„Dungeons & Dragons” tom 4: „Zło u Wrót Baldura” - recenzja
Dodane: 23-04-2024 20:20 ()
Egmont kontynuuje linię wydawniczą Dungeon and Dragons, dzięki czemu na rynku pojawił się tom czwarty rzeczonej serii, zatytułowany Zło u Wrót Baldura. I jedynie tak naprawdę co mogę dobrego napisać o tym tomiku to, że… w ogóle jest. Niestety, w porównaniu – i przeciwieństwie – do poprzednich tym razem nie jest tutaj za dobrze, tzn. nie jest to odcinek, który czyta się z zapartym tchem. Ewidentnie „coś” nie zagrało. Co? Sprawdźmy.
„Minsc, Krydle, Shandie, Delina, Nerys i Boo nareszcie wracają do miasta. Jednak, choć nie zdają sobie z tego sprawy, przygody w Ravenlofcie i na mroźnej północy odmieniły każdego z nich. Teraz wszystkich członków drużyny czeka próba, zanim będą gotowi stawić czoło przeznaczeniu” – tyle wydawca. I właśnie problem z tym tomem wynika w dużej mierze z jego konstrukcji. Ekipa bohaterów owszem wróciła do Wrót Baldura, ale tutaj się… rozdzieliła. I cała akcja tej odsłony serii, to krótkie historie opisujące wątki każdego z bohaterów z osobna. Nie mamy więc tu spójnej historii, a de facto niewiele też każda z nich – no w porządku, z małymi wyjątkami - wnosi do poprzednich odsłon.
Najgorsze, jest jednak to, że nie są to historie specjalnie nas angażujące. Ot, przeczytamy, ot niekiedy się uśmiechniemy czy zadziwimy, ale w większości po prostu przez nie przemkniemy po to tylko by za chwilę o nich zapomnieć. Na pewno plusem może być fakt, że poszczególne postaci dostają swoje pięć minut chwały, co prowadzi do takich sytuacji, że i nawet pewien chomik staje się głównym bohaterem historii, ale to w moim przekonaniu nie do końca ratuje sytuację. Tej nie ratuje zresztą też awanturniczy klimat znany z sesji erpegowych, które rozgrywacie. Niby jest, niby są bitwy, różnorodni przeciwnicy, ale znów nie do końca nas to wkręca w całą opowieść i odczuwamy (a przynajmniej ja odczuwałem) obojętność. Do tego wszystkiego dochodzą też dość drętwe, nawet jak na taką konwencję, dialogi, którymi operują postaci. Cały ten tom jest właśnie taki nijaki, co dziwi, tym bardziej że poprzednie odsłony tej serii naprawdę były angażujące, ciekawe i z nieukrywaną satysfakcją się spędzało z nimi czas. Tutaj niestety tak nie jest i tak szybko, jak tom ten przeczytałem, tak szybko o nim zapomniałem.
Jakby wszystkich tych sytuacji było mało, to jeszcze dodatkowo do przeciętnej fabuły dostosował się też i rysownik, przez co otrzymaliśmy część mocno średnią graficznie. Ot typowy przedstawiciel taśmowej produkcji komiksowej robionej niemalże na „odpierdziel”, gdzie owszem nie jest źle czy brzydko, ale klimatu czy pasji w tym za grosz. Trudno jest więc zatrzymać się na jakimś kadrze na dłużej czy planszę traktować jak coś więcej niż tylko komiksowy panel. Tła nie zachwycają, nakładane kolory niekiedy wyglądają dość amatorsko, a i sami bohaterowie czy sceny bójek nie przyprawiają o ciarki na plecach. Są i tyle, nic więcej.
Niestety, „Zło u Wrót Baldura” nie zachwyciło, co dziwi mnie tym mocniej, że poprzednie odsłony naprawdę mogły się podobać. Mam tylko nadzieję, że to chwilowa zadyszka i szybko wszystko wróci na właściwe tory, czego sobie i wam życzę.
Tytuł: Dungeons & Dragons tom 4: Zło u Wrót Baldura
- Scenariusz: Jim Zub
- Rysunki: Harvey Tolibao, Steven Cummings, Ramón F. Bachs, Dean Kotz, Francesco Mortarino
- Wydawnictwo: Egmont
- Data wydania: 28.02.2024 r.
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Druk: kolor
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Format: 167x255 mm
- Stron: 120
- ISBN: 9788328157538
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus