwie lubelskim zapytaliśmy autora.
Czy moglibyśmy się dowiedzieć, w jakich okolicznościach zdecydował się Pan zająć sprawą zdarzenia w Emilcinie?
Było dokładnie tak, jak opisałem to w książce. Podczas rozmowy telefonicznej z moim znajomym – Adamem Chrzanowskim – ponownie pojawił się wątek wiarygodności zajść w Emilcinie. I nagle Adam rzucił: „A co, jeśli to była akcja sprokurowana przez nasze służby specjalne?”. Pomysł mnie zaintrygował, zwłaszcza że koncepcja odwrócenia uwagi publicznej od sytuacji w kraju w 1978 roku miała sens. A historia o UFO nadawała się do tego idealnie.
Czy informacja o tzw. zdarzeniu w Emilcinie jest pańskim pierwszym zapamiętanym kontaktem z tematem UFO?
Zdecydowanie tak. W połowie 1978 roku miałem pięć lat. Po tym, gdy moja Mama pierwszy raz opowiedziała mi o tym zdarzeniu, przez kolejne miesiące zamęczałem ją o nowe fakty w tej sprawie. W mojej głowie powstała zaś myśl, która kiełkowała przez następne lata, czy właśnie tak może wyglądać kontakt ludzi z inną cywilizacją.
Ma Pan wiedzę, co stało się z rodziną Jana Wolskiego? W jednym z archiwalnych tekstów przypomnianych w Pańskiej książce pojawia się kuzyn Jana Wolskiego. Wiemy, że synowie Jana Wolskiego nie żyją, ale chyba miał też wnuki. Czy próbował się Pan skontaktować z rodziną, wiemy jakie zdanie mają o historii przodka?
W czasie śledztwa nie dotarłem do nikogo z rodziny Wolskich. Nie zmieniło się to przez kolejne lata.
Czy może Pan przybliżyć temat rzekomego „objawienia”: kto i co miał widzieć oraz skąd pochodzą te informacje?
W tym wątku niemal każda osoba przedstawiała sprawę inaczej. Były milicjant – Pan Ceglarski – który został skierowany na miejsce zdarzenia, aby zbadać incydent w Emilcinie, twierdził, że Wolski opowiadał mu o jakimś kamieniu, przy którym objawił mu się Chrystus. Mieszkanka Emilcina twierdziła z kolei, że świadkiem tego objawienia był brat Wolskiego. W archiwalnym nagraniu Małgorzaty Sawickiej siostra Jana Wolskiego opowiadała, że Chrystusa ujrzał ich ojciec. I to jest, moim zdaniem, najbardziej wiarygodna wersja. Co ciekawe wątek jest istotny, na co zwrócił mi uwagę jeden z poproszonych o opinię hipnoterapeutów. Zdaniem specjalisty w przypadku Jana Wolskiego mógł zadziałać mechanizm próby dążenia do identyfikacji z rodzicem poprzez podobne przeżycie. Jednym słowem mogło to czynić Wolskiego znacznie bardziej podatnym na indukowanie mu fałszywych wspomnień.
Pisał Pan, że Adaś Popiołek milczał w sprawie Emilcina. Czy, nawet po publikacji książki, zetknął się Pan z odcinkiem programu Mariusza Szczygła „Na każdy temat”, który był emitowany w latach 90? Z czego mógł wynikać udział w tym programie już dorosłego Adama, skoro unikał – jak Pan o tym pisze – tematu zdarzenia z 10 maja 1978 roku?
Myślę, że wyjaśnienie jest proste. To właśnie udział w tym programie dobitnie uzmysłowił Panu Adamowi, że najwyższa pora wycofać się z historii, w którą został sprytnie wmanewrowany. Gdy posłucha się nagrań z „przesłuchań”, jakie Zbigniew Blania prowadził z rodziną Popiołków, a które opisałem w książce, w tym z młodym wówczas Adasiem, sprawa staje się oczywista.
Czy przed zdarzeniem w Emilcinie telewizja naprawdę wyemitowała jakiś film science fiction? W książce pisał Pan, że sprawdzał program telewizyjny z tamtego czasu. Czy mogła zajść zmiana w planach i film został wyemitowany bez wcześniejszej informacji w prasie?
Z tego, co pamiętam ze śledztwa, w kwietniu 1978 roku w Kinie Nocnym emitowany był film wyprodukowany na podstawie książki Herberta George'a Wellsa „Wojna światów”. Ponieważ miałem wtedy pięć lat nie zwykłem oglądać Kina Nocnego. Jedyne, na czym mogę się opierać, to stare programy telewizyjne zamieszczane w gazetach z tego okresu. Na pewno w 1978 roku w polskich kinach pojawił się także kultowy obraz Stevena Spielberga „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”.
Jak wspomina Pan spotkanie z dziećmi z Przyrownicy – dziś już dorosłymi – które miały widzieć kosmitę niedługo po zdarzeniu w Emilcinie, a właściwie po emisji filmu na ten temat? Zadziwiające, że, jako dorośli, nie przyznali się do wymyślenia sytuacji, tylko dalej twierdzili, że miało to miejsce. Czy zakłada Pan, że naprawdę ktoś mógł się przebrać wtedy i dzieci faktycznie widziały „jakąś istotę”?
Mieszkańcy Przyrownicy byli bardzo przekonujący, ale nie w tym rzecz. W ocenie zajść w Przyrownicy oraz w Golinie – tych incydentów nie można rozpatrywać osobno – kluczem jest zarówno ich położenie geograficzne, jak i czas, kiedy je zgłoszono.
W kontekście pierwszego momentalnie zdałem sobie sprawę, że tak Przyrownica, jak i Golina leżą blisko Łodzi, gdzie mieszkał Zbigniew Blania.
A w odniesieniu do drugiego – dziwnym zbiegiem okoliczności oba zajścia były reakcją na film stworzony przez Blanię, który kilka dni wcześniej ukazał się w telewizji.
Zdaniem Blani w Przyrownicy dzieciaki dały się złapać na zastawioną przez niego pułapkę. Z kolei w Golinie Henryk Marciniak był drugim, po Janie Wolskim, świadkiem kontaktu z emilcińskimi ufonautami.
Pozostaje tylko jeden problem – dlaczego, mając drugi, równie fantastyczny, jak emilciński przypadek, Blania zwyczajnie go zignorował, poświęcając mu zaledwie kilka godzin pracy w terenie? Znacznie więcej poświęcił na Przyrownicę! Ja wiem, że z polskimi ufologami w kwestii Emilcina wiele mnie dzieli. Nie wyobrażam sobie jednak, aby tacy ufolodzy, jak Arkadiusz Miazga czy Damian Trela, mając tak spektakularny i podobny do poprzedniego przypadek, niemal w ogóle się nim nie zajęli. Znając ich publikację, jestem pewien, że Golinie poświęciliby jeszcze więcej czasu, niż Emilcinowi. Drugi, identyczny niemal przypadek, to gratka dla ufologów. Tymczasem, proszę zobaczyć, jak gigantyczna jest dysproporcja w weryfikacji zajść w Emilcinie i w Golinie u Blani. A powód może być tylko jeden – za Goliną i Przyrownicą stała jedna i ta sama osoba, usiłująca stworzyć, jak opisała to w swojej książce, „ufologiczną twierdzę nie do zdobycia”, by zapobiec ewentualnemu wyjawieniu prawdy o Emilcinie przez twórcę tej mistyfikacji – Witolda Wawrzonka.
A jak wyglądał kontakt z Henrykiem Marciniakiem?
Byłem po Zbigniewie Blani może pierwszą i jedyną osobą, która dotarła do pana Henryka. Jak widać, tylko mnie naprawdę zależało. Pierwszy kontakt wyglądał dokładnie tak, jak opisałem to w książce. Pan Henryk, gdy zorientował się, że chcę rozmawiać o zajściach w Golinie, momentalnie zakończył rozmowę, informując mnie jedynie, że „on to jest żartowniś”. Znamienne. Potem w odpowiedzi na moje listowne pytanie o szczegóły tego zajścia, dostałem list o krótkiej treści: „Proszę się ze mną nie kontaktować nigdy. To nieprawda”.
Czy miał Pan jakieś głosy ze strony osób opisanych w książce już po publikacji? Czy poza reakcją syna i żony Witolda Wawrzonka, matka i siostra Zbigniewa Blani też miały jakieś pretensje? Czy nadal utrzymuje Pan kontakt z Bronisławem Rzepeckim? Z tego, co rozumiem, Pan Bronisław wierzy w relację Wolskiego. Czy może Henryk Marciniak się jednak odezwał?
Ze strony rodziny Zbigniewa Blani nie miałem żadnej reakcji, a wiem, że przynajmniej część książkę czytała. Od Bronisława Rzepeckiego dostałem bardzo obszerny mail, w którym bardzo pozytywnie wyrażał się o mojej pracy i śledztwie, podkreślając na końcu, że nie zgadza się z moimi wnioskami.
Z Henrykiem Marciniakiem widziałem się ponownie jakiś czas po wydaniu książki. Było wymownie! Dla mnie jego udział w tej historii jest oczywisty. Pozostaje tylko kwestia, którą szczegółowo omówię w kolejnej książce, czy miał też jakiś związek z Przyrownicą…
Pracuje Pan nad następną książką o Emilcinie? Nie chodzi o drugie wydanie, to ma się nie różnić w treści od pierwszego, prawda?
Tak. Przygotowuję nową książkę o zdarzeniach w Emilcinie, Przyrownicy, Golinie.
Czy szukał Pan informacji na temat doktora, który współpracował ze Zbigniewem Blanią-Bolnarem przy badaniu zdarzenia?
Już po wydaniu książki wpadłem na jego ślad. Bodaj w 2014 roku. Ale nic więcej na razie nie zdradzę...
Rozumiem, że to też w przygotowywanej publikacji. Chciałem zapytać też o Konrada Turowskiego. Czy wiadomo, żeby miał jeszcze coś wspólnego z tematyką UFO po Emilcinie?
Wydaje mi się, że udział Konrada Turowskiego w emilcińskiej historii zakończył się 26 kwietnia 1985 roku. Tego dnia „Kurier Polski” zamieścił artykuł redaktora Turowskiego „Sensacja w Emilcinie. Duch czy znowu robota kosmitów?”. Dodam tylko, że była to odpowiedź na list wysłany do redakcji gazety przez Witolda Wawrzonka ukrywającego się pod zmyśloną postacią – Elżbiety Obłońskiej. Chciał ponownie wkręcić Zbigniewa Blanię. Typowe dla Witolda Wawrzonka...
O tym więcej z kolei w wydanych „Tajnych Operacjach. PRL i UFO”. Chciałbym teraz poruszyć kontrowersyjną kwestię. Czy przyjęcie teorii, że Jan Wolski został zahipnotyzowany przez Witolda Wawrzonka, nie jest ryzykowne? Ktoś mógłby powiedzieć, że nie dało się obalić wersji Jana Wolskiego, więc wymyślił Pan wyjaśnienie również z gatunku niezwykłych.
Oddzielam w książce weryfikację całej historii emilcińskiej od podanej na jej ostatnich stronach mojej hipotezy. To jakby dwie odrębne rzeczy. O ile moja hipoteza jest tylko sumą moich wniosków ze śledztwa, o tyle weryfikacja wiarygodności całej zagadki, to już materiał niepodlegający żadnej dyskusji. Tu, jak sądzę, trudno dyskutować z faktami, które czarno na białym przedstawiam w książce.
Czy są jeszcze jakieś zagadki ufologii, których rozwiązania chciałby Pan poznać?
Jak najbardziej. Cała ufologia to jedna wielka zagadka łącząca takie aspekty jak socjologia, wiara czy tajne wojskowe projekty. Zwłaszcza ten ostatni wątek jest dla mnie fascynujący i od 25 lat rozgryzam jego kolejne elementy. Inaczej nie napisałbym takich książek jak: „Syndrom V7”, „Ostatni sekret Wunderwaffe”, „Zapomniana tajemnica Strefy 51”, „Kryptonim V7” czy „Niewyjaśnione raporty lotników”. To dla mnie fascynujące tematy!
