„Miasto Latarni” tom 2 - recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 04-05-2024 23:57 ()


Komiksowy steampunk pokroju „Miasta Latarni” jest bardziej wprawką producencką, pakietem filmowym do realizacji blockbusterowej trylogii. Nie tyle do kin, ile wręcz na streaming. Niestety, tam, gdzie scenarzystów trzech (albo więcej) zwykle fabuła zdaje się powierzchowna. To wynik kompromisów i dyskusji toczących się pośród autorów. A ten zazwyczaj jest pośredni. Skojarzenia z Kinder niespodzianką, wewnątrz pustą, same się nasuwają. Jedynie warstwa wizualna jakoś się broni, zwłaszcza aspekty architektury niezwykłego, autorytarnego świata.

W drugim tomie zanurzamy się głębiej w meandry postapokaliptycznego świata autorstwa Trevora Craftsa, współtworzonego we współpracy z Bruce’em Boxleitnerem oraz Matthew Daleyem. Sander Jorvego, który w poprzedniej odsłonie podjął się karkołomnego zadania udawania gwardzisty dokonującego infiltracji, tym razem spotyka na swojej drodze samego władcę molochu. Ratując mu kilkukrotnie życie, wkupuje się w jego łaski i przeistacza się w jego prawą rękę. Głównemu bohaterowi awans społeczny nieco uderzy do głowy, ale szybko się zorientuje, że jego nowy pracodawca wcale nie jest tak racjonalny ani wspaniałomyślny jak przystałoby to na króla. W dodatku ma swoje tajemnice, które skrzętnie, w sposób pragmatyczny wykorzystuje przy okazji politycznych gierek. W tle jest również postępujący bunt mas, zwiastujący rychły koniec społecznej niesprawiedliwości.

Jako niezobowiązujące czytadło „Miasto Latarni” konsumuje się tak samo, jak fast food – szybko, bez większych ekscesów. Owszem, czuje się zapychany żołądek, ale sytość jest. W tym wypadku gatunkowa. Mamy tutaj bowiem do czynienia z dystopią łączącą elementy orwellowskie z walką klas znaną z pism Marksa i Engelsa. Największym mankamentem niniejszego komiksu jest poczucie powszedniości przedstawianych w nim zdarzeń, zwrotów akcji, rozwoju fabularnego. Co bardziej wprawieni w literaturę tematu czytelnicy będą trącić nosem za mało urozmaicone dialogi oraz płaskość charakterów poszczególnych postaci. W dodatku nic w kontekście przedstawionych podziałów oraz interesów bohaterów nie usprawiedliwia otoczki steampunku. Równie dobrze ta opowieść mogłaby być przedstawiona w innych warunkach światotwórczych, a nic nie straciłaby ze swojego wydźwięku. To niewątpliwie świadectwo generycznego scenariusza.

Jedynie warstwa graficzna wypracowana przez Carlosa Magno usprawiedliwia założenia związane z fantastyką naukową. Odczuwa się rozmach miasta ogromnych wież, jego rozwarstwienie, przepaść między bogatymi i biednymi. Warto zwrócić uwagę na piękne projekty powietrznych masztowców, umundurowania gwardzistów oraz wiktoriańskie wystroje wnętrz arystokracji z wież Greyów. Z drugiej strony nie ma tutaj nic, czego nie uświadczymy w inwencji twórców odpowiadających za dzieła z czasów belle epoque. Lektura „Miasta Latarni” może jednak uświadomić, jak mocno może wpłynąć na zachowanie człowieka sytuacja, a niekoniecznie przekonania. Mam tutaj na myśli żonę głównego bohatera, która w drugim tomie dozna niespodziewanej, ale w sumie wiarygodnej metamorfozy. Ot, lekka rozrywka stawiająca pytanie o to, co definiuje nas jako istoty społeczne – byt? A może świadomość?

 

Tytuł: Miasto Latarni tom 2

  • Scenariusz: Trevor Crafts, Matthew Delay, Mairghread Scott
  • Rysunki: Carlos Magno
  • Kolor: Chris Blythe
  • Wydawnictwo: Lost In Time
  • Data wydania: 25.03.2024 r.
  • Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
  • Druk: kolorowy
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Format: 170×260 mm
  • Stron: 128
  • ISBN: 978-83-67270-70-0
  • Cena: 65,00 zł

Dziękujemy wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus