„Avengers”: „Czas się kończy” tom 1 - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 14-04-2018 22:29 ()


Marvel nieustannie zaskakuje swoich czytelników. Tym razem wydawnictwo w trakcie runu Jonathana Hickmana ni stąd, ni zowąd postanowiło… zrestartować numerację serii „Avengers”. I tak oto mamy pierwszy tom, który nie jest pierwszym tomem. Co więcej, w tym albumie znalazły się zarówno zeszyty serii „Avengers” (#35-37), jak i „New Avengers” (#24-25). Trudno dopatrzeć się tu jakichkolwiek przesłanek tej decyzji, które wynikałyby z logiki opowieści. Po raz kolejny zdecydowały zapewne względy marketingowe. Tymczasem, żeby choć zbliżyć się do zrozumienia wszystkich wątków podejmowanych w tym tomie, nie tylko trzeba znać zdarzenia z obu tworzonych przez Hickmana serii („Avengers” i „New Avengers”), ale warto byłoby także przeczytać „Nieskończoność”, „Grzech pierworodny” i wiedzieć co się dzieje w kilku innych seriach. A i to nie gwarantuje ogarnięcia wszystkich zawiłości fabularnych, jakie oferuje ta opowieść.

John Hickman nadal prowadzi swoją narrację wielowątkowo. W związku z rozłamem w superbohaterskim gronie, naprzeciwko siebie stają Avengers (współpracujący z SHIELD) i Iluminaci. Jak pamiętamy, źródłem tego konfliktu były przeciwstawne wyobrażenia na temat tego, jak należy radzić sobie z kolejnymi inkursjami, które mogą zagrażać Ziemi. W skład pierwszych wchodzą m.in.: starzejący się po utracie serum superżołnierza Steve Rogers, Hawkeye, Kapitan Marvel, Kapitan Ameryka (aktualnie Sam Wilson) oraz żona Reeda Richardsa. W pewnym sensie niezależnie od tej grupy działania zmierzające do ratowania świata podejmuje doktor Roberto da Costa, który werbuje Starbranda, Nightmaska, Thora oraz Hyperiona. Wśród Iluminatów znajdziemy natomiast chociażby Reeda Richardsa, Beasta, Hulka, Czarną Panterę, a także Kapitana Brytanię. Byli tu również Iron Man oraz Doktor Strange, ale aktualnie gdzieś zniknęli. Do życia powołana została także Koteria – grupa składająca się ze złoczyńców, którzy wzięli na siebie obowiązek niszczenia innych światów, by uratować ten nasz. Trzeba przy tym odnotować, że Thanos i spółka robią to z wyraźną przyjemnością. I właśnie ta nadmierna gorliwość sprawia, że ten, od którego to przedsięwzięcie się zaczęło, czyli Namor, stopniowo dystansuje się wobec ich poczynań. Próbuje nawet sprzymierzyć się z Doomem, by położyć kres działalności Koterii, ale niestety ten ma inne plany.   

Teraz przedstawiciele poszczególnych grup – oczywiście wszystkim zależy na uratowaniu świata – grają ze sobą w podchody, szukając sposobu na pokonanie przeciwnika, a jednocześnie uratować świat przed zagładą. Wszystko to rozgrywa się zaś w warunkach, w których, zgodnie z tytułem… czas się kończy. Krótko mówiąc, nieustannie następujące inkursje prowadzą do śmierci kolejnych światów i tylko kwestią czasu jest śmierć naszego świata, a nasi bohaterowie postanawiają… walczyć między sobą. I nic to, że tak naprawdę ich wojenka jest możliwa tylko dzięki temu, że przedstawiciele Koterii nie mają żadnych skrupułów w niszczeniu kolejnych światów – odnotujmy w międzyczasie zapobiegli już kilku katastrofom. To dzięki nim superbohaterowie mogą bawić się w roztrząsanie dylematów moralnych i zastanawianie się nad przyszłością świata. Podczas lektury rodzą się zatem pytania, czy Hickman zrobił to wszystko celowo, czy po prostu już dawno stracił panowanie nad tą serią. Przy pierwszej interpretacji jego absurdalnie rozdmuchaną opowieść można byłoby potraktować jako zjadliwą ironię na superbohaterskie absurdy, przy drugiej natomiast należałoby uznać, że jego seria sama popadła w kłopoty typowe dla współczesnego superbohaterstwa.

Na szczęście album podobnie jak poprzednie całkiem dobrze prezentuje się pod względem graficznym. Mamy tu do czynienia z dużą różnorodnością – każdy z rysowników prezentuje nieco inną stylistykę, zatem jest duże prawdopodobieństwo znalezienia czegoś dla siebie. Nie tylko każdy z poszczególnych zeszytów jest tym razem rysowany przez innego artystę, ale – co więcej – pierwszy z rozdziałów został stworzony przez czterech różnych rysowników. Te graficzne przeskoki są jednak o tyle bezbolesne, że każdy z twórców prowadzi zazwyczaj osobny wątek tej historii. Na tle całego tomu na pewno wyróżniają się pełne gęstego, mięsistego kreskowania rysunki Mike’a Deodato w ostatnim rozdziale (Avengers #37).  

Podczas lektury tego tomu trudno powstrzymać się od refleksji, że Hickman doprowadził swoją opowieść do momentu, w którym zaczęła ona niebezpiecznie przypominać „Civil War”. Oto znów dwie frakcje superbohaterów stają do bratobójczej walki, którą zapowiada okładka kolejnego tomu tej opowieści. Tego typu konflikty zawsze wzbudzają jednak ciekawość czytelników i zapewne o to właśnie chodzi Hickmanowi. Można bowiem odnieść wrażenie, że stara się on teraz sprowadzić całą tę historię do prostego konfliktu, w którym na drugi plan zejdą wszelkie zawiłości fabularne. Tym bardziej że jak pokazuje dość zaskakujące zakończenie komiksu, w grę będą wchodzić także jednostkowe dramaty związane z tym rozłamem. Czy jednak sprowadzenie całej opowieści do wątków melodramatycznych i wykorzystanie zgranego już schematu konfliktu w wielkiej superbohaterskiej rodzinie jest w stanie ją uratować? Niestety trudno tu o optymizm.  

 

Tytuł: „Avengers”: „Czas się kończy” tom 1

  • Tytuł oryginalny: “Avengers: Time Runs Out Vol. 1”
  • Scenariusz: Jonathan Hickman
  • Rysunki: Stefano Caselli, Jim Cheung, Mike Deodato, Valerio Schiti, Kev Walker
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 28.03.2018 r.
  • Wydawca oryginału: Marvel Comics
  • Objętość: 144 strony
  • Format 165x255 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

Galeria


comments powered by Disqus