Dlaczego wraca wznowieniem Pana książka o rzekomym spotkaniu z kosmitami w Emilcinie akurat w 2024 roku? Rok temu minęło 45 lat od rzekomego lądowania kosmitów pod Opolem. Za 4 lata będzie naprawdę okrągła rocznica.
Ilość zapytań, jakie otrzymywało Wydawnictwo w sprawie książki „Tajne operacje. PRL i UFO” była w ciągu ostatnich dwóch lat, po wyczerpaniu nakładu, tak duża, że zdecydowałem się na drugie wydanie. Tym bardziej że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy kilku reżyserów i producentów było zainteresowanych ekranizacją tej książki, jednak nie mieli nawet jak zdobyć dodatkowych egzemplarzy dla choćby swoich współpracowników.
Na okrągłą rocznicę – 2028 rok – przygotuję coś nowego, o czym już wspominałem.
Od wydania „Tajnych operacji...” coś się zmieniło w pańskim podejściu do sprawy?
Po pierwsze, utwierdziłem się w przekonaniu, że zaproponowana przeze mnie hipoteza jest jedynym racjonalnym wyjaśnieniem zajść emilcińskich. Po drugie, naszła mnie dość smutna refleksja, że część czytelników interesujących się tematem UFO nie jest ciekawa faktów, a w publikacjach szuka jedynie potwierdzenia dla swoich wierzeń i przekonań. Bo o ile rozumiem, że jako taka hipoteza może budzić wątpliwości, o tyle nie pojmuję, jak można ignorować odkryty przeze mnie i udokumentowany związek przyczynowo-skutkowy, jaki ma miejsce w triadzie incydentów Emilcin-Przyrownica-Golina. Już sam fakt, znajomości między Zbigniewem Blanią i Witoldem Wawrzonkiem przed incydentem jest dla mnie oczywistym dowodem, że Emilcin był mistyfikacją. Gdy doda się do tego lokalizację wszystkich trzech zajść, sprawa staje się oczywista. A „kropką nad i” jest potwierdzony mi przez Helenę Wawrzonek fakt znajomości Witolda Wawrzonka z Janem Wolskim przed zajściami w Emilcinie.
Podobno pojawiły się zarzuty, że zajął się Pan sprawą, której główni bohaterowie, mam na myśli Jana Wolskiego, Zbigniewa Blanię i Witolda Wawrzonka, już nie żyją. Jak rozumiem, sformułowano zarzut, że nie mogą zabrać głosu. Czy nie myślał Pan o zajęciu się inną sprawą dotyczącą UFO w Polsce? Na przykład sprawą Grzegorza Nowaka i Góry Świętej Anny, czy zwyczajnie ten przypadek Pana nie interesuje?
Sprawa Grzegorza Nowaka zupełnie mnie nie interesuje. Emilcinem zająłem się dlatego, że to właśnie ta historia, o ironio, zdeterminowała całe moje życie, moją ciekawość do weryfikowania zagadek! Ale o tym już mówiłem. Ja rozumiem, że dla wąskiego grona wyznawców UFO z Emilcina twarde dowody przedstawione w mojej książce spowodowały przyspieszone tętno. Jednak zarzucanie jakiemukolwiek badaczowi, że weryfikuje historię, w dodatku na podstawie materiałów źródłowych, której uczestnicy nie żyją, jest absurdalne. To może wyburzmy całe katedry historii i archeologii, wszak tam też bada się zdarzenia, których świadkowie nie żyją. W sumie to tego typu zarzuty tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że dla niektórych wiara jest silniejsza niż argumenty.
Czy może Pan powiedzieć coś więcej na temat informacji o podejściu do tematu obcych cywilizacji przez Zbigniewa Blanię w późniejszych latach?
Z tego, co mi wiadomo, a tak się składa, że w 2003 roku korespondowałem ze Zbigniewem Blanią, skupiony był wówczas na temacie Całunu Turyńskiego. Jak się później okazało, gdy zdobyłem jego archiwum, wiele uwagi skupiał też na zagadce tzw. UFO Hitlera. Trudno mi powiedzieć co tak naprawdę myślał w sprawie obcych cywilizacji.
Wiadomo coś więcej na temat śmierci Blani? W książce wspomina Pan o wiadomości, według której miał zginąć przy konstruowanej przez siebie maszynie do kontaktu z obcymi. W jakim stopniu to pewna informacja?
Nie zajmowałem się tą sprawą. Informacja ta pochodzi od Marcina Mizery. Sądzę, że można ją podzielić przez sto, a potem wyciągnąć z wyniku pierwiastek trzeciego stopnia. Na pewno siostra Zbigniewa Blani niczego podobnego mi nie opowiedziała.
Czy po wydaniu pańskiej książki pojawił się jakiś pozytywny głos ze środowiska osób zainteresowanych UFO?
Zdecydowanie tak. Ale, co warto podkreślić, były to prywatne wiadomości z prośbą o ich niepublikowanie z obawy przed ostracyzmem ze strony polskich ufologów.
Czy w sprawie zdarzenia w Emilcinie pozostaje jeszcze jakiś element, który nadal nie dawałby Panu spokoju i zostawiał furtkę do przyznania racji co do autentyczności zdarzenia z 1978 roku?
Mało tego, że takiego argumentu nie poznałem przez ponad 10 lat od ukazania się mojej książki, to wręcz przeciwnie – szereg informacji, jakie usłyszałem, bądź zdobyłem później, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że zdarzenia w Emilcinie/Przyrownicy/Golinie to gigantyczna mistyfikacja i walka ze sobą dwóch przebiegłych pasjonatów UFO.
Czy po wydaniu książki trafił Pan na jakieś ważne informacje w sprawie Emilcina?
Oczywiście. I o tym będzie moja kolejna książka dotycząca tych zdarzeń. W przeciwieństwie do osób, które cały ten incydent traktują jako sposób na zarobienie pieniędzy, ja od ponad 10 lat wciąż metodycznie i po cichu zbieram kolejne materiały.
W książce o Emilcinie wyraża Pan bardzo stonowany osąd w sprawie kontaktu z obcą cywilizacją. Tymczasem w książce „Sprzymierzeniec” takowy kontakt Pan dopuszcza. Z czego to wynika? Czy w beletrystyce mógł – i chciał – Pan , ogólnie ujmując, pozwolić sobie na coś więcej? Na to, o czym może Pan myśli, ale nie znajduje się w publikowanych zazwyczaj książkach?
Beletrystyka rządzi się zupełnie innymi prawami niż literatura popularnonaukowa. W „Tajnych operacjach…” weryfikowałem konkretnie zdarzenie na podstawie konkretnych materiałów. Wniosek mogłem wyciągnąć tylko jeden – mistyfikacja. W mojej najnowszej książce będącej thrillerem science fiction poruszam dziesiątki tematów, które najkrócej można zawrzeć w stwierdzeniu: „Dokąd zmierza ludzkość?”. Nie mogłem w niej pominąć takich kwestii jak hipoteza ciemnego lasu, paradoks Fermiego czy, a zwłaszcza, ewolucja sztucznej inteligencji. Patrząc na fenomen samoorganizacji materii, począwszy od Wielkiego Wybuchu, trudno nie zadać sobie pytania, czy to, co wydarzyło się na naszej planecie w ciągu minionych niemal czterech miliardów lat, nie jest aby normą ewolucji Wszechświata. Dla mnie kluczowe pytanie brzmi: „Jak wyglądałaby technologia cywilizacji technicznej, rozwijającej się, jak nasza, tylko znacznie starszej?”. I właśnie próbę odpowiedzi na takie pytanie prezentuję w „Sprzymierzeńcu”. I obym się mylił w moich przewidywaniach.
Dziękuję za czas i rozmowę.
Rozmawiał: Jan Lorek, maj 2024
Bartosz Rdułtowski (ur. 1973), absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publicysta, dokumentalista i wydawca. Tropi zagadki historii związane z tajnymi projektami i operacjami wojskowymi. Jest autorem licznych artykułów i kilkudziesięciu książek.
comments powered by Disqus